Spojrzałam na Brendana, który z uwagą przyglądał się temu, co dzieje się na ekranie telewizora. Oglądaliśmy film i jedliśmy jakieś jedzenie, którego nazwy nawet nie wymówie. To było coś z jakiejś nowej restauracji z daniami jakiejś odległej kultury. Nawet nie próbowałam dowiedzieć się, co to tak dokładnie było. Bo szczerze chyba nawet nie chciałam, a przynajmniej nie było mi to potrzebne do szczęścia. Przygryzłam dolna wargę, obserwują jak jego naga klatka piersiowa unsi się i opada. Jak zawsze, kiedy nie mieliśmy w planach wychodzić, Brendan pokazał mi kilka kroków tanecznych. Nigdy nie byłam jakaś dobra w tańcu. Brakowało mi wyczucia rytmu, jednak on nigdy się nie poddawał. Kochałam w nim ten upór.
Czekanie aż w końcu zagrożenie przyjdzie, stało się flustrujace. Dlatego postanowiłam spędzić trochę czatu z moim mate. Liczyłam, że to pomoże mi zapomnieć. Chociaż na chwilę pozwoli oderwać myśli od starego wampira, które według legendy będzie chciał mnie zabić. Poza tym ostatnio nieco go zaniedbałam. Mieliśmy przez to trochę do nadrobienia.
- Napatrzyłaś się już? - Spytał, odrywając wzrok od ekranu telewizora.
- Wiesz, że nigdy nie będę miała dość patrzenia na ciebie. Zwłaszcza że ostatnimi czasy mamy dla siebie tak mało czasu. - Wyznałam, poprawiając włosy upiete w wysokiego kucyka.
- Ciężko pogodzić świat tak bardzo ludzki, jak mój z twoim. - Stwierdził, chwilowo zatrzymując film.
- Zawsze wiedzieliśmy, że to będzie trudne. - Wzruszyłam ramionami, skupiając spojrzenie na jego oczach. - A im starsi jesteśmy, tym robi się trudniej.
- Kiedyś spytałaś mnie, czego boję się najbardziej. Pamiętasz, co wtedy powiedziałem? - Spytał, całkowicie poważnie a ja wróciłam wspomnieniami do tego dnia.
- Wymijająco odpowiedziałeś, że mojego ojca. - Stwierdziłam, rozbawiona kładąc głowę na oparciu kanapy.
- Najbardziej boję się dnia, w którym zrozumiemy, że nasze światy są zbyt różne by się łączyć. - Przyznał, patrząc na mnie jakby przybity. - Myślisz, że taki dzień nadejdzie? - Spytał a ja nie do końca wiedziałam, co powinnam powiedzieć.
- Możliwe. - Przyznałam, nie zamierzając upiększać rzeczywistości. - Też się go boję. A najbardziej przeraża mnie to, że on może nadejść. I jest tak przerażająco realny.
- Czasem jak nad tym myślę to nasze światy, nie powinny się krzyżować. Nie pasuje do tych wszystkich wilkołaków i wampirów. - Stwierdziłam, a ja poczułam dziwny ból w klatce piersiowej.
- A ja czuję, że nie pasuje do świata ludzi... Więc jak to będzie wyglądać? Ja będę trzymała się tego, co znam podobnie jak ty i już zawsze będziemy żyć tak daleko od siebie?
- Być może Toni...
Przygryzła dolna wargę, wodząc wzrokiem po jego ciele. Nasze różnice sprawiają, że bywa naprawdę ciężko. A najgorsze są dni, kiedy zaczynam o tym myśleć. I nagle uświadamiamy sobie ile nas różni. Chyba tyle ile nie powinno dzielić nikogo, kto chce być w związku. Ten ostatni zły humor wszystko mi psuje. Nawet spędzanie czasu z moim facetem już nie jest tak przyjemne.
- Planujesz przeprowadzić się na stałe do Ameryki? - Spytałam w końcu świadomo tego do czego, może zmierzać Brendan.
- Firma mojego ojca ma tam siedzibę. Być może po studiach będę musiał osiedlić się tam na stałe.
Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Jednak nie, że stanie się to tak szybko. Brendanowi zostały jeszcze trzy lata studiów. Moją akademia to lat sześć. Być może właśnie teraz wszystko będzie musiało się rozpaść. I co teraz powinnam zrobić? Powinniśmy zrobić sobie przerwę? W ogóle się rozstać? Powinnam porzucić marzenia o akademii? Sama już nie wiem.
- Wybrałeś chujowy moment by mi to powiedzieć. - Wyznałam, powstrzymując łzy. - Ostatnio wszystko mi się sypie a ty akurat teraz, musisz mi mówić takie rzeczy?
- A czy istnieje dobry moment by ogłosić coś takiego?
Istnieją tysiące lepszych momentów. Nie dobrych, ale lepszych. Może na przykład jak nikt nie czycha na moje życie? Jak nie powstają całe ruchy, które nienawidzą mnie za to kim się urodziłam. Lub kiedy nie mam na pieńku z własnymi rodzicami. Kurwa czy mógłby być gorzej?
- Na pewno są lepsze. - Pzyznałam, kładąc się na jego klatce piersiowej. - Chcesz przejść tę firmę?
- Szczerze? Tak. - Wyznał, obejmując mnie ramieniem. - Wiem, że być może powinienem się dostosować... Cholera jasna ja nie dam rady Toni. Nikt nie przygotował mnie na to, że będę musiał robić wszystko by trzymać się jednej kobiety.
- A mnie nikt nie przygotował na to, że kiedyś ktoś postawi swoje marzenia na równi z naszą więzią... No, ale kim bym była pozbawiając, cię marzeń. - Spojrzałam prosto w jego oczy. - Szczęśliwa będę tylko wtedy kiedy ty taki będziesz. I nie zamierzam na siłę trzymać cię przy sobie. Oboje mamy prawo do własnych marzeń, które nas nie uwzględniają.
- Czyli co... Właśnie postanowiliśmy, że od przyszłego roku mamy przerwę? - Spytał, przytulając mnie do siebie.
- Niczego innego nie wymyślimy. Na akademi wrócę tylko na tydzień świat i dwa tygodnie w wakacje. I tak przez sześć lat. To nie ma sensu. Będziemy musieli zrobić sobie przerwę.
- A potem Toni? Co będzie potem, skoro nie zamierzam zostać w Anglii? - Spytał, a ja wiedziałam, że odpowiedź jest tylko jedna.
- Pojadę z tobą do tej zakichanej Ameryki. Zostawię wszystko to, co znam bo chyba na tym polega dorosłość. No odnajdywaniu własnej drogi.
- To nie będzie takie łatwe prawda?
- Alfa wilkołaków Ameryki będzie musiał pozwolić, bym przeprowadziła się na jego kontynent. Potem będę musiała poprosić alfę watahy, która funkcjonuje na tym terenie aby mnie przyjęła. Jeśli jednak nie ma tam żadnej watahy, to będę funkcjonowała jako wilkołak bez watahy.
- Banita? - Dopytał nieco niepewnie.
- Nie. Raczej po prostu wilkołak zjednoczonej watahy Ameryki bez obywatelstwa w żadnej niższej sforze. Będę odpowiada, bezpośrednio przed alfą Victorem.
- Wszystko się zmieni.
- W życiu mało co jest stałe. - Wzruszyłam ramionami. - Dobrze mi zrobi odcięcie od ojca. On nie dałby nam żyć... Zresztą przecież wiesz, jaki on jest.
- Chyba będę czuł się pewnie, kiedy od będzie na innym kontynencie. - Brendan parsknął śmiechem rozbawiony. - Dobrze, że mamy te rozmowę już za sobą wilczku. - Brendan pocałował mnie w czoło.
- Nienawidzę tych poważnych rozmów.
Takie decyzję sprawiają, że chciałabym być znowu dzieckiem. Wtedy wszystko było takie proste. Nie musiałam podejmować trudnych decyzji. Wszystko było lepsze. Największą głupota młodości jest chcieć być już dorosłym. Dorosłość to przekichane sprawa.
- Toni pamiętasz moją studniówkę? - Spytał, czym całkowicie zbił mnie z tropu. - Coś Ci wtedy obiecałem.
- I obiecałeś mi to kiedy byłam już pijana, więc wiesz tak średnio pamiętam.
- Więc pozwól, że odświerze ci pamięć.
CZYTASZ
Królowa alf
LobisomemAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...