ROZDZIAŁ 11

11.3K 315 21
                                    

  
— Pobudka śpiochu. — usłyszałam seksowny głos Vincenta tuż obok mojego ucha. Otworzyłam powoli oczy. Mój mężczyzna siedział obok mnie na łóżku, trzymając w rękach kubki z kawą.

— Wyspana? — zapytał czule.

— Nie. — odpowiedziałam, usiłując nakryć się kołdrą po same oczy.

— o nie, nie, kochanie. Przypominam ci, że niebawem zjawi się tu całe stado ludzi zajmujących się waszymi paznokciami, włosami i całą resztą. Wstawaj. — Powiedział, ściągając ze mnie kołdrę.

Poddałam się, gdy przylgnął do mnie swoim boskim ciałem. Usiadłam na łóżku i oparłam się o zagłówek.

— Na którą jest ten bal? — zapytałam.

– o 20 musimy być na miejscu. Masz spokojnie 12h, żeby zrobić się na bóstwo. — wyszczerzył się bezczelnie.

Pomaszerowałam do garderoby w poszukiwaniu ubrań. Uznałam, że luźny sweterek i dżinsy będą na tyle wygodne, żeby przetrwać przygotowania i na tyle wyjściowe, żeby się pokazać ludziom. Ubrana, pomaszerowałam na dół do kuchni, gdzie czekał na mnie Vincent wraz z moją mamą i resztą domowników. 

Zjedliśmy wspólnie śniadanie, a tuż po nim zaczęli się zjeżdżać ludzie odpowiedzialni za nasz wygląd dzisiejszego wieczoru.


Ja, Iza i moja mama siedziałyśmy w salonie z kubkami gorącej kawy i delektowałyśmy się naszym domowym spa. Po dwóch godzinach miałyśmy piękne paznokcie i dziewczyny dzielnie walczyły z pedikiurem. Po kolejnej godzinie ich miejsce zajęli fryzjerzy, a następnie wizażystki. Obie z Izą odświeżyłyśmy nasze kolory włosów, a moja mama postawiła na wiśniowy odcień i long boba. 

Kiedy wizażyści kończyli swoje dzieło, było już późne popołudnie. Całe szczęście, że Maria w tym dniu o nas zadbała i co rusz podawała nam posiłki. Z racji tego, że każda z nas znajdowała się w innej części salonu, nie miałyśmy zbytniej możliwości, żeby swobodnie rozmawiać. Po kilku próbach przekrzykiwania tłumu ludzi zrezygnowałyśmy i każda z nas zatopiła się w telefony lub książki. 

Zrobiona na bóstwo, uznałam, że najwyższy czas zajrzeć do sypialni i zobaczyć co Sophie dla mnie przygotowała. Poprzedniego wieczora nie miałam możliwości, żeby obejrzeć pakunki, bo rozmowa z mamą pochłonęła mnie do reszty. 

Pudła stały na komodzie, tak jak Vincent je zostawił. Sięgnęłam po największe z nich, domyślając się, że to w nim znajduje się moja suknia. 

Otwierając wieko, zaparło mi dech. 

Ostrożnie wyjęłam sukienkę z pudełka i położyłam na łóżku. Mój ulubiony kolor butelkowej zieleni. Podekscytowana pisnęłam i czym prędzej postanowiłam założyć na siebie to cudo. 

Vincent wszedł do sypialni w poszukiwaniu swoich spinek do mankietów. W czarnym dopasowanym garniturze wyglądał seksownie i zmysłowo. Jego boskie ciało było stworzone do każdego typu ubrań, chociaż osobiście byłam zdania, że bez odzienia prezentuje się najlepiej. 

— Wyglądasz tak zmysłowo, że nie wiem, czy wytrwam przy twoim boku. Mam ochotę zerwać z ciebie tę suknię. — Powiedział, zbliżając się do mnie, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia. 

Jego błękitne oczy lustrowały mnie od stóp do głów, oceniając niczym zdobycz. W jego oczach dostrzegłam narastające podniecenie, co oznaczało, że widok, jaki ujrzał, zdecydowanie przypadł mu do gustu. 

— Mógłbyś mi pomóc? — zapytałam, odwracając się do niego plecami, na których znajdował się suwak. 

Podszedł niespiesznie do mnie, napawając się moim widokiem. 

Kontrakt na seks : Kobiety VincentaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz