ROZDZIAŁ 9

13.1K 351 13
                                    

   

Szkło z rozbitej szklanki pokaleczyło moje bose stopy. Stałam nieruchomo w jednym miejscu. Informacja, jaką przed chwilą usłyszałam, sparaliżowała mnie.

— Lena? Wszystko dobrze? — Vincent stanął tuż za mną, obejmując mnie. W jednej chwili cały wypity alkohol dzisiejszego wieczoru wyparował ze mnie.

— Nic kurwa nie jest dobrze! Znów usłyszę, pakuj się, jedziesz do Polski? Jakim cudem ona za tym stoi, skoro podobno nie żyje?! Czemu ja muszę być jej ofiarą i jaki ma kurwa problem do mnie? Daj mi broń, to ją zastrzelę i umrze przynajmniej na pewno! — wyrzygałam z siebie całe emocje, jakie mi towarzyszyły tego dnia.

— proszę, wczuła się w rolę żony mafiosa. — Skomentował Fabio z uśmiechem.

— Skoro o wszystkim wiedziałaś, czemu nie pisnęłaś ani słowa? — powiedziałam oskarżycielskim tonem do przyjaciółki.

— Fabio zadzwonił do mnie przed naszym wyjazdem, żeby nas ostrzec. Miałam ci nic nie mówić, żebyś nie była zestresowana.

— Pięknie kurwa! Wprost zajebiście! Jakaś wariatka zmartwychwstała i chce mnie zabić. Nie no jaki stres, przecież to wręcz normalne! — wybuchnęłam. Zamierzałam dolać sobie whisky, sięgnęłam po następną szklankę, która stała obok butelki.

— Nie pij już. — Dłoń Vincenta zastawiła mi szklankę.

— To nie rozwiąże problemu. — Spojrzałam w jego łagodne oczy.

— Mam dosyć. — Powiedziałam szeptem, wtulając twarz w jego nagi tors.

— Boję się, że skoro Elena żyje, to odeślesz mnie do Polski na stałe. — wyznałam.

Vincent odsunął się ode mnie na pół kroku i złapał moją twarz w dłonie.

— czy ty zupełnie oszalałaś?! Nawet nie myśl w ten sposób! Nauczyłem się żyć bez niej, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jeśli będzie trzeba, zabije sukę. — Jego głos był donośny i władczy. Moje słowa zdenerwowały go do tego stopnia, że sam sięgnął po szklankę z alkoholem i jednym tchem wypił jej zawartość. Odstawiając pustą szklankę, spojrzał w dół. Moje stopy były poranione odłamkami rozbitej szklanki. Z drobnych ran sączyła się krew.

— Kurwa Mac! — krzyknął zdenerwowany. Nim zdążyłam się zorientować, o co chodzi, przerzucił mnie przez bark i zaniósł na sofę.

— To nic... — zaczęłam się tłumaczyć, kiedy Vincent oglądał rozcięcia. Nie czułam bólu, dzięki ilości wypitego alkoholu.

Vins krzątał się po kuchni, szukając opatrunków i czegoś do odkażenia ran.

— Fabio, zerknij czy nie trzeba będzie przypadkiem szyć, wydaje mi się, że rany nie są głębokie, ale nie mam takiej wprawy jak ty. —Powiedział, wracając z bandażami.

Fabio, podszedł do mnie i ostrożnie uniósł najpierw jedną , następnie drugą stopę.

— Daj mi coś, czym będę mógł wyjąć szkło. — Powiedział do Vincenta.

— Mam pęsetkę! — wtrąciła Iza i pospiesznie udała się do pokoju. Wróciła po chwili niosąc, przedmiot.

— Dajcie spokój! To nic takiego do cholery. — powiedziałam mocno poirytowana ich nadmiernym zaangażowaniem.

— Widziałaś swoje stopy? — zapytał Fabio, wyjmując dosyć spory odłamek szkła z mojej nogi. —Przynieś mi igłę i nici. Trzeba będzie założyć kilka szwów, przynajmniej na tej nodze. Nie wiem, czy nie będziemy musieli jej znieczulić przed szyciem, chociaż wygląda na dobrze znieczuloną. — spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.

Kontrakt na seks : Kobiety VincentaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz