— Odsuń się od mojej kobiety, ty kurwo! — głos Vincenta był stanowczy i opanowany. Sebastian powoli wstał i odsunął się ode mnie.
— Nic ci nie jest? — zapytał. Przecząco pokiwałam głową.
— Fabio, zabierz ja stąd. Musimy sobie z Sebastianem porozmawiać i przypomnieć pewne zasady. Schował broń za pasek spodni i z całej siły uderzył Sebastiana w TWARZ.
— Jak śmiałeś ty śmieciu?! Zapomniałeś, kto jest szefem? Zapomniałeś o zasadach? Wiesz, co cię czeka!
Vincent wpadł w szał. Okładał Sebastiana jak w amoku. Fabio, podszedł do mnie i złapał za łokieć, żebym poszła razem z nim. Byłam przerażona stanem, w jakim znajdował się Vincent, jednak w środku czułam, że Sebastianowi się należało.
— Vincent? — zawołałam swojego mężczyznę, stojąc w progu pokoju.
Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.
— Idź z Fabiem. Szybko się uwinę. — Jego głos był zimny jak lód, pozbawiony wszelkich pozytywnych emocji. Wiedziałam, że w tej chwili nie mogę liczyć na to, że usłyszę cudowny, ciepły i spokojny głos Vinsa. W tej chwili był bezwzględnym mafiosem, który musiał wymierzyć karę za nieposłuszeństwo.
Nim Fabio zdążył zamknąć za mną drzwi, słyszałam, jak Vincent okłada Sebastiana. Ochroniarz nie stawiał oporu. Wiedział, że jest na przegranej pozycji, wiedział również, jaki czeka go los, za którego czyn usiłował się dopuścić. Zasady były proste, miał mnie ochraniać, a nie dobierać się do mnie pod nieobecność Vincenta. Porywając się na ten czyn, sam założył sobie pętle na szyję.
Podążałam za Fabiem drewnianymi schodami w dół do salonu. Gdy dotarliśmy do skórzanych sof, Fabio zdjął marynarkę i rozpiął kilka guzików koszuli, podwinął rękawy i podszedł do barku, gdzie stały karafki z alkoholami.
— Nalać ci? — zapytał, wskazując whisky. Kiwnęłam głowa na znak, że z chęcią się napije. Odwrócił się do mnie tyłem, żeby po chwili wrócić z dwiema szklankami bursztynowego płynu. Podał mi jedna i usiadł na wprost mnie.
— Co się stało? — zapytał łagodnie, a jego błękitne oczy wpatrywały się we mnie z troską.
— Dobre pytanie. Dobierał się do mnie, kiedy zasnęłam. — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Jebana kurwa. Vincent powinien mu najpierw odstrzelić jaja a na końcu w pakować kulkę w łeb. — Fabio nie krył oburzenia. W jego łagodnym spojrzeniu tańczyły iskry wściekłości.
— Co się stało? — Zapytała Iza, zmierzająca w naszym kierunku. — Obudził mnie hałas. Gdzie Vincent?
— spuszcza Sebastianowi zasłużony, wypierdol. — odpowiedział Fabio.
— Aha, fajnie. — odpowiedziała zaspana, przecierając oczy. — że co kurwa?! — jej oczy momentalnie zrobiły się ogromne i zniknęły z nich resztki snu.
— Lena? — Spojrzała na mnie pytająco.
— Usiądź, to ci opowiem.
Zajęła miejsce obok Fabia, wciskając mu się pod pachę. Fabio, pocałował ją lekko w głowę i otoczył ramieniem. Lubiłam na nich patrzeć. Byli dla siebie stworzeni i wspólnie tworzyli cudowny obrazek.
Podciągnęłam kolana pod brodę, wzielam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
— Miałaś rację. — powiedziałam, kończąc swoją historię.
— Ale się wszystko pojebało. Myślałam, że jest nie tylko naszym ochroniarzem, ale i przyjacielem. — odpowiedziała, wciąż jeszcze w szoku.
CZYTASZ
Kontrakt na seks : Kobiety Vincenta
Romance"Czekałam zestresowana przed wejściem do kościoła. Moja suknia ślubna, połyskiwała radośnie dzięki promykom opadającego na nią słońca. Wiatr rozwiewał łagodnie moje włosy. Dziś miał nadejść najpiękniejszy i zarazem najszczęśliwszy dzień mojego życia...