Kiedy z rana zadzwonił budzik, kompletnie nie miałam ochoty wstawać. Byłam zmęczona i mimo przespanej nocy czułam się kompletnie pozbawiona energii. Może też dlatego zrobiłam najgorsza rzecz na świecie. Włączyłam drzemkę. Potem kolejna i jeszcze jedną. Skończyło się to tak, że kiedy w końcu nieco się rozbudziłam i sprawdziłam telefon, dochodziła godzina trzynasta trzydzieści. Poniosłam się do siadu, po prostu nie werząc w to co widzę. Podniosłam się z łóżka i od razu podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne, dżinsowe rybaczki sięgające kolan i do tego czarny podkoszulek. Szybko przebrałam się z piżamy i ubrałam, wybrane ubrania a na nogi wsunęłam białe nike. Włosy Przeczesałam i upięłam w wysokiego kucyka by nie było aż tak widać, jak bardzo są nieogarnięte. Zgarnęłam jeszcze telefon i wybiegłam z domu, w którym chyba nikogo nie było.
Do pałacu dotarłam stosunkowo szybko. Weszłam bez większych problemów. Na moje szczęście wszyscy doskonale mnie tutaj znali. W ogóle teraz do mnie doszło, że muszę poprosić tatę o oddanie mi kluczyków. Chyba już należy mi się ich zwrot. Wbiegłam po schodach, przy okazji mało nie wpadając na jakąś kobietę z dokumentami. Przeprosiłam ją, a ta w odpowiedzi szeroko się go mnie uśmiechnęła. Pewnie ma z dobre sto lat i dla niej jestem zagubionym i nieco nieogarniętym dzieckiem. I dzięki temu ma dla mnie nieco wyrozumiałości, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Wpadłam do gabinetu, a Filip uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Szczerze nie wierzyłem, że będziesz szybciej. - Przyznał, wskazując krzesło obok siebie. - Ostatnio byłaś jak wrak człowieka. Widać było, że musisz odpocząć.
- Wiem. - Rzuciłam krótko, siadając obok wampira. - To, od czego zaczynamy?
- Myślę, że powinniśmy ustalić, co chcemy osiągnąć. - Stwierdził spoglądając na mnie, jakby oczekiwał, że to ja wpadnę na jakiś pomysł.
- Czuję się, jakby ktoś mnie odpytywał. - Oświadczyłam, opierając plecy o oparcie krzesła.
- To by nie było, powinnaś nauczyć się tworzyć prawo. Może kiedyś królowa alf będzie znowu potrzebna. - Stwierdził, uśmiechając się cwaniacko.
- Ta a słońce zacznie świecić w nocy a księżyc w dzień. - Rzuciłam, przewracając oczami. - Czas hybryd dobiegł końca. Nie łudzę się, że kilkanaście par w skali całego świata odbuduje gatunek.
- Nadzieja matką głupich. - Wzruszył ramionami, spoglądając w moim kierunku. - A teraz co chciałabyś zmienić?
- Mam dosyć tej bezkarnej mowy nienawiści. Prześladować i szczerej nienawiści względem związków mieszanych. - Zaczęłam, chcąc poukładać własne myśli. - Wprowadzenie kar za szerzenie mowy nienawiści i prześladowania.
- I to już jest jakiś początek. - Stwierdził, zapisując coś na kartce. - Ty wymyślaj, ja to zapisze tak jak należy.
- Myślę, że co do prawa tak będzie dobrze. - Oświadczyłam, zagłębiając się we własnych myślach. - Chciałabym coś powiedzieć. Coś, co może jakoś zmieniłoby nastawienia, chociaż części z nich.
- Mówisz, jakbyś nie wiedziała, że nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze słowa nie wpłyną na ludzi nietolerancyjnych. Wielkie słowa ich nie zmienią. Tak naprawdę możesz tylko próbować, wpłynąć na następne pokolenie by to było lepsze.
- A co jeśli opowiedziałabym o przedwieczny? - Zaproponowałam, co wydało się zainteresować króla. - Opowiedziałabym o całej legendzie i jego próbie dążenia do wielkości. Może część z nich poczułaby się oszukana i zmieniłaby, chociaż częściowo swoje nastawienie.
- To czysto teoretycznie mogłoby się udać. - Stwierdził Filip po chwili namysłu. - Jednak może też wkurzyć innych i sprawić, że cię znienawidzą. Jakby nie było w świetle prawa, to był samosąd.
- Na wariacie który zaczął tę wojnę i zabił poprzednio królowa i pewnie wiele hybryd. I na koniec chciał jeszcze zabić mnie.
- Niby tak. Jednak jego wyznawcy widzieli w nim kogoś na kształt ich mentora. Mogą się wkurwić, kiedy dowiedzą się, że zabiłaś kogoś, kto walczył o czystość gatunkową. - Oświadczył, poprawiając się na krześle.
- Mam to już w dupie. Powiem prawdę, a oni niech już sobie myślą co se chcą. - Stwierdziłam, wkurzona czując, że nie ma lepszego rozwiązania.
- Ludziom nie dogodzisz. - Wtrącił Filip, wzdychając ciężko. - Przekonałem się o tym, kiedy zostałem królem. Zawsze ktoś jest przeciwny twoim decyzją. Dosłownie zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, kto wie lepiej i postąpiłby słuszniej. Tak już jest i musisz się z tym pogodzić.
- Czyli nie postało mi nic jak działać wedle własnego osadu. - Podsumowałam, już pewna tego co chce zrobić.
- Nie możesz zrobić nic lepszego, jak działaś zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniami. Tak byś ty czuła, że robisz dobrze.
- Więc postanowione.
Niekoniecznie chciałam czytać z kartki. Jednak wiedziałam, że kiedy zaczęć mówić sama od siebie to moja wypowiedź mogłaby stracić kompletnie sens. Kiedy wypowiadałam się sama od siebie, często schodziłam z tematu i zaczynałam gadać głupoty. Dlatego mimo wszystko wolałam przeczytać przemówienie z karki. Zawsze to jakaś pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. A przynajmniej zmniejszało to ryzyko, że zacznę gadać głupoty i pogubię się we własnej wypowiedzi.
- Chyba powinno być dobrze. - Stwierdził Filip, nanosząc ostatnie poprawki. Ja jednie skinęłam głową już konkretnie zmęczona. - Teraz powiedz mi, co się odstawia między tobą a Brendanem. Tylko ze szczegółami.
- Co ci mam powiedzieć? - Przewróciła oczami, popijając kawę. - Robimy sobie przerwę, bo nic lepszego nam nie pozostało.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć. - Stwierdził, bawiąc się długopisem. - Wiem jak bardzo, go kochasz i jak bardzo on kocha ciebie. Kurwa ciebie znam w zasadzie od zawsze a jego od trzech lat. Uczestniczyłem w waszym pierwszym spotkaniu i nawet to trochę moja wina, że spojrzeliście sobie w oczy. Byłem przy was w tych najgorszych i najlepszym momentach. - Wymieniał, a ja jedynie przytakiwałam. - Nie chce się wam wpieprzać do związku. Bo jestem przyjacielem was obojga i wolę być biernym obserwatorem, jeśli o związek chodzi. Jednak jakoś nie chce mi się wierzyć, że ot, tak robicie sobie przerwę.
- Nie ot, tak. - Zaprzeczyłam, odkładając kubek z kawą. - Ostatnio mieliśmy trudny okres w naszym związku. Poza tym z akademii będę wracać na łącznie cztery tygodnie w roku. Na święta i dwa w wakacje. Z czego w święta chce być z rodziną podobnie jak Brendan. Więc zostają nam dwa tygodnie wakacji. A te dwa tygodnie to mało jak na prowadzenie związku.
- I ty serio na to pozwalasz? - Spytał niedowierzająca w moje słowa.
- Każde z nas ma prawo do marzeń niezwiązanych z tym drugim. Chcę abyśmy mieli dobre życie, bez względu na to czy któreś z nas umrze. Bo załóżmy, że któreś z nas umiera, a obaj poświęciliśmy wszystkie marzenia by być ze sobą. W takim wypadku ta druga osoba zostałaby z niczym. Nie chcę żyć tylko po to, by wypełniać jego życie. Tak samo, jak on pewnie nie chce żyć tylko dla mojej przyjemności.
- Niech Ci będzie. - Filip odetchnąć ciężko. - Wezwę innych na spotkanie rady w twoim imieniu.
Przytaknęłam głową. Naprawdę nie chciałam go stracić. Jednak czy mogłabym postąpić gorzej, jak go zniewalając? Prawdopodobnie nie. Musiałam dać nam obu czas na spełnienie własnych marzeń i ułożenie swoich żyć. Bo dopiero wtedy będziemy mogli stworzyć normalny związek.
CZYTASZ
Królowa alf
Про оборотнейAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...
