Pewność siebie zniknęła z twarzy Ingrid. Czekała w milczeniu na to, co mam jej do powiedzenia.
— Po pierwsze, nie życzę sobie, żebyś w ten sposób spoufalała się z moim narzeczonym. Jeśli zależy Ci na tym zleceniu, zastosujesz się do tego.
Po drugie strój do pracy masz nosić skromny i nie prowokujący, to nie burdel, żebyś świeciła tu dupą i cyckami.
—Ty chyba żartujesz! — krzyknęła oburzona.
— właśnie, to trzecia sprawa. Nie jesteśmy i nie będziemy na ty. Masz się zwracać do mnie i do Vincenta na Pan i Pani, to my Ci płacimy i my wymagamy.
—A jak się nie zastosuję , to co mi zrobisz? Wyrzucisz mnie? Zrobię słodkie oczka do Vinsa i wrócę tu, ma do mnie słabość. Nie możesz mi nic zrobić. —Odpowiedziała pewnie.
— Nie chciałam, ale skoro nie zostawiasz mi wyboru... Wtedy Montinello zakończy z tobą współpracę a ja wystawie ci takie referencje, że nawet znajomości ci nie pomogą. Nie wiem, jak długo będziesz musiała pracować dupą na następny taki kontrakt. — uśmiechnęłam się zadziornie.
Blady strach padł na jej twarz. Wiedziałam, że już ją złamałam, jednak usiłowała negocjować dalej.
—Co ty możesz zdziałać u Alfreda? Kim ty jesteś, żeby mnie w ten sposób straszyć?! — krzyczała.
—Widzisz, myślę, że tacie się nie spodoba twoja postawa. Tak się składa, że Montinello jest moim ojcem i mam nieco większy posłuch u niego niż Ty. A chciałam zauważyć, że tylko i wyłącznie dzięki niemu istnieje twoja firma.
Kiedy skończyłam, dziewczyna wpatrywał się we mnie przerażona. Czułam dzika satysfakcję z obrotu spraw.
—Proszę twoja kawa. — Vincent wręczył mi kubek i pocałował mnie w czubek nosa.
— ustaliłyście coś?
— Tak, Inga to znaczy Ingrid, ma poprawić cały projekt. Po nowym roku się spotkamy i zobaczymy czy nowy bardziej będzie w moim stylu. Tak?
Ingrid nie patrzyła na Vincenta. Spojrzała niepewnym wzrokiem na mnie, skinęłam głową, żeby wstała.
— Tak, pojadę do domu poprawić projekt. Tymczasem nie zabieram Państwu więcej czasu. Do widzenia.
Zebrała pospiesznie rysunki i wyszła.
Uśmiechałam się zadowolona z siebie i swobodnie usiadłam na kanapie.
—Uwielbiam cię taką władczą. — wymruczał mi do ucha.
— słyszałeś? — zapytałam rozbawiona.
— wszystko. Istna żona mafiosa. Bardzo ładnie.
—Nie będzie świeciła ci cyckami i dupa przed oczami. Nie mam zamiaru źle się czuć w naszym domu, podczas gdy ona się będzie tu kręcić. Ma za swoje.
Vincent objął mnie ramieniem.
— To jedyny powód?
— największym powodem było to, że chciała zlikwidować mój taras. Tarasu nikt nie ruszy!
Vins roześmiał się w głos. Przytul się do mnie i upił łyk kawy.
— Powiedziałaś jej, że Alfred jest twoim ojcem. Pogodziłaś się już z tym?
—Nie, ale uznałam, że skoro już nim jest, a jego nazwisko jest kluczowe w funkcjonowaniu jej firmy, to będzie wystarczającym argumentem, żeby ukrócić jej pysk. Ty nie widziałeś, jak ona się do ciebie śliniła...
— widzisz.. — zaczął nie pewnie Vins.
—Miała co do mnie duże plany, ale bez wzajemności. Kiedyś na jakimś spotkaniu biznesowym dosypała mi czegoś do drinka. Wylądowałem z nią w łóżku, czego oczywiście nie pamiętam. Przemilczałem to, bo fakt, że jakaś dziewczyna mnie wykorzystała, trochę słabo wpływa na moją reputację. Wyjaśniłem sobie z nią wszystko po jakimś czasie i życie wróciło do normy.
Jego słowa podziałały na mnie jak płachta na byka. Byłam wściekła.
— Odpierdolę sukę.
—Właśnie dlatego ci nic nie mówiłem. Wiedziałem, jak byś zareagowała na to wszystko. Było minęło, to dawne dzieje.
—Jeśli zrobi krok w twoją stronę, przysięgam Ci, że dołożę wszelkich starań, żeby skończyła w jednym z najgorszych burdeli.
— Kocham cię taką. Myślę, że po twoich groźbach nie odważy się. Zapoznałaś się z projektem?
—Tak, ale nie podbił mojego serca. Jeśli się nie przyłoży, to poproszę Sophie o pomoc, a z niej zrezygnuje, jeśli nie masz nic przeciwko.
— Oczywiście, że nie. Będzie, jak zechcesz. Zostajemy tu czy wracamy do willi? — zapytał.
— Wypadałoby wrócić, mamy gości. Chociaż najchętniej zamknęłabym się z tobą w sypialni i nie wracała tam w ogóle. — Odpowiedziałam zadziornie.
Vins poderwał się z kanapy i podniósł mnie, tak żebym oplotła nogami jego biodra. Chwilę później znajdowaliśmy się w naszej sypialni.
Jego gorące wargi błądziły po mojej szyi, zostawiając na niej wilgotne smugi. Pospiesznie zdejmował z nas ubrania, rzucając je na podłogę. Kiedy wylądował między moimi nogami, byłam już tak podniecona i napalona, że z niecierpliwością czekałam, kiedy zatopi we mnie swój język. Nie doczekałam się. W sypialni rozbrzmiał dźwięk telefonu Vincenta.
CZYTASZ
Kontrakt na seks : Kobiety Vincenta
Romance"Czekałam zestresowana przed wejściem do kościoła. Moja suknia ślubna, połyskiwała radośnie dzięki promykom opadającego na nią słońca. Wiatr rozwiewał łagodnie moje włosy. Dziś miał nadejść najpiękniejszy i zarazem najszczęśliwszy dzień mojego życia...