🅧🅧🅧🅥🅘🅘

1.2K 70 23
                                    

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Otworzyłam oczy, czując suchość w ustach. Podniosłam się z klatki piersiowej Brendana i siegnęłam po butelkę coli, która położyłam obok łóżka. Odkręciłam ją i wzięłam kilka łyków. Odłożyłam butelkę i spojrzałam na chłopaka który leżał w dalszym ciągu pogrążony we śnie. Ponownie się położyłam i zaczęłam głaskać jego ramię. Będzie mi go cholernie brakowało. Nawet tych jego głupich gadek. Jednak nie mogę się od niego uzależnić. Nie chcę by moje szczęście, było od kogoś zależne. I przede wszystkim nie chce być jak bohaterki głupich romansów, które rzucają wszystko dla swojego bad boy'a. Nie jestem taka i nigdy nie chce taka być.

~ Anthwanette do domu. Już. - Nagle w mojej głowie rozbrzmiał głos mojego ojca. No tak muszę pamiętać o blokowaniu go, żeby nie mógł wpraszać się do moich myśli. ~ Tylko zabierz Brendana. Z nim też mam do pogadania.

Jak w ogóle mogłam się łudzić, że ojciec się nie dowie? Tak seks w domu watahy był ryzykowny. Był też świetny, ale to swoją drogą. Mam tylko nadzieję, że ojciec nie zabije mojego mate ani go nie wykastruje. Nachyliłam się nad Brendanem i zaczęłam nim potrząsać, by go obudzić.

- Brendan kurwa wstawaj. - Warknęłam jednak kiedy i to nie pomogło postanowiłam użyć, radykalnych środków. - Ojciec wie do kurwy nędzy. - Rzuciłam, na co tym razem mój chłopak zareagował.

- Jak to kurwa wie? - Spytał, podnosząc się na łokciach.

- Teoretycznie uprawialiśmy seks w jego domu, a ja ryczałam jak niedźwiedź za każdym spełnieniem, więc to chyba nie było takie trudne. - Oświadczyłam, wstając z łóżka i zaczynając szukać swoich ubrań.

Pewnie powinnam się umyć, tylko nie za bardzo miałam na to czas. Dlatego po prostu na szybko ubrałam, to co miałam na sobie wczoraj. Kątem oka obserwowałam mojego mate, który również szybko się ubierał. Otworzyłam drzwi do pokoju i już zamierzałam wyjść, kiedy poczułam silny zapach mojego ojca. Ruszyłam za nim i tak dotarłam do kuchni.

- Miałeś czekać w domu. - Stwierdziłam, opierając się o framugę drzwi.

- Kazaliście mi za długi czekać. - Oświadczył, zakładając ramiona na piersi. - Poza tym tutaj jesteśmy tylko w trójkę.

- To brzmi, jakbyś chciał nas zamordować. - Rzuciłam, również krzyżując ramiona na piersiach.

- Jedno z was na pewno chce. - Stwierdził, spoglądając na Brendana który stał za mną. - I wiesz co skarbie? To było cholernie wredne.

- Niby co? - Spytałam kompletnie zbita z tropu.

- To, że musiałem tego słuchać. Naprawdę uwierz mi, że słuchanie własnego dziecka nie jest przyjemne no i ty mnie i mamę wyganiasz z domu co pełnię. - Przypomniał, patrząc na mnie z cwaniackim usmiechem. - Jakby nie wystarczył, że już regularnie słucham twojego brata.

- Matko tato. - Schowałam twarz w dłoniach zarzenowana. - Poza tym przecież byłam w domu watahy.

- A ja podpisywałem dokumenty w biurze, które znajduje się dokładnie dwa piętra pod tym pokojem. - Uświadomił mi a ja w tym momencie musiałam zrobić się cała czerwona. - Czekałam aż wrócisz, żeby dowiedzieć się jak ci poszło, a wiadomo czego się nasłuchałem.

- No, ale są też dobre wieści... Dostałam się. - Poinformowałam go z szerokim usmiechem.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszą mała. - Tata wstał z krzesła i podszedł do mnie, mocno mnie przytulając. - Chociaż nie dopuszczałem myśli, że mogłoby być inaczej.

- W końcu jestem twoją córką. - Dokończyłam, jakbym dokładnie wiedziała co zamierza powiedzieć.

- Dokładnie tak mała. - W końcu odsunął mnie od siebie i spojrzał na Brendana, prostując się dumnie. - A z tobą mam do pogadania. - Warknął, spoglądając na mojego mate. - Pamiętasz, co powiedziałem Ci na naszym pierwszym spotkaniu?

- Nie skrzywdziłem Toni. - Zapewnił, unosząc ręce w geście obronnym.

- Chyba powinienem być wtedy precyzyjniejszy. - Stwierdził, a ja z przerażeniem patrzyłam jak jego pazury się wysuwają. - Pieprzyłeś moją córkę w moim domu. Szczyt bezczelności.

- Tato daj spokój. - Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ramieniu. - Jestem pełnoletnia. Według prawa tego kraju legalna od piętnastego roku życia a według wilczego od pierwszej przemiany. Więc i tak długo się wstrzymaliśmy.

- Matko Toni nawet nie gadaj mi takich głupot. - Richard położył dłoń na mojej głowie i zaczął mnie głaskać. - Przemieniłaś się, mając trzynaście lat.

- I poznałam Brendana, mając piętnaście. - Westchnęłam cicho. - Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie jestem już dzieckiem. Mam chłopaka i uprawiam seks. I tego nie zmienisz jestem pół wilkołakiem po tobie, więc wiesz jak to jest.

- Bardzo chciałbym nie wiedzieć. - Stwierdził, wzdychając ciężko. - Ulituj się, chociaż nad ojcem i nie róbcie tego tutaj. I się zabezpieczajcie, bo ja jestem za młody, żeby zostać dziadkiem.

- Ta a jakby Niko zaliczył i został ojcem, to chodziłbyś dumny jak paw. - Rzuciłam, podkreślając jego hipokryzje.

- Niko to mój syn. Nie cieszyłbym się, gdyby wpakował się w ojcostwo, mając dziewietnaście lat. - Zapewnił, spoglądając na mnie.

- Aha, czyli nie cieszy cię bycie ojcem? - Spytałam, kładąc dłonie na biodrach. - Wiesz co? Dobrze wiedzieć. - Udałam obrażoną licząc, że trochę wygłupów odciągnie go od głównego tematu.

- Nie, że nie cieszy. Po prostu wiem, że w wieki dziewiętnastu lat jest się gówniarzem niegotowym na taką odpowiedzialność. Przynajmniej ja taki byłem, a wy jesteście moimi dziećmi. - Uśmiechnął się dumnie. - A twoja matka zawsze mi powtarza, że jesteście do mnie bardzo podobni. I jednak mimo wszystko wolałbym byś spełniła swoje marzenia, nim zostaniesz matką. Bo potem uwierz mi liczą się już tylko szczeniaki.

- Też cię bardzo kocham tato. - Uśmiechnęłam się szeroko i oparłam czoło o czoło taty.

Tata po chwili się odsunął, najwyraźniej przypominając sobie o obecności mojego mate. Zaczął się do niego niebezpiecznie zbliżać, czym sprawił, że byłam bliska, zejścia na zawał. W końcu przygwoździ go do ściany i uderzył pięcia obok jego głowy po chwili ponownie wysuwając pazury. Pisnęłam przerażona czując, że to źle się skończy.

- Dobrze Ci radzę uważać. - Warknął, patrząc zabójczo na Brendana. - Bo jeden fałszywy ruch a powieszę cię za nogi na placu głównym i wypruje twoje flaki na oczach wszystkich. Jasne?

- Jasne. - Wydusił po chwili Brendan, a ojciec się od niego odsunął.

- Ty się nigdy nie zmienisz. - Stwierdziłam, czując wyraźna ulgę. Serio bałam się, że tata coś mu zrobi.

- Prze nigdy skarbie. - Oświadczył z szerokim uśmiechem, najwyraźniej chcąc mnie wytrącić z równowagi. - Mama zrobiła śniadanie. - Poinformował mnie, po czym udał się w stronę schodów.

Ja tymczasem podeszłam do Brendana i przytuliłam go mocno. Wiedziałam, że to zawsze go uspokoja więc na pewno teraz taki mocny przytulas, mu się przyda.

- No cóż... Przynajmniej żyje. - Stwierdził, na co ja zaśmiałam się głośno.

Królowa alfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz