Chrzanić miłość

2.3K 119 18
                                    

     Plan był prosty: otworzyć sejf, wpakować pieniądze do toreb i pokazać policji, że tak naprawdę już dopięliśmy swego. Założyć maski, wyjść przed mennicę i strzelić kilka razy w ziemię, nikogo przy tym nie raniąc.

- Moi drodzy, teraz grzecznie usiądziecie pod ścianą i będziecie słuchać naszych poleceń. - Wskazałam na Berlina, który stał obok i uśmiechnęłam się szeroko. - Jeszcze nie zdążyłam wam się przedstawić, wybaczcie, że zachowałam się tak niekulturalnie. - Zakładnicy wbili we mnie tępe spojrzenia, część z nich trzęsła się ze strachu, po kryjomu odsuwając się ode mnie jak najdalej. - Jestem Londyn i wraz z Berlinem dowodzimy tym napadem. Nic wam się nie stanie, jeżeli będziecie słuchać poleceń. - Przerwałam na moment, szukając w tłumie Arturo. Bingo! Wkurzająca galaretka trzęsła się w kącie, obgryzając paznokcie. - Arturito! Powiedz państwu, jak miłosiernie cię potraktowałam. - Zbladł jak ściana za jego plecami. - Arturito, nie ma się czego wstydzić! W końcu wykazałeś się niesamowitą odwagą, nie pamiętasz?

- Błagam, nie róbcie mi krzywdy... - wymamrotał

- Chodź, pozwolę ci wykazać się odwagą jeszcze raz, tym razem tak, żeby wszyscy mogli to zobaczyć. - Zakładnicy jęknęli, przeczuwając, że zaraz wydarzy się coś złego.

     Nękanie ludzi nigdy nie należało do moich ulubionych czynności, ale ten facet ma w sobie coś tak wkurzającego, że aż nie możesz się powstrzymać od powbijania mu kilku igiełek.

     Westchnęłam przeciągle i postukałam palcem w brodę, udając, że się nad czymś gorączkowo zastanawiam.

- Berlin, jak myślisz, powinnam dać Arturito jeszcze jedną szansę?

Uśmiechnął się półgębkiem i z przekonaniem pokiwał głową.

- W końcu każdy z nas zasługuje na drugą szansę.

     Zwalczyłam obrzydzenie, po czym uniosłam Arturo za kołnierz kombinezonu. Całą salą wstrząsnął wrzask, kiedy szybkim ruchem załadowałam magazynek i przyłożyłam lufę do skroni Arturo. Mamrotał pod nosem jakieś niezrozumiałe modlitwy, a także imię jakiejś kobiety. Trzeba przyznać, że Arturito mnie mocno zaskoczył - nie spodziewałam się, że ktoś taki jak on może mieć jednocześnie żonę i kochankę.

Wcisnęłam do jego spoconej ręki drugi pistolet, co natychmiast spotkało się z dzikim protestem zakładników. Arturito Wspaniały, wódz zakładników Królewskiej Mennicy Hiszpanii.

- A teraz przyciśnij lufę o tutaj. - Postukałam się palcem w punkt między moimi oczami. - Dokończ to, co chciałeś zrobić.

Pokręcił tylko głową, wodząc wzrokiem w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku.

- Zrób to, bo inaczej wystrzelę - warknęłam i jeszcze mocniej przycisnęłam broń do jego głowy

- Jeżeli jej nie posłuchasz, zabiję także twoją uroczą sekretarkę. - Berlin zmrużył oczy i jakby od niechcenia wycelował w Monicę.

Biedaczka wybuchnęła szlochem, nie mogąc zaczerpnąć powietrza.

- Nie chcemy niczyjej krzywdy, a jedynie nauczyć was posłuszeństwa i zapewnić choć trochę rozrywki. - Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Berlinem. - Arturo, masz pięć sekund. Raz, dwa, trzy...

Uniósł broń, a sekundę później poczułam na czole nieprzyjemny chłód.

- Bardzo dobrze, a teraz weź głęboki wdech i pociągnij za spust - powiedziałam z przekonaniem, nie zwracając uwagi na jego błagania

Berlin chrząknął znacząco przy Monicę, muskając palcem spust. To wystarczyło, bu Arturito Wspaniały podjął mądrą decyzję. Nacisnął spust atrapy, ale w tym samym momencie na zewnątrz rozległ się prawdziwy strzał.

𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz