chapter 21

1.2K 75 71
                                    


Wyczerpany Jacob, w otoczeniu tłumu podobnie ubranych w brzydkie kombinezony robotników zatrudnionych przy taśmie, szedł do domu po ciężkiej zmianie. W ręce trzymał zniszczoną skórzaną walizkę. W jego kierunku zmierzał jakiś mężczyzna, który wpadł prosto na niego. Walizka Kowalskiego z trzaskiem wyłądowała na brukowanym chodniku.

- Przepraszam! Bardzo przepraszam.

Blondyn szybkim i stanowczym krokiem ruszył dalej przed siebie. Kelpia, która obserwowała go z ukrycia uśmiechnęła się figlarnie. Scamander nie miał zdolności aktorskich.

- Ej!

Brunet nie rozpoznał go, ale gdy Brytyjczyk się nie odwrócił, ten wzruszył ramionami i sięgnął się po walizkę. Spojrzał na nią ze zdumieniem, gdyż nieoczekiwanie zrobiła się bardzo ciężka. Jeden z zamków otworzył się samoczynnie, a Kowalski z lekkim uśmiechem pochylił się nad walizką, żeby ją otworzyć. Walizka okazała się wypełniona srebrnymi skorupami jaj żmijoptaka, do których dołączono liścik. Brunet przeczytał go uważnie w myślach.

,,Drogi Panie Kowalski!
Marnuje się Pan w fabryce konserw. Te skorupy jaj żmijoptaka będą zabezpieczeniem pożyczki na Pańską piekarnię.
Życzliwy i Kelpia".

Kowalski podrapał się po głowę. Jaja żmijoptaka? Kelpia? Co u licha?

Newton i Kelpia wpatrywali razem w piękny zachód słońca w jego walizce na malowniczym wzgórzu. Mężczyzna rozłożył im stary koc piknikowy, na którym wygodnie się rozsiedli. Kobieta ulokowała się tak, że nieśmiało trzymała głowę na jego ramieniu. Nie miał nic przeciwko. Milczeli tak, przez długi czas, każde pogrążone we własnych myślach, gdy blondyn przemówił cicho, wskazując na jednorożce. Kilka koni dumne spacerowało po łące pod nimi albo chowało się w cieniu drzew, przy niewielkim lasku. Trzy młode o złotym zabarwieniu biegały energicznie, bawiąc się i przyjaźnie podgryzając sobie uszy.

- Te trzy pary uratowałem z nielegalnej hodowli w Norwegii. Jedna z samic była już wtedu ciężarna - mruknął, patrząc z czułością w stronę zwierząt.

Goldstein słuchała go z niemałym zachwytem. Nigdy nie spotkała czarodzieja, który rozumiałby te wszystkie piękne stworzenia bardziej od niej. A tu proszę... Na jej drodze stanął niejaki Newt Scamander z walizką pełną fantastycznych zwierząt. Kobieta wcisnęła głowę w zagłębienie jego szyi, gdy nad ich głową przeleciały dwa wredne chochliki. Brunetka już dziś doświadczyła ich złośliwości, podczas karmienia Kołkogonków - magicznych, karłowatych prosiaczków o długich nogach, serdelkowatych ogonach i wąskich, czarnych oczach - i zdecydowanie nie mała ochoty na powtórkę z rozrywki.
Mianowicie kilka z tych miałych ufolutków ukradło jej karmę, a następnie wepchnęło w paskudne błoto... Scamander delikatnie otulił ją ramieniem, pozbywając się w ten sposób nie miłej myśli z jej głowy.

- Dlaczego Frank tak zareagował? - wyrwało się nagle Kelpii.

Newta zdziwiło to pytanie. Zastanowił się przez chwilę, a potem spojrzał na nią uważnie.

- Pewnie było mu źle, że cię wtedy zaatakował... Poznał się na tobie - Scamander uśmiechną się do niej, co odwzajemniła.

- To było...

- Niesamowite? - wciął się jej w słowo mężczyzna.

- Oh tak! - kobieta spojrzała na niego wielkimi oczyma, które w jednej chwili zmieniły barwę na zieloną.

Brunetka zamrugała kilka razy. Oczy powróciły do barwy czekolady.

𝐊𝐄𝐋𝐏𝐈𝐀 • newton scamander [1&2] - w trakcie korekty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz