Jesteśmy po środku niczego, a dokładniej w paszczy lwa, do której właśnie wszedł król z swoim stadem a tłuczenie szkła miało przestraszyć dwójkę nieodpowiedzialnych nastolatków, którzy wpadli na nie zbyt fajny pomysł by wylać swoje przemyślenia na ścianę opuszczonego budynku, w którym nadal jesteśmy. Odgłosy butów stały się głośniejsze co oznaczało, że stado zbliżało się coraz bliżej, by rozpętać prawdziwą dżunglę.Po środku niczego stoimy wpatrując się w siebie z przerażeniem w oczach. Mamy dwa wyjścia. Albo okno albo zostajemy z głodnymi lwami. Za nim pomyślałam o trzeciej opcji Theo chwycił mój nadgarstek i pociągnął w stronę okna. Czyli on już wybrał. Z okna było dość wysoko, lecz by przetrwać trzeba być odważnym. Chłopak wyskoczył pierwszy, później ja co skończyło się upadkiem na kostkę. By nie krzyczeć z bólu ugryzłam swoją pięść.
- Nic ci nie jest? - pyta łapiąc mnie pod ramię, następnie szybkim krokiem kierujemy się do wyjścia z posesji.
- Wszystko okej. Chodźmy. - ponaglam go, gdy wychodzimy z posesji w pobliżu dostrzegam przystanek autobusowy, do którego powoli się zbliżamy.
- Nieźle się poturbowałaś hah - stwierdza gdy siadam na plastikowej ławeczce. - Pokaż to. - kuca obok mnie i delikatnie łapię za moją kostkę. Gdy podnosi ją aby lepiej się przyjrzeć syczę z bólu na co chłopak patrzy mi w oczy.
- Zostaw, to nic takiego - mówię cicho i strącam jego dłoń z obolałej stopy.Docierając do domu wchodzimy normalną drogą. To znaczy Theo wchodzi, ponieważ mnie niesie. Całą drogę tłumaczyłam mu, że sobie poradzę, ale chłopak na prawdę jest uparty i za żadne skarby nie chciał mnie puścić. W końcu gdy każe mi zejść z jego rąk powoli schyla się i kładzie mnie na sofę w salonie.
- Pamiętaj, że jak coś ci się stało z rękoma ja za nic nie płacę. - grożę mu palcem na co chłopak cicho się śmieję.
- Rano pojedziemy do kliniki. - mówi poważne i kieruję się do kuchni.Zastanawiam się tylko co oni sobie pomyśleli, gdy na ścianie w ich budynku zobaczyli to co się tam pojawiło.
- Myślisz, że teraz się zastanawiają co takie bezsensowne słowa robią na ich ścianie? - pytam, następnie próbuję wstać, by znaleźć się bliżej chłopaka, lecz niestety moją nogę przeszywa większy ból dlatego zostaję na miejscu.
- Na pewno zastanawiają się nad znaczeniem tych słów. - siada naprzeciwko mnie, po drodze podaję mi kubek z napojem.
- Aż tak są ciekawe ? - biorę łyk i patrzę na chłopaka.
- " Życie jest sztuką umierania " - przytacza napisane przeze mnie słowa po czym dodaję. - Tylko ty wiesz co tak na prawdę oznacza to zdanie, więc tak.. one są bardzo ciekawe. - ściska swój kubek, następnie przechyla grube szkło i bierze duży łyk swojego napoju.
- Każdy z nas piszę swoją własną księgę życia. Księga jest postrzegana jako sztuka.. Tak samo jak życie, ono też jest sztuką. - wyznaję, następnie biorę kolejny łyk soku i odkładam kubek na ławę przed sobą.
- Piękne. - uśmiecha się szczerze a w jego oczach można dostrzec małe iskierki.
- Po prostu prawdziwe - oddaję uśmiech i z trudem wstaję z sofy. - A teraz mi pomóż dojść do pokoju. - chłopak uśmiecha się cwanie i odkłada kubek na ławę, po czym znowu trafiam na jego ręce i idzie na górę.
- Wiesz.. mogę pomóc ci też w innych rzeczach. - chytry uśmieszek wkrada się na jego przystojną buźkę, na co tylko parskam śmiechem i kręcę głową z rozbawieniem.
- Oj Theo. Nie rozpędzaj się tak bo braknie ci tyłu - śmieje się a chłopak robi obrażony wyraz twarzy.
- Masz coś do mojego tyłka? - wypina się w moją stronę i klępie lewy pośladek, od śmiechu boli mnie już brzuch. Po chwili chłopak dołącza do mnie.
- Już nie mogę, przestań - mówię przez śmiech. Po chwili słyszymy pukanie do drzwi. W progu staje zaspany Dylan, przeciera oczy, następnie patrzy zdziwiony.
- Możecie być ciszej? Tu się śpi. - chłopak łapie za klamkę a Theo podnosi tylko ręce w geście obronnym.
- Dobra, no okej. - mówi i siada obok mnie. Dylan zamyka drzwi i zapewne wraca do pokoju.Siedząc i rozmawiając z Theo od dość dłuższego czasu stwierdzam, że moja relacja z nim jest na etapie " Dobry Kolega ". Czy oczekuję od niego czegoś więcej? Nie wiem. Jak narazie nie czuję, abym się w nim zauroczyła czy coś w tym stylu chociaż, że na prawdę jest przystojny. Pomiędzy nami są dwa lata różnicy, tacy chłopcy mają dziewczynę na jedną noc a nie na wieczność.
- Myślisz, że mogą mi coś zrobić? - pytam przyglądając się chłopakowi.
- Nie sądzę. Gdyby chcieli już dawno by to zrobili. - kładzie dłoń na moim kolanie i lekko masuje. Uśmiecham się, następnie odwracam wzrok, obserwuję już wschodzące słońce, więc pewnie jest coś przed szóstą.
- Możemy jechać do tej kliniki, bo zaczyna boleć. - wyznaję i patrzę na niego z bólem.
- Boli bo o tym myślisz, ale masz rację chodźmy. - chłopak wstaję, lecz tym razem nie bierze mnie na ręce. Wychodzimy z pokoju i schodzimy do holu by ubrać buty.
- Theo nie mogę ich ubrać, przecież ona mi spuchła. - wtedy ni stąd ni zowąd o framugę opiera się Max. Zaspany, bez koszulki, ale stoi. Jak każdy z ich szóstki na jego brzuchu widoczne są mięśnie brzucha co przykuło moją uwagę.
- Co ci spuchło? - pyta przyglądając mi się uważnie.
- Uh.. spuchła mi kostka i jedziemy do kliniki zobaczyć co i jak. - wyznaję, następnie pokazując mu siną stopę. Max kiwa głową i kieruję się w stronę kuchni.
- Tylko jedźcie ostrożnie. - ostrzega. W tym momencie Theo ponownie bierze mnie na ręce, z czego nie jestem zbytnio zadowolna.Po 15 minutach docieramy do kliniki. Chłopak okrąża auto i otwiera mi drzwi po czym pomaga wstać i zamyka je. Wchodzimy do środka a do moich nozdrzy od razu dociera zapach szpitalnych korytarzy. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała tu zostać. Podchodzimy do recepcji za którą stoi młoda, skąpo ubrana brunetka. Widać, że chce zwrócić na siebie uwagę Theo, ponieważ przy każdej możliwej okazji wypina się w jego w stronę przy czym pokazuje swój biust i nie tylko.
- Dotarł już może Pan Killer ? - pyta Theo na co dziewczyna uśmiecha się zalotnie i wskazuję mu drogę do gabinetu.Przemierzając spokojnie białe korytarze szpitalu docieramy pod wskazane wcześniej drzwi. Theo puka i łapię na klamkę. Wchodzimy do środka a starszy, siwy mężczyzna z okularami na nosie podnosi wzrok z nad wypełniających wcześniej papierów.
- Dzień dobry, proszę wejść. - mówi zachrypniętym głosem i wskazuję na czarną skurzaną sofę, abyśmy usiedli. - Pokaż no, co my tu mamy. - macha ręką abym pokazała co mi dolega. Pokazuję na opuchniętą stopę, następnie doktorek bierze niskie krzesło zakładając niebieskie rękawiczki i przysuwa się bliżej. Gdy łapię za obolałą kostkę syczę z bólu a swoje paznokcie wbijam w udo chłopaka siedzącego obok mnie.
- Boli? - pyta zdziwiony.
- Nawet Pan nie wie jak bardzo. - mówię a Pan Killer wraca spojrzeniem do opuchlizny.
- Dobrze. Przepiszemy silną maść oraz tabletki przeciw bólowe. - stwierdza odkładając powoli moją stopę, następnie odsuwa krzesełka po czym podchodzi do biurka i siada na swoim fotelu. Zapisuję coś na karcie po czym podaję i żegna się.Wracając do domu wjechaliśmy do pobliskiej apteki kupić lekarstwa, które mi przypisał.
- Nie wiedziałem, że masz takie długie pazury. - mówi z wyrzutem Theo i wsiada do auta. - Wiesz jakie będę mieć teraz ślady po tym ? - wjeżdżamy na jezdnię i kierujemy się do domu.
- No wiesz.. ślady możesz mieć też na plecach - śmieje się pod nosem i patrzę na chłopaka.
- Oj Mia. Nie kuś - mówi i zaczynamy się śmiać. Nie wierzę w niego.Wchodzimy do domu a Dylan od razu pojawiają się w wejściu.
- Wszystko okej? - pyta pomagając mi ustać gdy Theo zdejmuję buty. To urocze jak chłopcy się martwią.
- Tak dzięki. - mówię spokojnie łapiąc go mocniej za ramiona. Wchodzimy do salonu, gdzie siedzą chłopcy i oglądają jakiś film. Max tylko kręci głową z niedowierzaniem i wraca do filmu.
- Ym.. idę do pokoju, jak coś możecie krzyczeć. - uśmiecham się lekko i powoli kieruję się w stronę schodów. Po chwili czuję ciepłe ramiona na swojej talii. - Dzięki - mówię cicho, po czym ostrożnie wspinamy się po schodach." Zakochaj się w swojej samotności "
____________________Do następnego ludkii ❤️✨
* Za błędy ortograficzne przepraszam*
CZYTASZ
So Empty | ZAKOŃCZONE
Cerita Pendek~ Nauczyłem cię żyć w świecie pełnym samotności, jak i śmierci ~