Kiedy dotarliśmy do lasu, w którym mieścił się dom watahy, postanowiłam wysiąść. Oczywiście Filip mi na to nie pozwolił, dlatego na odchodne się pokłóciliśmy. Po prostu cudownie. Dzień moich jebanych marzeń. Z kim ja się jeszcze dzisiaj pokłócę? Mamą, bratem czy z kim jeszcze? Wysiadłam z samochodu, kiedy ten zaparkował przed bramą. Nic nie powiedziałam, po prostu wysiadłam i wkroczyłam na teren domu watahy. Byłam cholernie zmęczona i wkurwiona. Moją frustracja sięgała zenitu. Dlatego też liczyłam na to, że po prostu wejdę do domu i od razu będę mogła iść się położyć. Na początku chciałam nawet wejść przez okno. Niestety okazało się, że to jest zamknięte. Dlatego też zmuszona byłam użyć drzwi.
Przekroczyłam próg domu, zdejmując z nóg białe trampki. O dziwo nikt nie zaczął na mnie krzyczeć. Dlatego po prostu udałam się do swojego pokoju gdzie zdjęłam z siebie kurtkę. Położyłam się na łóżku, licząc na to, że tym razem w nim się obudzę. W końcu poszłam tam, gdzie zaprowadził mnie ten kundel i zrobiłam wszystko, co tylko mogłam. Jako że moje łóżko dawno nie wydawało się, tak wygodne szybko zasnęłam.
Nic nie opiszę mojej radości, kiedy po otworzeniu oczu zorientowałam się, że jesteś w swoim pokoju i leżę na swoim łóżku. Podniosłam się do siadu, czując ogromny ból w głowie. Byłam na wpół nieprzytomna. Złapałam za swój telefon, który leżał na szafce nocnej. Brendan zasypał mnie masą wiadomości. Najprościej było mu po prostu odpisać, że znowu czułam, się trochę gorzej i przespałam niemal cały dzień i noc. Źle się czułam, tak go okłamując. Jednak co miałam zrobić? Sama nie do końca rozumiałam, co się dzieje. A co dopiero, gdybym miała to komuś wytłumaczyć.
Odłożyłam telefon i ruszyłam do łazienki. Szybko prysznic nieco mnie rozbudził. Poczułam się dzięki temu nieco lepiej. Chociaż dalej moje samopoczucie nie było najlepsze. Jednak nie będę narzekać. Dzisiaj już mnie nie mdliło, co było dużym sukcesem.
Kiedy wyszłam z łazienki, telefon zawibrował dając mi znać, że przyszła kolejna wiadomość. Wzięłam go do rąk i odblokowałam. Filip napisał mi, że spotkanie odbędzie się w domu watahy. Oczywiście nie byłyby sobą, gdyby nie poradził mi co mam ubrać. Nie przeszkadzało mi to. Zdążyłam się już do tego przez te wszystkie lata przyzwyczaić. Narada miała odbyć się za godzinę. Dlatego też od razu poszłam się ubrać. W takich momentach cieszyłam się z faktu, iż zawsze mam jedną wyprasowaną koszule. Moje życie bywa tak nieprzewidywalne, że staram się być gotowa na wszystko.
Ubrała na siebie czarne elegancie spodnie. Do tego botki na lekkim obcasie. Szczerze to takie słabe dwa na dziesięć, ale już nie będę wybrzydzać. Zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było. Ucieszył mnie ten fakt. Nie miałam siły słuchać narzekań ojca na moje ostatnie zachowanie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej worek krwi. Szybko go opróżniłam i ruszyłam w kierunku domu watahy.
Przekroczyłam prób domu watahy, a moje nozdrza od razu wyłapały zapach wampirów. Wysoko postawione wampiry przybyłyby pomóc w rozwiązaniu problemu. Chociaż tak naprawdę i tak chuja zrobią tak, jak alfy służące pod moim ojcem. Filip i Richard wszystko ustalą, a oni będą siedzieć jak te ozdoby i przytakiwać byle nie stracić stanowisk. No może jeszcze mój dziadek dorzuci swoje dwa grosze.
Udałam się do sali narad, w której pewnie odbędzie się spotkanie. Oczywiście się nie pomyliłam. Bez problemu przekroczyłam na razie otwarte drzwi sali. Kiedy ojciec mnie dostrzegł, podszedł do mnie w wiadomym celu.
- Wiem, że ostatnio uderzył cię jakiś spóźniony nastoletni bunt, ale teraz stąd wyjdź Anthwanette. - Warknął ojciec, który musiał mieć mnie już dosyć.
- Jako królową alf mam prawo tutaj być. Dlatego mnie nie przeganiaj i zaakceptuj, że nie ma już tej małej dziewczynki. Jest już tylko dorosła hybryda.
Podeszłam do Filipa i stanęłam obok niego. Byłam mu wdzięczna na to, że postanowił zachować milczenie. Chociaż on równie dobrze może być na mnie po prostu zły. Nie mam pojęcia. I nawet nie mam siły o tym myśleć.
- Zebraliśmy się tutaj dzisiaj by omówić temat buntowników. - Zaczął Filip, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. - Zacznijmy od podsumowania strat, jakie przez nich odnieśliśmy. - Wzrok wampirzego monarchy przeniósł się na jednego z radnych.
- Buntownicy dopuszczają się aktów wandalizmu głównie na starych świątyniach wampirołaków, pomnikach pokoju i okazują agresję względem rodzin mieszanych. - Wyjaśnił mężczyzna w średnim wieku. Chociaż to wampir więc mógł mieć nawet z pięćset lat.
- Czyli buntownicy okazują agresji związana z pokojem i hybrydami. - Stwierdził alfa Marcel, spoglądając w moim kierunku.
- Alfo czyżbyś sugerował, że buntownicy było organizacją, która nie akceptuje pokoju między wampirami i wilkołakami? - Spytał mój dziadek.
- Wszystko na to wskazuje. - Potwierdził alfa, nie odrywając ode mnie spojrzenia. - A ty Toni? Wyczułaś oznaki agresji skierowane w twoją stronę?
Poczułam na sobie spojrzenia dosłownie wszystkich. To była cholernie niekomfortowo sytuacja, z której musiałam jakoś wybranąć. A najlepiej było powiedzieć prawdę. Jednak ja nie byłam do tego skłonna.
- Tak. - Przyznałam póki co, wyznając prawdę. - W dzień pełni zaatakował mnie wampir o pomarańczowych ślepiach. A w dzień po wilkołak o białej sierści.
- Czyli mamy do czynienia z tym samym ruchem, który narodzin się w dzień podpisania pokoju. - Podsumował jeden z radnych.
- Nie mamy pewności, jakie są przyczyny tych ataków. - Wtrącił mój ojciec, kiedy nieco otrząsnął się z szoku. - Musimy wyłapać i przesłuchać buntowników.
Wszyscy przyznali rację mojemu ojcu. W tej chwili nikt nie wiedział nic więcej. Dlatego też postanowiono, jakie wymierza kary dla buntowników i jak daleko można posunąć się w trakcie ich przesłuchiwania. Już mieliśmy się rozejść, kiedy do sali wpadł mój bliźniak.
- Elio? - Spytałam zdziwiona jego widokiem.
- Musicie coś zobaczyć. - Oświadczył, włączając telewizor. Puścił na nim nagranie aktualnych wydarzeń.
Wszystko działo się w stolicy nadprzyrodzonych. Było to miejsce stworzone po podpisaniu pokoju. Kiedy staliśmy się poniekąd jednością. Na środku placu stał mężczyzna z zasłonięta twarzą.
- Precz z mieszańcami! - Krzyczał tak głośno, jak tylko mógł. Jego głos był donośny, więc pewnie był wilkołakiem. - Ich potomstwo to wynaturzenia! - Krzyczał tłum ustawiony za jego plecami. - Naprawdę wyobrażacie sobie, aby wampir i wilkołak mogli mieć dzieci! Przecież takie dziecko będzie skrzywdzonego genetycznie! Tylko jedna na sto hybryd przeżywa przemianę! Związki mieszane to wynaturzenie i dewiacja! - Krzyczał mężczyzna podżegając tłum. - Jakim prawem wilkołak żyjący z wampirzycą nami rządzi! Jakim prawem jego syn ma nami rządzić!
Nie mogłam uwierzyć, w to co widzę. To było tak paskudne i pełnię nienawiści, że nie wierzyłam, że to się dzieje. I w tym momencie coś sobie uświadomiłam. To wojna o czystość gatunkową, której ja jestem zaprzeczeniem.
CZYTASZ
Królowa alf
WerewolfAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...