Rozdział 5 - Nie mogę jej pomóc, bo mnie odpycha

954 44 0
                                    

- Doktorze Banner, jest pan proszony do piętra szpitalnego. Agentka Romanoff jest w stanie krytycznym - usłyszałam powiadomienie Jarvisa.

Spojrzałam na Bannera. Jego twarz wyrażała jedno: przerażenie. Nie czekając ani chwili, oboje pobiegliśmy do windy, aby dostać się do części szpitalnej. Sama nie wiem co czułam ani czemu tak gwałtownie zareagowałam. Powinnam wzruszyć ramionami i wrócić do oglądania telewizji, a zamiast tego siedzę w windzie, obserwując naukowca, który wydawał się całkiem wytrącony z równowagi. Trzęsącymi dłońmi przecierał twarz, chodząc po małej przestrzeni windy.

- W takim stanie jej nie pomożesz - powiedziałam do Bannera. Mężczyzna nie odpowiedział mi, tylko zatrzymał się i schował twarz w dłoniach. Widziałam, że zaczął głęboko oddychać próbując się uspokoić. - Hulka też tu nie potrzebujemy - oznajmiłam, widząc, że na jego szyi pojawia się zielony odcień.

Zmrużyłam oczy, obserwując jego zachowanie. Zawsze spokojny naukowiec został wytrącony z równowagi przez umierającą Natashę. Czy tak się zachowuje osoba, od której zależy życie jej przyjaciółki czy to coś więcej?

W końcu winda się zatrzymała, a Banner pędem ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym, jak przypuszczam, jest Natasha. Z lekkim wahaniem skierowałam się w tą samą stronę. 

Nie powinnam tam iść. Przecież jej nienawidzę. Jeszcze mogę zmienić zdanie. Wystarczy odwrócić się i z powrotem wejść do windy. To nic trudnego. 

Dlaczego w takim razie, krok za krokiem, zbliżam się do Natashy? Dlaczego nie potrafię odwrócić się na pięcie? Przecież ona by to zrobiła. Zostawienie mnie nie stanowiłoby dla niej żadnego problemu. 

Zachowuję się irracjonalnie. Moje myśli są jedną wielką gonitwą. Nie potrafię chwycić żadnej z nich i na niej się skupić. Z każdym pokonanym krokiem czuję jak moje serce uderza jeszcze szybciej, a oddech staje się urywany. Bałam się. Już tak dawno tego nie czułam, że prawie zapomniałam jak to jest czuć prawdziwy strach. 

Przez ostatnie piętnaście lat tyle razy ocierałam się o śmierć, byłam wysyłana na niebezpieczne, a jednak wtedy byłam spokojniejsza. Nie miałam dla kogo wracać, więc nie zależało mi na tym. Moim jedynym celem były niekończące się misje. Gdybym z którejś nie wróciła, nikt by się nie przejął. 

Teraz się bałam i nie mam pojęcia skąd to uczucie się pojawiło.

W końcu dotarłam do ogromnej szyby, która oddzielała korytarz od przestronnej sali operacyjnej. Zatrzymałam się tuż przed nią, przyglądając się sytuacji. Nie miałam odwagi wejść do środka. Wystarczyło, że wbrew sobie byłam obok. 

W środku oprócz Bannera zauważyłam Bartona, Starka i Rogersa. Wszyscy byli skupieni na postaci, która znajdowała się w jakimś oszklonym urządzeniu. Z tej odległości nie mogłam dostrzec twarzy, ale wiedziałam, że była to Natasha. Jedynym co widziałam nad wyraz dobrze była krew. Bardzo dużo krwi.

Poczułam jak przeraźliwe zimno rozchodzi się po moim ciele. Sama nie wiem czemu tak reaguję. Natasha jest moją siostrą, owszem, ale nienawidzę jej, więc dlaczego zachowuję się jakby umierał ktoś na kim mi zależy?

Uważnie obserwowałam rozgrywającą się przede mną sytuację chcąc dowiedzieć się czegokolwiek o stanie Natashy. Niestety, pomieszczenie było dźwiękoszczelne, ale mogłam wysunąć sporo wniosków z samej obserwacji.

Bannerowi musiało udać się zapanowanie nad wewnętrzną bestią, bo mimo że wciąż biegał po sali zdenerwowany, sprawdzając jakieś wyniki na różnych monitorach i hologramach, to nie zauważyłam żeby jego skóra zmieniała kolor. Zachowywał się inaczej niż zwykle. Zawsze był spokojny i opanowany. Doskonale wiedział czym w jego przypadku może skończyć się nadmiar adrenaliny, więc panował nad swoimi nerwami. Dzisiaj zrobił to z ledwością. Szarpały nim emocje, przez które nie był sobą. Tak samo jak mnie. 

Porzuć przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz