Rozdział 22 - Musisz z tym walczyć

726 29 7
                                    

- Cholera, pomyliłem strzykawki - usłyszałam męski głos. 

Sens wypowiedzianych słów dotarł do mnie dopiero po dłuższej chwili. Wstrzyknął mi wzmocnioną dawkę, przeznaczoną dla Steve'a. 

Mój krzyk ponownie wypełnił pomieszczenie. Nie mogłam tego powstrzymać.

- Pomyliłeś strzykawki? - zapytał Strucker. W jego głosie słychać było zdenerwowanie i zażenowanie całą tą sytuacją. - Tak po prostu? - zaśmiał się bez cienia humoru. 

Następny krzyk wydostał się z mojego gardła, jednak tym razem nie był to jedyny dźwięk. Po pomieszczeniu rozniósł się strzał, a po nim usłyszałam jak ciało upada na podłogę.

- Ciężko dziś o odpowiedzialnych agentów - westchnął Strucker. - No cóż, Rogers. Najwidoczniej będziesz miał jeszcze lepszy widok. Miłego oglądania jak twoja ukochana umiera w męczarniach - oznajmił z drwiną. 

Z moich oczu popłynęło więcej łez, a ciało zwinęło się w ciasną kulkę. Wiedziałam, że ma rację. Poczułam to, kiedy pierwsza fala bólu wypełniła moje ciało. Nie miałam szans na przeżycie tego. Substancja była zbyt silna. Pozostawało czekać aż działanie się wzmocni, a ja odpłynę i tym razem już się nie obudzę.

- A, jeszcze jedno - ponownie usłyszałam głos Struckera. - Kiedy będzie umierać, pamiętaj, że to przez ciebie. Zginie, bo kochała ciebie - oznajmił z chorą satysfakcją.

Wciąż nie żałowałam tego uczucia. Mimo że ból się nasilał, a ja byłam kompletnie pozbawiona sił. Ostatni miesiąc był najlepszym okresem mojego życia.

- Zostawimy was samych. Cieszcie się ostatnimi wspólnymi chwilami - powiedział sarkastycznie, po czym usłyszałam trzask drzwi. W pomieszczeniu zapanowała błoga cisza, przerywana tylko moimi jękami. 

Nie mogę uwierzyć, że właśnie tak skończę. Tyle razy uciekałam śmierci sprzed nosa. Wywinęłam się z niejednej trudnej sytuacji. Całe życie walczyłam w niebezpiecznych akcjach. A moją zgubą miała być głupia pomyłka agenta. Jedynym pocieszeniem, o którym mogłam teraz myśleć był fakt, że Scarlotti nie dostanie mnie w swoje ohydne łapska. 

- Kate - usłyszałam cichy szept. 

Tak bardzo chciałam do niego podejść i go przytulić. Jeszcze raz spróbować z nim ucieczki. Zrobić cokolwiek. Niestety, jedyne na co wystarczało mi sił było zwijanie się z niewyobrażalnego bólu.

- Kate, musisz z tym walczyć - mówił dalej. 

Coś szarpnęło moim ciałem, a z oczu popłynęło więcej łez. Jak mogłam walczyć, skoro byłam tak bardzo bezsilna?

- Walcz - powiedział. 

Spróbowałam otworzyć oczy, chcąc spojrzeć na niego. Przynajmniej będzie ostatnią osobą, którą zobaczę.

Moje spojrzenie od razu trafiło na parę błękitnych tęczówek. Steve z desperacją szarpał łańcuchami, jednak nie miał szans na wyrwanie się. 

Poddałam się kolejnej fali bólu, wyginając plecy w łuk. To jest okropne. Czuję jak z każdą kolejną minutą słabnę coraz bardziej.

- Nie dam rady - szepnęłam, chociaż gardło zaczęło mi się zaciskać. 

Na potwierdzenie moich słów, poczułam jak ciepła ciecz spływa na moje usta. Zbierając w sobie resztki siły, podniosłam dłoń do nosa. Tak jak przeczuwałam, na ręce pojawiły się czerwone plamy krwi.

- Dasz, zawsze dajesz, pamiętasz? To nie jest odpowiednia chwila na przyznawanie się do słabości. Zapomnij o tym czego cię uczyłem i walcz dalej. Pokaż, że nic nie może cię zranić - powiedział, a ja uśmiechnęłam się na wspomnienie wszystkich chwil, w których mi to wypominał. Tak często musiał to robić. 

Porzuć przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz