○ 𝓹𝓵𝓪𝔂𝓲𝓷𝓰 𝔀𝓲𝓽𝓱 𝓯𝓲𝓻𝓮 ●
[znów niesprawdzony]
Jako pierwszy otrzeźwiał Jimin, który szybko odepchnął od siebie wampira i rzucił się w stronę samochodu, który był dla niego teraz jedyną ucieczką. Choć tak naprawdę był pułapką, w której za chwilę znalazł się także Jeon, który nie dał tego po sobie poznać, ale był sparaliżowany i przestraszony. Strasznie się obwiniał, bo wiedział, że za żadne skarby nie powinien dopuścić do sytuacji, która niefortunnie zaistniała.
Park trzymał mocno i kurczowo przy sobie paczkę, po którą przyjechali. W głowie powtarzał sobie, że jeszcze trochę i kto wie...jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to wróci jeszcze dzisiaj do "domu". Skończy z przeklętymi wampirami, wiedźmami, czarownicami i innymi kreaturami. Jednak ilekroć próbował wymazać z umysłu pocałunek i zastąpić go np. obrazem rodziny, on powracał z jeszcze większą siłą. Młodszy musiał przyznać, że przyjemnie całowało się Jeona. Żonatego Jeona. Jeona, który był krwiożerczym monstrum. Jeona, o którym nie wiedział praktycznie nic.
Do willi dotarli w zastraszająco szybkim tempie, dzięki starszemu, który pędził na złamanie karku do celu. A wszystko po to, aby wydostać się z tej niezręcznej sytuacji i na nowo rozpocząć budowę dystansu w stosunku do człowieka. Gdy tylko starszy zaparkował na małym parkingu z boku budynku, Jimin odpiął pasy i wyskoczył z pojazdu omal się nie przewracając. Wtedy właśnie wampir odetchnął z ulgą i w wampirzym tempie skierował się w stronę drzwi wejściowych.
- Całkiem długo was nie było, wszyscy czekaliśmy. Gdzie się jeszcze zatrzymaliście? - usłyszał Jeon, gdy przekroczył próg i stanął w bezpiecznej odległości od naznaczonego. Jennie skrzyżowała dłonie i posłała parze podejrzliwe spojrzenie.
- Jinwoo przeciągał wszystko w nieskończoność. Zresztą gdzie jest Dahye? - spytał Wódz, taksując wszystkich zgromadzonych chłodnym i beznamiętnym spojrzeniem. Wampirzyca już nic nie odpowiedziała tylko ruszyła przodem, kierując się w stronę schodów. Wampiry i jeden człowiek posłusznie za nią ruszyli.
Po chwili znaleźli się w ogromnym pomieszczeniu, którego Park jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Pokój ten przypominał przestrzenny gabinet lekarski tylko ulepszony, niż te w koreańskich szpitalach. Na samym środku, w centrum umieszczona była kozetka lekarska. Dahye krzątała się przy blacie i specjalnym stoliku na kółkach na którym miała rozłożone najpotrzebniejsze rzeczy. Swoje fioletowe włosy spięła w koka, a na ciało przyodziała kitel lekarski. Jej dłonie osłonięte były rękawiczkami nitrylowymi. Wyglądała dokładnie tak jak lekarz przed wielką operacją, a nie czarownica.
Nie było wielkiego kotła, nie było szamanki, nie było dziwnego zapachu, nie było świec, ani półmroku. Było bardzo normalnie...aż za normalnie.
- Skoro jest już nareszcie krew, to mamy już wszystko - potwierdziła Jang i lekkim ruchem głowy zaprosiła Jimina bliżej siebie. Nastolatek zajął miejsce na kozetce i spojrzał zgoła przerażony na kobietę.
CZYTASZ
Playing with Fire | Jikook ✓
FanfictionGdy Park Jimin i Kim Taehyung wyruszają do nawiedzonego domu, szybko przekonują się, że na świecie istnieją zjawiska, których nie da się po prostu zdefiniować, ani dokładnie wytłumaczyć. Życie Jimina komplikuje się za sprawą jednego, małego, niefor...