ROZDZIAŁ 17

12.1K 310 119
                                    

 - Vincent przestań- powiedziałam na wpół śpiącym głosem. Czułam, jak coś mokrego i chłodnego trąca mój policzek. Kiedy poczułam na twarzy mokry język, wiedziałam, że to z pewnością nie Vincent. Może byliśmy szaleni i zboczeni, ale na takie fetysze żaden z nas się nie pisał. Pospiesznie otworzyłam oczy. Na moich piersiach siedział mały, kochany szczeniak malamuta. Brązowe ślepka wpatrywały się we mnie z wyczekiwaniem. Kiedy usiadłam na łóżku, piesek zaczął skakać koło mnie radośnie. Wzięłam maleństwo na ręce i przytuliłam twarz do jego miękkiego futerka.

- Widzę, że już się zaprzyjaźniliście. - powiedział Vincent, wchodząc do sypialni z gorącą kawą.

Jak zwykle był bez koszulki i w moich ulubionych dresowych spodniach. Zastanawiałam się, czy widok jego idealnego ciała zawsze będzie tak na mnie działał. Umięśnione ciało w połączeniu z wytatuowaną ręka tworzyły dla mnie bombę podniecenia, dokładając do tego zapach piżma i woń gorącej kawy — byłam w swoim prywatnym raju.

- Jest cudowny. - powiedziałam, tuląc do siebie puchatą kuleczkę.

- To ona. Nadałaś jej już imię? - zapytał, siadając obok mnie. Szczeniak natychmiast wdrapał się Vincentowi na kolana. Podniósł malucha do góry i wtulił w niego twarz.

- czemu malamut? - zapytałam.

- bo wiem,że zawsze chciałaś takiego mieć. - odpowiedział, szczerząc się w uśmiechu.

-Iza... wszystko ci o mnie powiedziała?

- Akurat kwestia zwierzaka to nie sprawka Izy. Odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo.

-Prezenty!!! - usłyszałam radosny pisk przyjaciółki, dobiegający z salonu.

- Ktoś chyba nie mógł w nocy spać , w oczekiwaniu na świąteczny poranek. - Powiedział Vincent radośnie. - Idziemy zobaczyć, co nam gwiazdka przyniosła? - zapytał.

- Nie gwiazdka a twoja karta kredytowa- powiedziałam z uśmiechem. Przypomniałam sobie ,że przez całe zamieszanie ze szpitalem , nie kupiłam nic dla Vincenta. Momentalnie posmutniałam , a cały dobry humor prysł w mgnieniu oka.

- Co się stało mała?

- Bo widzisz, ja zupełnie nic dla ciebie nie mam ... przez ten szpital i całą tę sytuację, nie miałam, kiedy tego ogarnąć...

- ciii- przyłożył mi palec do ust.- kochanie, chyba nie doceniasz samej siebie. Dałaś mi więcej, niż ci się wydaje. Nie potrzebuję, kolejnego markowego zegarka czy nowej koszuli. Jesteś ze mną, nie uciekłaś po tym wszystkim, co widziałaś, a zapewniam cię, że mogłaś i byłoby to w pełni zrozumiałe zachowanie. Jesteś tu pomimo wszystko, a to najlepszy prezent, jaki mogłaś mi dać.

Rzuciłam mu się na szyję, wtulając twarz w jego nagi tors. Pocałował mnie w czubek głowy i pociągnął za rękę.

- Chodź, bo zaraz wszystko zostanie odpakowane, a to najlepsza frajda. - powiedział łobuzersko.

Zarzuciłam na stopy puchate kapcie i szłam z Vincentem na dół.

- zamknij oczy- powiedział, kiedy zeszliśmy ze schodów. Stanął za mną, zakrywając mi szczelnie oczy swoimi dłońmi.

- Nie podglądaj, idź powoli przed siebie.

Poczułam jak silne dłonie kogoś innego, obejmują mnie. Vincent w tym momencie zabrał ręce, a mnie odebrało mowę.

- Tato! - krzyknęłam radośnie, rzucając mu się w objęcia.

- Ale jak? Kiedy? -pytałam nieskładnie, wciąż pod wpływem szoku.

Kontrakt na seks : Kobiety VincentaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz