Westchnęła cicho, zaciskając wolną dłoń w pięść. Pazury przebiły moją skórę, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Musiałam poznać prawdę. Nie ważne, jaka ona by nie była. Mruknęłam coś do telefonu, po prostu chcąc w końcu poznać prawdę.
- Widzisz uczyli nas o czymś takim, jak więź z naszą wilczą stroną. Możliwe, że twój wilk chce Ci coś powiedzieć... Jednak ja nie jestem specjalistą. - Przerwał na chwilę nad czymś myślą. - Spytaj wilczego dziadka. On powinien znać się na tym lepiej niż ja.
- Dobra. - Wydusiłam wkurzona. - Trzymaj się i nie zgiń na tej akademii.
- Żyją na gotowym żarciu i tanim piwie. Może nie umrę, ale mój układ pokarmowy nigdy nie będzie taki sam. - Na te słowa zaśmialiśmy się obaj. - Dobra trzymaj się. I dożyj mojego powrotu.
- Nic nie obiecuje. - Rzuciłam, rozbawiona rozłączając się.
Odłożyłam telefon i podeszłam do szafy, z której wzięłam ubrania. Chciałam się ogarnąć, zanim pójdę do działów. Weszłam do łazienki i wzięłam szybko prysznic. Gorączka nieco mi opadła i czułam się już nieco lepiej. Zmyłam z siebie pot i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam nieco inaczej. Jednak nie umiałam wskazać dlaczego. Ubrałam na siebie luźną znacznie za dużą białą koszulkę i nieco luźniejsze dżinsy. W takim stanie zeszłam na dół, zastanawiając się co ja powiem rodzicom. W kuchni spotkałam jednak tylko Elio.
- Uprzedzając twoje pytanie. - Zaczął, nim zdążyłam cokolwiek powiedziec. Pewnie widział, że spytam. W końcu to mój bliźniak. - Rodzice pojechali coś załatwić, także jesteśmy sami. Mam im pisać jak się czujesz, jednak wiem, że Ty wybierasz się do swojego przeznaczonego, bo ja również mam to w planach. Także wyjdziemy i będziemy nawzajem kryć swoje dupy. Jasne?
- Widzę, że już przemyślałeś wszystko. - Stwierdziłam, rozbawiona sięgając do szafki po miskę.
- W końcu ktoś tu musi myśleć. - Stwierdził, kończąc swoje śniadanie. - Wrócę wieczorem, a ty nie daj się zabić bo wtedy rodzica zabiją mnie.
- Jasne. - Rzuciłam, a Elio natychmiast wyszedł.
Szybko zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Jako że nie byłam pewna co do swojego stanu zdrowia, postanowiłam iść na nogach. Zresztą tak było najszybciej. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie. Dziadkowie mieszkali kilometr od domu watahy. Zdecydowali, że się wyprowadza, bo ponoć dziadek nie umiał przestać się wtrącać. Dlatego postanowili, że lepiej będzie, jak zamieszkają nieco dalej. W sumie to teraz wiem, po kim tata to ma.
Szybko udało mi się dostać do domu dziadków. Był to niewielki drewniany domem. Mieszkami tutaj tylko we dwójkę więc nie potrzebowali niczego więcej. Wyjęłam słuchawki z uszu, które schowałam do kieszeni. Weszłam do domu i zdjęłam białe trampki. W pomieszczeniu unosił się cudowny zapach. Babcia musiała zrobić obiad.
- Toni! - Pisnęła uradowana kobieta. - Jak dobrze cię widzieć skarbie. - Babcia podeszła do mnie i położyła dłonie na moich policzkach. - Jaka ty jesteś chuda. Zdecydowanie powinnaś coś zjeść. Chodźmy. - Złapała moja dłoń i pociągnęła mnie w stronę kuchni.
Alexandra była cudowna. To typowa ciepła luna watahy, i fantastyczna matka i babcia. Trzeba do niej dzwonić co najmniej raz w miesiącu, inaczej wpada z niezapowiedziana wizytą. Zawsze się o nas martwiła i pamiętała o wszystkich urodzinach a na trochę tych dzieci ma a wnuków to już w ogóle od groma. To samo tyczy się Dominica mojego dziadka. Tej dwójce mogłam powiedzieć wszystko, a oni zawsze mnie wspierali. Nie licząc sytuacji z moim mate. No, ale to już klasyka.
CZYTASZ
Królowa alf
WilkołakiAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...