Weszłam do domu watahy i od razu skierowałam się do gabinetu taty. Mieścił się on na drugim piętrze, więc nie musiałam dużo chodzić. Od razu ruszyłam w stronę schodów, po drodze witając się z członkami watahy. Wbiegłam na schody w wilczym tempie i już po chwili stałam przed czarnymi drzwiami. Bez pukania weszłam do środka.
Pomieszczenie było mi bardzo dobrze znane. Świeże nieskazitelnie białe ściany mógłby wydawać się nadmiernie surowe i chłodne. Dlatego zostały ocieplone przez podłogę wykonana z jasnego drewna z wyłożonym na niej czarnym dywanem i kolorystycznie pasująca do niej drewniana ściana znajdująca się za plecami mojego ojca. Biurko stojące w gabinecie było dosyć starym meblem. Już na pierwszy rzut oka wydawało się masywne. Wykonane było z czarnego drewna. Za nim stał skórzany czarny fotel. A przed biurkiem dwa szare fotele. Na biurko oczywiście stał laptop i stos papierów. Ściana znajdująca się po lewej stronie była w całości wykonana ze szkła, przez co można stąd było obserwować bramę wjazdową. Przy ścianie po prawej stała żółta kanapa przed nią czarny stolik kawowy. Dodatkowo nieopodal stała czarna drewniana półka, na której leżały książki i staranie posegregowanie dokumenty. Długa ozdobna lampa wisząca nad biurkiem była w kolorze żółtym podobnie jak znaczna część dodatków tutaj.
Cały gabinet został urządzony przez moją mamę. Która po tym, jak została luną i niedługo potem zaszła w ciążę z nudów zaczęła remont w domu watahy. Ponoć stwierdziła wtedy, że jest on tak nie gustowny, że najchętniej cały by rozwaliła i zbudowała od nowa. A nie oszukujmy się. Mama była do tego zdolna.
Alfa najwyraźniej nie usłyszał jak weszłam. Skupiony na widoku za oknem rozmawiał z kimś przez telefon. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, dlatego stałam cicho nie dając mu poznać, że tutaj jestem.
- Hej Bruce. Jak radzi sobie Niko? - To były pierwsze słowa, jakie padły z jego ust po chwili oczekiwania na połączenie.
No tak chyba nikt nie mógł się spodziewać tego, że mój ojciec nie skontroluje tego, czy jego pierworodny sobie radzi. To było zupełnie w jego stylu. Mój ojciec to twardy i bezwzględny alfa, który potrafi podejmować trudne decyzje. Jednak ma jedną słabość. Naszą rodzinę. Zrobi dla nas wszystko i tego jestem pewna w stu procentach.
- To cudownie - Kiedy dyrektor akademii udzielił mu odpowiedzi, ten kontynuował. - Pilnuj, żeby się nie obijał, tylko ciężko pracował. Na moim pierworodnym spoczywa ogromną odpowiedzialność - Oświadczył dumnie, uśmiechając się w stronę okna. - A jak sprawa przyjęcia mojej córki? - Dopytywał, a ja byłam zachwycona. Tata naprawdę starał się załatwić mi miejsce. - Gwarantuje, że większość tych chłopaczków nie może się równać z moją Toni - Oświadczył z irytacją w głosie. - Jestem pewny, że cię zaskoczy w dniu rekrutacja - Ton jego głosu wskazywał na wiarę, w wypowiedziane przez niego słowa. - No trzymaj się - Odstawił słuchawkę od ucha i się rozłączył. -Jak ty mnie czasem wkurwiasz, Bruce - Warknął mój ojciec, odwracając się w stronę biurka.
- To przeklinanie to nie w twoim stylu, tato - Oświadczyłam rozbawiona, na co mój ojciec odwrócił się do mnie zaskoczony.
Richard nigdy nie przeklinał w naszej obecności. I zawsze nas karcił, kiedy to my przekliśmy. Jednak nie oszukujmy się, osobiście nie znam nikogo kto przynajmniej raz na jakiś czas nie przeklnie wkurzony.
- Toni - Stwierdził zaskoczony, sprawdzając godzinę na zegarku.
- Wiesz, że się spóźniłaś? - Spytał wyraźnie chcąc odciągnąć uwagę, od swojej wcześniejszej rozmowy.- A ty wiesz, że robisz Niko wstyd, tak wydzwaniają jakby miał pięć lat? - Zdecydowałam się odbić piłeczkę. W końcu nie powiem ojcu, że byłam u dziadków, bo martwię się o swoją płodność. Aż tak bezwstydna nie jestem.
CZYTASZ
Królowa alf
LobisomemAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...