🅘🅧

2K 106 55
                                    

Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie przez sen. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam wujka Cola. Stał z szerokim uśmiechem przyglądając mi się uważnie. Czego on chce tak wcześnie? Podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego pytająco. Byłam rozespana i nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa przez suchość w ustach. Dodatkowo wszystko mnie bolało. W nocy zbierałam się z ziemi, sama nie wiem ile razy. Co było dosyć dziwne. Nigdy nie chodziłam przez sen ani nie miałam tendencji do spadania z łóżka. Zwłaszcza dwuosobowego.

– Coś ty młoda robiła w tę pełnię, że wyglądasz, jakby cię ktoś koty z pyska wyciągnął? – Wujek podał mi butelkę wody, która ja od razu przyjęłam.

Wzięłam kilka dużych łyków niemalże opróżniając butelkę. Szczerze nie mam pojęcia, co robiłam. I chyba nawet nie chce wiedzieć. Bo wygląda na to, że w nocy działo się coś, czego nie byłam w stanie wyjaśnić.

– Ukrywałam się przed napalonymi samcami – Oświadczyłam, korzystając z bardzo bezpiecznej odpowiedzi.

– No to ukrywanie musiało być męczące, bo już trzynasta – Poinformował mnie Cole. – Ogarnij się i przyjdź na plac przed domem watahy – Rzucił, opuszczając mój pokój.

Serio było już tak późno? Jak to w ogóle możliwe? Przecież wczoraj położyłam się dosyć wcześnie. Ta mój organizm ostatnio ma ze mnie niezłe jaja.

Pozbierała się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej granatowy dres, stanik sportowy i białą luźną koszulkę. Poszłam do łazienki, gdzie rozebrałam się przed lustrem. Miałam na sobie sporo siniaków. I teraz pytanie, czemu się nie zagoiły? Serio to przestaje być śmieszne.

Weszłam do kabiny i wzięłam długi, zimny prysznic. Miałam nadzieję, że to trochę mnie rozbudzi. I faktycznie tak było. Umyłam się bez pośpiechu, a następnie szybko się ubrałam. Opuściłam łazienkę i zeszłam na dół.

Dom był dzisiaj wyjątkowo pusty. Pewnie rodzice odpoczywają po pełni, a Elio pobiegł do swojej wybranki. W końcu nie widzieli się aż dwadzieścia cztery godziny. Po prostu koniec świata. Wpadłam do kuchni i wyjęłam jakiegoś batona z szafki. Pochłonęłam go szybko, jednak jak się okazało to nie wystarczyło. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jakąś kiełbasę. W takim stanie po prostu ja zjadłam w międzyczasie, zagryzając wszystko żółtym serem. Wiem jestem paskudna. Popiłam to jeszcze dużym kubkiem kawy i wyszłam przed dom, w międzyczasie zakładając buty sportowe.

– No wreszcie, co tak długo? – Wujek Cole stał ze skrzyżowanymi ramionami wyraźnie niezadowolony z tego, że musi czekać.

– Trzeba było mnie obudzić wcześniej. Ja w przeciwieństwie do ciebie mam z kim spędzać pełnie – Rzuciłam niewiele myśląc nad znaczeniem, wypowiadanych przeze mnie słów.

– Ciesz się, że twój ojciec tego nie słyszy – Parsknął śmiechem, wciskając ręce do kieszeni wojskowych spodni. – A teraz skoro dałaś wczoraj upust swojej żądzy czas potrenować.

– Dobra to słucham. Co mam robić? – Podeszłam do wujka, kątem oka spoglądając na trenująca watahę. Im to się jednak nigdy nie odpuszcza.

– W akademii jeden z pierwszych testów jest test na wytrzymałość i szybkość. Dlatego teraz dziesięć kółek w ludzkiej formie. Potem przemiana i czterdzieści kolejnych w wilczej formie.

Stałam tak przez chwilę, patrząc na niego jak na wariata. Aż tyle?! Ja naprawdę nie miałam pojęcia, na co się pisze. No ale cóż ja nie odpuszczę. Wujek skończył te akademie z wyróżnieniem, więc zaufam jego instynktowi. Ruszyłam do miejsca przy murze, przy którym miałam zacząć.

– Toni, tylko bez tej twojej hybrydziej szybkości – Zaznaczył, a ja westchnęłam ciężko.

Zaczęłam biec, chcąc jak najszybciej to odhaczyć. Lubiłam czasem pobiegać po lesie, jednak nigdy na czas i w jakiś określonych dystansach. Strasznie nie lubię czuć na sobie presji. Przez nią wszystko idzie mi gorzej. A tak w ramach wyjaśnień dom watahy jest ogromny. Mieszka tu prawie tysiąc wilków. Co chyba już przemawia samo za siebie.

Jakoś udało mi się pokonać wyznaczony dystans w ludzkiej postaci. Teraz mogłam się przemienić. Stanęłam za domem watahy i wzięłam kilka głębszych wdechów. Nie wiem dlaczego, ale mocno się zmęczyłam. Zrzuciłam z siebie górną część ubioru. Słysząc gwizdanie za plecami spojrzałam na delikwenta przez ramię i dostrzegłam Taylora. Znałam go bardzo dobrze. Był w moim wieku i był moim przyjacielem. Dlatego mnie nie wkurzył. Wiedziałam, że robi to dla żartów. I przy okazji ogląda tylko moje nagie plecy.

–  Bardzo zabawne – Rzuciłam w jego kierunku, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

– To ty się uśmiechasz – Stwierdził dumnie, na co ja zaśmiałam się głośno.

– Toni! – Do moich uszy doszło wołanie mojego trenera.

– Muszę lecieć – Oświadczyłam, na co wilkołak pomachał mi i zamierzał odejść kiedy wpadł na mojego wujka.

Ubrałam na siebie szybko koszulkę i spojrzałam na całą tę sytuację. Byłam ciekawa, jak to się skończy.

– Nie nauczyli cię kultury? – Spytał Cole, mierząc Taylora wściekłym spojrzeniem.

– Nie rób dramatów – Rzuciłam wkurzona. – Nie raz jeszcze zobaczy mnie nago. Też jedzie do akademii – Oświadczyłam dosyć groźnie, na co wujek przepuścił młodego wilkołaka.

– Za dwie minuty masz biec – Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, znikając na ściana budynku.

Szybko się rozebrałam i przemieniłam. Zajęło mi to trochę więcej czasu niż zakładałam, bo przemiana szła mi dość opornie. Jakby coś mnie blokowało. Na szczęście ostatnie sobie poradziłam i ruszyłam do biegu.

Pod postacią wilka zawsze biegło się szybciej. W końcu cztery łapy to nie dwie. Biegłam z maksymalną prędkością chcąc jak najszybciej pokonać wyznaczony dystans. Jednak mimo tego, że jestem dosyć szybkim wilkiem czterdzieści kółek to spory dystans. Pokonanie go zajęło mi trochę więcej czasu niż bym chciała, bo po połowie musiałam zwolnić. Byłam dzisiaj zdecydowanie nie w formie.

– Dobra, to tyle, Toni. Idź się ubierz – Rozkazał Cole, a ja od razu zniknęłam za budynkiem.

Odmiana również nie poszła mi najsprawniej. Ubrałam się czując, że dziś już raczej nie dam rady nic zrobić. Treningi po pełni to nie najlepszy pomysł. Kiedy uspokoiłam oddech, wyszłam zza winkla i zobaczyłam rodziców rozmawiających z wujkiem. Tata oczywiście zaborczo obejmował mamę ramieniem, przyciągając ją do siebie.

– Na dzisiaj koniec – Poinformował mnie brunet, co przyjęłam z niemałą ulgą. – Widać, że jesteś dzisiaj nie w formie – Dodał, czym lekko mnie zirytował. Chociaż jako mój trener musi mówić mi takie rzeczy. I w końcu sama to zauważyłam... Jednak jestem przewrażliwiona.

– Cole, wpadniesz na obiad? – Zaproponowała Adelajda. – Elio nie będzie, Niko jak wiadomo też nie, więc mamy dużo miejsca.

– Pewnie, że wpadnę – Oświadczył z szerokim uśmiechem. Wujek jak na żołnierza, który swoje widział, często był w zaskakująco dobrym humorze. – Przy okazji omówimy grafik treningów – Spojrzał na mnie wymownie.

– Nawet przy obiedzie nie dacie człowiekowi spokoju – Ruszyłam w stronę domu, wzdychając ciężko.

– Toni, jak już idziesz, to nakryj do stołu – Poprosiła mnie mama, chociaż ja doskonale wiedziałam, że to nie była prośba.

– Jasne.

Coś czuję, że to będą trudne tygodnie. Zwłaszcza jeśli moje ciało nie zechce ze mną współpracować..

Królowa alfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz