Elegancki dom towarowy był przystrojony na święta. Alejki lśniły od nadmiaru kosztowej biżuterii, butów, kapeluszy i perfum. Sklep zamknięto na noc, światła były zgaszone, panował spokój. Brązowa, skórzana torebka płynęła w powietrzu przez główną alejkę, przy akompaniamencie ledwie słyszalnego pochrząkiwania. Newt i jego towarzysze szybkim, cichym krokiem przemierzali pomieszczenie i ukryli się za dużą świąteczną dekoracją z plastiku, skąd obserwowali niewidzialne zwierzę z torebką.— Demimozy są z natury spokojne, ale potrafią nieźle ugryźć, gdy się boją — mruknął do reszty magizoolog.
Pojawił się demimoz, stworzenie podobne do orangutana o srebrnej sierści i ciekawskiej, pomarszczonej twarzy. Dougal wspiął się po dekoracji, żeby zabrać pudełko slodyczy.
— Wy dwoje... idźcie tam — szepnął Scamander do Jacoba i Queenie, na co oni posłusznie ruszyli we wskazanym kierunku — Bardzo się postarajcie nie być przewidywalni! — krzyknął za nimi szeptem.
Kowalski i Goldstein wymienili zdumione spojrzenia i odeszli w drugi kąt pokoju. W tym czasie z oddali dobiegł cichy syk. Demimoz, słysząc ten dźwięk, zwrócił duże oczy na sufit, po czym wrócił do upychania słodyczy w torebce.
— To ten demimoz? — zapytała Kelpia, nie znając tego stworzenia i również spoglądając na sufit.
— Nie — odmruknął — Ale może dlatego Dougal się zjawił...
Brunetka i blondyn ruszyli szybkim krokiem w kierunku zwierzęcia, który właśnie przemierzał sklep. Uświadomiwszy sobie, że został zauważony, odwrócił się i pytająco spojrzał na czarodzieja, po czym jak gdyby poznał Newta, zaczął spokojnie wchodzić po schodach. Brytyjczyk z uśmiechem poszedł za nim. Powędrowali na wielki, pogrążony w pólmroku strych, zapełniony od podłogi do sufitu półkami, na których stały pudła pełne porcelanowych zastaw, filiżanek i kuchennych naczyn. Demimoz w blasku księżyca przeszedł przez strych. Rozejrzał się, po czym przystał i opróżnił pełną cukierków torebkę.
— Wzrok demimozów reaguje na prawdopodobieństwo. Przewidują to, co najbardziej prawdopodobne... — rzucił Newt, skradając się za zwierzęciem.
— Co on robi? — zapytała Kelpia, zaglądając zza pleców Scamandera na stworzenie.
— Pilnuje dziecka — odparł, spoglądając na nią.
Demimoz wyciągnął cukierek, tak jakby podawał go komuś lub czemuś.
— Słucham?
— To moja wina — szepnął spokojnie — Myślałem, że mam je wszystkie, ale chyba źle policzyłem.
Jacob i Queenie cicho weszli za pozostałą dwojką. Newt poszedł spokojnie przed siebie i przyklęknął przy demimozie, który zrobił mu miejsce przed słodyczami, zupełnie tak, jakby chciał się podzielić. Brytyjczyk ostrożnie położył walizkę.
Snop światła spadł na łuski dużego stworzenia, które ukrywało się na krokwiach. Blondynka podniosła na nie przerażony wzrok.— Tym dzieckiem się opiekuje? — mruknęła, przybliżając się do Kowalskiego, który wyraźnie poczuł się ważny.
Na tle sufitu pojawiła się głowa żmijoptaka, który wyglądał identycznie jak mieszkające w walizce Newtona - małe, niebieskie żmijowate ptaki. Ten jednak był olbrzymi i chodź zwinięty, wypełniał całą przestrzeń pod dachem. Stworzenie powoli przesunęło się na dół, w kierunku Scamandera i Dougala, który ponownie unósł cukierek. Blondyn nawet nie drgnął.
— Żmijoptaki są zmiennokształtne, czyli...
— Rosną, gdy mają dużą przestrzeń — dokończyła za niego Kelpia, patrząc ma zwierzę.
CZYTASZ
𝐊𝐄𝐋𝐏𝐈𝐀 • newton scamander [1&2] - w trakcie korekty
Fanfic❝ perfect, so i loved you and then i saw you were not perfect and i loved you even more... ❞ 1 miejsce w #newtonscamander - 13.06.2020.