ROZDZIAŁ 22

10.2K 341 62
                                    

Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Ustaliliśmy z Fabiem, że będzie dzwonił o każdej porze dnia i nocy, gdyby coś się działo. Miałem nadzieję, że Lena się nie obudzi, nie chciałem jej martwić.
— co się dzieje? — zapytałem natychmiast po przełożeniu telefonu do ucha.
— stary przyjedź, zabije ich wszystkich. Jej serce nie daje rady, chcą przerwać ciążę, nie wiem co mam robić. — usłyszałem zrozpaczony głos przyjaciela.
— Marco załatwi serce, powiedz, żeby robili co się da, zaraz tam będziemy.
— czekam.
Kiedy odwróciłem się w stronę łóżka, Lena już nie spała.
— kto dzwonił? — zapytała, zaspanym głosem.
— Fabio...
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wyskoczyła jak poparzona z łóżka i wkładała pierwsze lepsze ubrania. Wiedziałem, że w kwestii Izy nie odpuści , więc nie było sensu, żeby ja przekonywać do pozostania w domu.
Zostawiłem ja w sypialni i udałem się do pokoju Marco.
Zanim zdążyłem zapukać, otworzył drzwi.
— Fabio dzwonił. — Powiedział.
— Wiesz, co masz robić?
— Tak. Za 20 minut będę w szpitalu z dawcą. — odpowiedział i wybiegł z domu.
Czekałem na dole na swoją kobietę. Po kilku minutach stała na wprost mnie gotowa do drogi. Wiedziałem, jak bardzo jest zdenerwowana i wystraszona. Uznałem, że lepiej będzie, żeby nie wiedziała, co się dzieje. Wsiedli smyczy w milczeniu do samochodu i pędziliśmy jak szaleni pustymi drogami Florencji. Trzymałem jej dłoń, kątem oka obserwowałem jej twarz. Była blada, oczy miała szeroko otwarte, a w nich gościł strach. Bała się stracić przyjaciółkę i było to absolutnie zrozumiale. Nie chcąc jej jeszcze bardziej niepokoić, milczałem. Ściskałem jej dłoń i kciukiem gładziłem wierzch.
Milczała, w jej oczach co jakiś czas gromadziły się łzy, a bezsilność i strach odbijały się w jej brązowych tęczówkach. Wszystko, co mogłem jej powiedzieć, nie dałoby jej upragnionej ulgi.

Po niespełna 15 minutach dotarliśmy do szpitala.
— Możesz zostać chwile w samochodzie? — zapytałem z nadzieją, że jednak się zgodzi.
— Dlaczego?
No tak mogłem się tego spodziewać. Nie była typem kobiety, która bez oporu wykonuje polecenia. Jej przerażone oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco.
— nie wiem, czy Fabio nie urządził krwawej jatki, a wolałbym oszczędzić ci takich widoków.
— Zapomnij, że zostanę w samochodzie. Idę z tobą i nie próbuj mnie zatrzymać. Jeśli musisz, to mnie tu przykuj do kierownicy, ale ja z własnej woli nie zostanę!
Wiedziałem, kurwa wiedziałem. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu, że trafił mi się taki egzemplarz. Wysiedli smyczy niemal jednocześnie z samochodu i szybkim krokiem ruszyliśmy do sali, w której leżała Iza.
Pospiesznie minęliśmy recepcje gdzie stała przerażona pielęgniarka. Fabio, szalał i siał terror, na potwierdzenie moich myśli nie musiałem długo czekać.
Kiedy szliśmy po schodach, słyszałem jak Fabio, krzyczy na lekarzy. Na szczęście wszystko odbywało się po włosku, więc Lena nie rozumiała, o co chodzi.
— Co się dzieje? — zapytała, przerażona.
— Fabio usiłuje przekonać lekarzy, że mają uratować oboje.
Zakryła usta dłońmi, a po policzkach spłynęły łzy. Nie szła. Biegła w górę. Ruszyłem pędem za nią, przeskakując schody. Złapałem ją w pasie tuż przy drzwiach od sali.
—Jeden wariat tam wystarczy. Daj im pracować. —Powiedziałem surowo.
Była wściekła, gdyby jej spojrzenie mogło zabijać, byłbym martwy w tamtej sekundzie. Szarpnęła się i uwolniła z mojego uścisku. Po chwili była w środku sali.
— Masz ich kurwa ratować, nie obchodzi mnie jak, mają oboje żyć! — krzyczał Fabio w amoku. Celował bronią w skroń lekarza, a dłonią przyduszał mu tchawicę, dociskając go plecami do ściany, przez co biedak nie miał szans na ucieczkę. 
— Potrzebujemy serca. To jest zbyt słabe, a ciąża je dodatkowo obciąża. —Wychrypiał lekarz.
— w którym dokładnie miesiącu jest narzeczona? —zapytał, gdy Fabio poluźnił uścisk.
— Na przełomie marca, kwietnia ma rodzic.
— Wiem, jak ich uratować powiedział lekarz, tylko mnie puść.
W tym samym momencie do sali wszedł Marco, niosąc na ramieniu Raula.
— Przyniosłem serce. Na pobranie i wykorzystanie reszty narządów też macie zgodę, jemu i tak nie będą już potrzebne. — Powiedział, rzucając ciało na ziemię. Podszedł do lekarza i wręczył mu plik kartek, na których znajdowały się wszelkie możliwe zgody podpisane przez Raula.
Marco spojrzał na mnie znacząco, potem w kierunku przerażone Leny. Skinąłem głową, dając mu znak, żeby ją zabrał z sali. Objął ją ramieniem i wyprowadził.
— Panie doktorze, proszę działać. — — Panie doktorze, proszę działać. — powiedziałem, wyrywając lekarza z szoku, w jakim ciągle się znajdował.
— Kim wy jesteście? — zapytał zdumiony.
—Kimś z kim nie chce Pan zadzierać. Jeśli nie uratuje Pan jej i dziecka, skończy Pan również jako dawca narządów. —Odpowiedziałem spokojnie, patrząc mu prosto w stalowo szare oczy.
— bierzemy ich na blok. — zarządził lekarz.
Chwile później Iza była wieziona na salę operacyjną, a po Raula przyszło dwóch sanitariuszy, którzy mieli go przenieść. 
Kiedy gwar ucichł, Fabio oparł się o ścianę i zjechał po niej. Po raz pierwszy widziałem go w takim stanie, a znaliśmy się od zawsze.
— Nie mogę ich stracić. —Powtarzał te słowa jak mantrę.
— uratują ich, zobaczysz.
—Stary to nie jest pierwsza lepsza panienka. Nie wiem, co się ze mną porobiło. Nigdy taki nie byłem.
— Zakochałeś się to zrozumiałe.
— Vins, jeśli ona nie przeżyje, to przysięgam ci, że się zabije. Jestem rozjebany psychicznie, nie umiem i nie chce bez niej żyć.
Obserwowałem swojego przyjaciela. Jego słowa były szczere i wiedziałem, że to, co mówi, nie jest bez pokrycia. Widziałem, zmęczenie i desperacja wymalowane na jego twarzy. Oczy miał mocno podkrążone i jakby nieobecne. Po dawnej pewności siebie nie zostało śladu. Siedział przede mną załamany i sfrustrowany.
— Prześpij się. Zaczekamy tutaj, jak tylko czegoś się dowiem dam ci znać.
— Stary nie będę spał, jak nie wiem co się z nimi dzieje! — warknął na mnie.
— Musisz mieć siły, żeby czuwać, kiedy będzie po wszystkim, wyglądasz jak wrak człowieka, długo tak nie pociągniesz.
— Daj mi kokę. Trochę mnie zreanimuje.
— Stary wiesz, że wyćpałeś więcej w przeciągu dwóch dni niż w ciągu ostatniego roku?
— zapłacę ci za towar.
— Fabio, do kurwy nędzy! Tu nie on hajs chodzi tylko o twoje zdrowie! Kto się nimi zaopiekuje, jak ciebie zabraknie? Ogarnij się i nie jęcz!
Wychyliłem się zza drzwi, żeby zawołać Marco, jednak ani jego, ani Leny nie było na korytarzu.
— Marco załatw coś na uspokojenie dla Fabia. — Powiedziałem do telefonu, kiedy odebrał po pierwszym sygnale.
Kilka minut później był już na górze ze strzykawką. Spojrzałem na lekko żółty płyn.
— Usypiacz?
— Tak, niech odpocznie, piguła dała mi go bez problemu, musiał tu zrobić niezły terror.
Uśmiechnąłem się lekko, tak Fabio potrafił narobić zamieszania.
— Gdzie jest Lena?
— W samochodzie, nie chciałem, żeby wpadła w atak histerii albo furii, w sumie to sam nie wiem, co jest gorsze w jej wydaniu. — wzruszył ramionami i rozłożył ręce.
—Idź do niej, zaraz przyjdę do was.
Odprawiłem Marco i wróciłem do Fabia. Spał na kanapie , więc miałem ułatwione zadanie.Zrobiłem zastrzyk i chwilę zaczekałem aż zacznie działać. Kiedy upewniłem się, że wszystko jest dobrze, opuściłem salę. Wychodząc, napotkałem lekarza, który na mój widok cały zesztywniał.
— Panie doktorze, jak sytuacja? zapytałem.
— Nie jest pan osobą upoważnioną do tego żebym mógł udzielić informacji. 
Poprawiłem delikatnie bluzę, tak żeby lekarz zobaczył broń.
Widziałem jak krople potu roszą jego wyłysiałe czoło.
— Serio chce się pan bawić w formalności? — zapytałem.
—Mogę obudzić Fabia, ale zapewniam, że rozmowa z nim nie będzie lekka i przyjemna. Zapytam jeszcze raz, jak wygląda sytuacja Izy.
Lekarz przełknął ślinę, i otarł pot z czoła.
— Ustabilizowaliśmy pacjentkę. Jest już po cesarskim cieciu, chłopiec jest silny i zdrowy, na chwilę obecną jest na oddziale wcześniaków. Teraz przygotowywane jest serce do przeszczepu dla Pani Izy.
— Dziękuję. —Odpowiedziałem z uśmiechem. — A za to całe zajście, przepraszam.
— puścimy to w niepamięć, ludzie są zdolni do wszystkiego, by ratować ukochaną osobę. Proszę uspokoić przyjaciela. — Powiedział, po czym się oddalił.
Kroczyłem szpitalnym korytarzem do wyjścia. Miejsca tego typu zawsze przyprawiały mnie o dreszcze a o 4 nad ranem puste korytarze i migotające świetlówki tworzyły scenerie jak z horroru. Kiedy byłem małym chłopcem, często odwiedziłem mury takich budynków jak ten, wielu przyjaciół ojca umierało w szpitalnych salach po nie udanych akcjach. Ostatnią osobą, jaką pożegnałem w szpitalu, był mój ojciec. Na wspomnienie tych chwil, przeszedł mnie dreszcz.
Ojciec nie był człowiekiem, po którym długo płakałem. Jego despotyzm i sztywne zasady doprowadzamy mnie do buntu. Ciągłe stawianie poprzeczki wyżej i wyżej, sprawiły, że jestem tu, gdzie jestem i z renomą jakiej każdy rówieśnik z mojego towarzystwa może mi pozazdrościć. Sophie była oczkiem w głowie ojca, o nią dbał i dawał jej poczucie ojcowskiej miłości. Mnie natomiast traktował jak robota, nad człowieka i maszynę do zabijania. Ciągła tresura z jego strony sprawiała, że nasze relacje były na poziomie szef -podwładny, a nie ojciec i syn. Ostatnie dni swojego życia spędził w szpitalu podłączony do respiratora. Powikłania po postrzale były zbyt duże, żeby mógł z tego wyjść. Nawet na łożu śmierci nie usłyszałem od niego, że jest dumny z tego, że jestem jego synem. -Jestem dumny z tego, jak cię wyszkoliłem. Nie zmarnuj tego.
Kilka godzin później odszedł na zawsze, a ja zostałem jego następcą. Nie chciałem tego, to nie była moja bajka, jednak według naszego kodeksu nic nie mogłem zrobić.
Z zamyślenia wyrwał mnie Marco.
— Co robimy szefie?
— Czekamy. Gdzie Lena?
Marco wskazał głową na tylną kanapę. Lena miotała się i kopała w siedzenia.
Otworzyłem drzwi i roześmiałem się w głos.
—Związałeś ją?
— Zapierdole cię Marco! — krzyknęła, kiedy tylko otworzyłem drzwi.
— Szefie, nie dało się inaczej. Rzucała się jak padalec, dobrze ze w tym autach są wygłoszenia bo, byłby tu ładny cyrk.
Wzruszył przepraszająco ramionami i puścił mi oko.
—Jestem w szoku, że dała ci się związać. — powiedziałem z uśmiechem.
— Chodź tu, rozwiąże cię. — Powiedziałem rozbawionym głosem, co doprowadziło moją ukochaną do furii.
— Takie to kurwa zabawne?! Koniec z seksem, będziesz mnie błagał, a ja będę nieugięta! I nie czaruj mnie słodkimi oczkami, bo chuja ci to da! — warczała.
— Dobrze już dobrze, nie denerwuj się.
Czemu Marco musiał cię związać? — zapytałem wciąż rozbawiony.
Nie uzyskałem odpowiedzi, więc skierowałem się do Marco.
— dlatego, że kiedy lekarze wieźli Izę na salę operacyjną, Lena o mało nie pobiła lekarza prowadzącego, bo nie chciał jej nic powiedzieć. Wpadła w szal a mam dziś ciężka noc i serio nie miałem ochoty się użerać z jej furia.
—Powinienem ci urwać głowę za to, że ją związałeś, ale wygląda tak komicznie, że nie ma problemu. Zawieź ją do willi, ja poczekam na jakiekolwiek informacje. Jak się czegoś dowiem, będę dzwonił, gdyby nie chciała spać, wiesz co robić. Wystarczy, że Fabio chodzi jak kłębek nerwów i terroryzuje medyków.
— Zapomnij, że gdziekolwiek się stąd ruszę! — krzyknęła, wychodząc z auta. Jej czerwone włosy opadały kosmykami na twarz, a kok, w który były spięte włosy, rozpadł się w trakcie jej furii. Podszedłem do niej i pocałowałem ja w czoło.
—Wszystko będzie dobrze kochanie. Lekarze zrobili Izie cesarkę, Adriano jest już z nami na świecie i ma się super.
Jej oczy były pełne łez.
— Chce go zobaczyć. Potem pojadę do domu i będę czekać na wieści. — powiedziała.
Lubiłem, kiedy negocjowała ze mną, jej oczy przybierały dziki wyraz, który cholernie mnie podniecał. Poczułem, jak mój członek sztywnieje w spodniach i cicho westchnąłem.
-stary nie teraz, mamy szlaban na bzykanie. -powiedziałem do siebie w duchu.

Staliśmy oboje przed salą, na której leżały wcześniaki. Z drzwi wychodził lekarz, który odpowiedzialny był za stan Izy.
—Panie doktorze, chcielibyśmy zobaczyć syna Izy.
— Dobrze, ale tylko minuta, już i tak wystarczająco naginam dla was wszystkie zasady i śmiało mógłbym się pożegnać ze swoim zawodem, gdyby ktokolwiek wiedział co się tu dzieje.
Proszę, to maleństwo w inkubatorze pod oknem jest Izy.
Kiedy podeszliśmy bliżej, zobaczyłem jak miłość mojego życia płacze. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Patrzyła zafascynowana na maleństwo, które popodpinane było do różnych rurek i kabli.
— Boże, on jest taki maleńki. — powiedziała ze łzami w oczach. —Te wszystkie rurki i kabelki... Zabije tę kurwę, przysięgam ci, że nigdy nikomu więcej nie wyrządzi krzywdy. Obiecaj mi, że jeśli ją znajdziecie, będę mogła jej strzelić w głowę. —powiedziała, patrząc mi w oczy. Wiedziałem, że była gotowa to zrobić.
— Obiecuje.
Wiedziałem, że dzień, w którym znajdziemy Elenę, będzie jej ostatnim.
Kilka minut później lekarz wy prosił nas z sali. Kiedy szliśmy do wyjścia, Lena odwróciła się do mnie.
— Vins...
—hm?
— zróbmy sobie dziecko. —Powiedziała pewnym głosem. Te słowa były spełnieniem moich najskrytszych marzeń. oszalałem, ze szczęścia.


Kontrakt na seks : Kobiety VincentaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz