Rozdział 2 - To już wasza zasługa

1.2K 45 5
                                    

Z głębokiego snu wyrwał mnie denerwujący odgłos budzika. Łóżko, na którym spałam był tak wygodne, że ani trochę nie miałam ochoty jeszcze wstawać. Niezadowolona z pobudki, zakryłam się poduszką i odwróciłam w drugą stronę.

Niestety, musiałam pamiętać o tym gdzie się teraz znajduję. Jeśli nie chcę się od rana natknąć na Natashę albo Bartona, to muszę już zejść na śniadanie. Nie chciałam ich spotkać. Jeszcze nie. Najpierw wolałam trochę lepiej zaaklimatyzować się w wieży, poznać resztę i ustalić jakąś taktykę na wykonanie misji. Kontakt z siostrą i jej cholernym przyjacielem mógł wywołać niepotrzebne emocje.  

Jęknęłam żałośnie podejmując decyzję o wstaniu. Musiałam to zrobić. Zaczęłam na ślepo szukać dłonią budzika na stoliku nocnym. 

- No wyłącz się, no - mruknęłam częściowo przez sen. Ku mojemu zdziwieniu pikanie ustało.

- Dzień dobry, panienko Romanoff. Jest dwudziesty pierwszy marca, godzina szósta. Dzisiejsza pogoda w Nowym Yorku zapowiada się wspaniale, jest dwanaście stopni i, jak widać za oknem, świeci słońce - usłyszałam męski głos, na co skoczyłam na równe nogi i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Nikogo nie zauważyłam.

- Pokaż się - powiedziałam. Sen sprzed kilku minut odszedł w zapomnienie, a ja byłam gotowa do konfrontacji z intruzem. 

- Cóż to raczej niemożliwe, panienko Romanoff, gdyż nie mam fizycznej postaci - usłyszałam ten sam głos i obróciłam się wokół siebie, ponownie nikogo nie zauważając. - Jestem Jarvis, sztuczna inteligencja pana Starka. Mam widok na cały ten wieżowiec i służe swoją pomocą mieszkańcom - odpowiedział, na co uspokoiłam się odrobinę. 

Rogers i Stark wspominali coś wczoraj o Jarvisie. Nie spodziewałam się jednak, że jego głos będzie tak bardzo przypominał głos ludzki. Sztuczna inteligencja, której używała Hydra, brzmiała znacznie bardziej komputerowo i nie każdy jej używał. 

- Czyli mógłbyś mi powiedzieć, gdzie znajdę kuchnię? - zapytałam, podchodząc do szafy w celu znalezienia jakiegoś ubrania na dzisiaj. 

W końcu zadowoliłam się czarną koszulką i tego samego koloru legginsami, pamiętając o celu swojej misji. Musiałam zwrócić na siebie uwagę Rogersa. Problem w tym, że nie bardzo wiedziałam co go pociąga, więc postanowiłam zastosować taktykę prób i błędów. Przynajmniej wiedziałam, że gustował w kobietach z silną osobowością. W końcu ta cała Margaret Carter była twardą sztuką.

- Naturalnie, piętro trzydzieste czwarte. Znajdzie tam panienka kuchnię i jadalnię - usłyszałam w odpowiedzi. Przewróciłam oczami, ponownie słysząc ten denerwujący zwrot.  

- Możesz przestać z tą panienką? - warknęłam zirytowana, wchodząc do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Byłam przyzwyczajona do zupełnie innego traktowania, a ta cała grzeczność i szacunek zaczynały mnie irytować. Robiłam za więźnia czy honorowego gościa? Mogliby się zdecydować. 

- Oczywiście, więc jak mam się do panienki zwracać? - usłyszałam i aż trzasnęłam ze złości szafką, w której znalazłam kilka kosmetyków do makijażu. Dobrze, że nauczyłam się malowania wcześniej. Zabawne jak łatwo uwodzi się naiwnych mężczyznych za pomocą odpowiedniego wyglądu. 

- Katerine wystarczy - oznajmiłam. W mojej głowie pojawiły się zwroty, których używano w stosunku do mnie  w Hydrze i KGB. Zdecydowanie, imię było najlepszym wyjściem. 

- Wedle życzenia, Katerine. Jeśli będziesz potrzebowała, służę pomocą - usłyszałam, na co prychnęłam pod nosem. 

- Powtarzasz się gościu - mruknęłam, ale nie uzyskałam już żadnej odpowiedzi. 

Porzuć przeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz