chapter 13

1.1K 68 18
                                    


    Ornice z cichym pyknięciem deportowała się w salonie mieszkania Billy'ego. Widząc go, siedzącego na kanapie i leniwie przełączającego kanały, uśmiechnęła się.

— Billy wykonałeś zadanie? — zapytała, podchodząc do niego i siadając na skraju sofy.

Mężczyzna nie odpowiedział. Wyglądał jakby nie spał kilka dni, a na jego twarzy zaprezentował się lekki zarost.

— Bill?

— Odczep się. Nie chcę tego wszystkiego — warknął, przecierając twarz dużą dłonią.

— Czego nie chcesz? — zapytała łagodnym głosem czarnowłosa, patrząc na niego uważnie.

— Tego całego świata czarodziejów, sławy, magii... Nie chcę tego, nie moim kosztem! — Watson wstał, obdarzając ją niezbyt przyjemną miną.

— Jesteśmy za blisko celu by rezygnować... — odrzekła Ornice, również unosząc się i robiąc krok w jego stronę.

— Ja właśnie rezygnuje — mruknął, patrząc na nią poważnie — Możesz stąd wyjść... — skwitował, obracając się.

— Nie.

— Słucham? — brunet odwrócił się do niej.

— Z niczego nie rezygnujesz! — wrzasnęła głośno strasznym, piskliwym głosem.

Bill nigdy nie widział jej w takim stanie. Stała przed nim, omiatając go władczym, piekielnym wzrokiem. Kilka kosmyków wypadło ze zgrabnego koka, a jej skóra jakby poszarzała.

— Ornice...

— Zamknij się! — syknęła, podchodząc do niego.

Mężczyzna przestraszył się i zrobił krok w tył, napierając plecami na ścianę. Kobieta wyciągnęła różdżkę i zwinnie przyłożyła mu ją do gardła.
Ich nosy niemalże się stykały, gdy Ornice zaczęła mówić.

— Nie możesz zrezygnować. Wiem, że cel jest już blisko. Czuję to — ciągnęła szybkim i pewnym tonem — Jeśli nie chcesz robić tego dla siebie. Zrób to dla mnie... Dla nas — kobieta dziwnie zachichotała — Musisz znaleźć ten kamień. On jest gdzieś tu. Gdzieś w Nowym Jorku.

— Przerażasz mnie... —szepnął, patrząc w jej roziskrzone oczy.

Przez te zdanie czarnowłosa jednym płynnym ruchem odsunęła się od niego.

— On jest bardzo blisko, Bill —odrzekła, zanim się deportowała — Musisz go odnaleźć.

  Dwie egzekutorki w białych uniformach wyprowadziły z celi, związanych niewidzialną liną, Kelpie i Newta. Scamander odwrócił się i spojrzał na bruneta.

— Miło było cię poznać, Jacob. Mam nadzieję, że otworzysz swoją piekarnie — odparł przez ramię.

Wystraszony Jacob został sam, ściskając dużymi dłońmi pręty krat. W jego głowie kłębiły się złe myśli. Czy on w ogóle będzie pamiętał, że pragnął otworzyć piekarnie? A czy zapamięta Queenie..? I Newta i Kelpie..? Kowalski ze smutną miną pomachał im na pożegnanie.
Scamander i Goldstein, prowadzeni przez kobiety w kitlach, przeszli przez długi, ciemny korytarz. Był wysłany kafelkami, a na ścianach, co jakiś czas, pojawiały się niewielkie lampy, świecące białym światłem. Na jego końcu stały mosiężne drzwi, które otworzyła starsza z egzekutorek.
Weszli do niewielkiego, pozbawionego sprzętów i okien pomieszczenia o czarnych ścianach.

𝐊𝐄𝐋𝐏𝐈𝐀 • newton scamander [1&2] - w trakcie korekty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz