Kiedy do moich uszy doszły dźwięki rozmowy moje serce przyśpieszyło. Poczułam się tak jakbym, na nowo znalazła się w tym koszmarze. Moja pierwsza myśl była taka, że znaleźli mnie buntownicy. Jednak kiedy uchyliłam powieki, zauważyłam Filipa. Uśmiechnęłam się szeroko i byłam bliska płaczu. Podniosłam głowę z jego kolan i przytuliłam go tak mocno, jak tylko mogłam. Wampir od razu odwzajemnił mój gest.
- Matko Toni jak dobrze, że się obudziłaś. - Oświadczył z wyraźną ulgą.
- Jak dobrze, że to Ty. - Dodałam rozbawiona. - Jak mnie znalazłeś? - Spytałam po chwili.
- Twój ojców do mnie zadzwonił i spytał, czy nie jesteś u mnie, bo zniknęłaś. - Zaczął odsuwając mnie nieco od siebie. - Od razu pomyślałem o przedwiecznym i zbliżającej się pełni. Więc zacząłem szukać miejsc, gdzie mógł cię zabrać. Tak trafiłem na tą świątynię. Jednak jak się okazało, działania moich ludzi nie były na tyle sprawne by Ci pomóc. Bo pewnie jak wiesz, kiedy weszliśmy do środka, ty leżałaś pod ścianą a on bez głowy. - Wyjaśnił poprawiając włosy. - Myślałem, że nie żyjesz, na szczęście oddychałaś. No i obudziłaś się dopiero teraz. Zaraz będziemy w Anglii.
- Czekaj to, gdzie on mnie wywiózł? - Spytałam zdziwiona, orientując się, że nawet o to nie spytałam. No tak średnio miałam na to czas.
- Do Finlandii. - Oświadczył, a ja otworzyłam szerzej oczu. - Z tego, co się dowiedziałem, to tam znajdował się pałac królowej i główna świątynia, w której przebywałaś.
- Nie do końca tak chciałabym zwiedzić Finlandię, ale przeżyłam, więc mogę uznać, że to była udana noc. - Poprawiłam się na fotelu dopiero teraz orientując się, że jestem w samolocie. Moja spostrzegawczość, dzisiaj zabija. No, ale prawie umarłam, więc chyba mogę to sobie wybaczyć.
- Jesteś niemożliwa. - Filip przyciągnął mnie do siebie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
- No co? Ktoś musi się uśmiechać, kiedy inni płaczą. - Oświadczyłam, szeroko się uśmiechając. - Poza tym chyba wygrałam nie? Więc nie mam powodów, aby płakać.
- I nie rusza cię, że prawie zginęłaś? - Spytał spoglądając, na mnie zdziwiony.
- Ja ginę praktycznie co wtorek. Bardziej by mnie ruszyło, gdyby nikt nie chciał mnie zabić. Czułabym się wtedy taka nie potrzeba. - Oświadczyłam rozbawiona czując, że wampir to chyba mnie zaraz zabije.
- Ty mnie kiedyś wykończysz. Zresztą jak nas wszystkich. - Zaśmiał się, zakrywając twarz dłonią. - A i nie powiedziałem o niczym twoim rodzicom. Sama im wszystko wytłumaczysz.
- Dzięki. - Rzuciłam już widząc, że to będzie cholernie trudna rozmowa. - W ogóle i tak najpierw muszę iść po te wyniki. Bo jeśli jestem w ciąży, to chce im to wyłożyć od razu.
- Rozumiem. - Filip zaczął przeczesywać moje włosy palcami. - Ja nie wiem, jak ty to przekażesz swojemu ojcu.
- A myślisz, że ja wiem. Jeśli jestem w ciąży, to jestem też w dupie. A Brendana to nie wiem, gdzie schowam. - Stwierdziłam rozbawiona.
- Chyba na innej planecie. - Stwierdził, wyjmując telefon z kieszeni. - W ogóle Brendan mi się skarżył, że się rozstajecie. To prawda?
- Tak robimy sobie przerwę. - Przyznałam, wzdychając ciężko. - I tak, jeśli nie jestem w ciąży, to idę na studia. I nie będziemy mieć zbyt wiele czasu dla siebie. Tak będzie najlepiej.
- Jak ty to przetrwasz? - Spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Królowa alf Nidawera miała pięciu mężów. Wampirołaki nie odczuwają więzi tak mocno, jak wilkołaki czy wampiry. - Pinformowałam go, zakładając nogę na nogę. - Jednak ja raczej nie założę haremu. Ona tego żałowała i nie zamierzam powtarzać jej błędu.
- Skąd niby wiesz, że żałowała? - Spytał, a ja nie umiałam mu odpowiedzieć.
- Chyba po prostu tak czuję. - Wzruszyłam ramionami, nie umiejąc znaleźć lepszej odpowiedzi na to pytanie.
Resztę lotu przegadaliśmy o wszystkim i o niczym. Filip za wszelką cenę próbował odwrócić moją uwagę od wizyty u lekarza. A im bardziej się ona zbliżała, tym bardziej się stresowałam. Kiedy samolot wylądował, moje serce na ułamek sekundy się zatrzymało i to nie dlatego, że boję się lądować.
- Chcesz, żebym cię odwiózł? - Król wampirów podszedł do czarnego BMW i otworzył drzwi z tyłu.
- Nie. I tak już za dużo dla mnie zrobiłeś. - Przytuliłam go jeszcze na do widzenia.
W hybrydzie tempie, dotarłam do domu dziadków. Po cichu weszłam do środka, mając nadzieję, że dziadkowie mnie nie zobaczą. Dosłownie na palcach podeszłam do drzwi gabinetu i zapukałam cicho, wchodząc do środka.
- O Toni. - Doktor Cero podniósł wzrok znad papierów i obdarzył mnie szerokim uśmiechem. - Nie spieszyło ci się co?
- Wybacz, że tak zwlekałam. Miałam pewne sprawy, które nie mogły czekać. - Wyjaśniłam, nie zamierzając wdawać się w szczegóły. - Powinnam się bać? - Spytałam, siadając na krześle naprzeciw lekarza.
- Zależy, na jaki wynik liczyłaś. - Oświadczył, podając mi brązową kopertę.
Głupie pytanie. Oczywiście, że cały czas liczę na to, że nie jestem w ciąży. Nie jestem gotowa na dziecko. Poza tym ja i Brendan mamy plany na przyszłość. Więc wolałabym mu teraz z ciążą nie wyjechać. Zwłaszcza po naszej ostatniej rozmowie. Delikatnie otworzyłam kopertę i wysunęłam z niej białą kartę z wynikami analizy krwi. Pierwsze czego zaczęłam szukać to potwierdzenie tego, że jestem w ciąży. I w końcu znalazłam odpowiednią rubrykę. Po moich policzkach spłynęły łzy, w końcu dając upust emocją które buzowały we mnie od tak dawna. Uśmiechnęłam się szeroko i szczerze przyznam, że dawno nie byłem tak szczęśliwa.
- Dzięki księżycowi. - Wydusiłam, zasłaniając usta dłonią by nie zacząć piszczeć ze szczęścia.
- Wszystko wydaje się w normie. Za niedługo powinnaś dostać okresu. - Wyjaśnił, a ja miałam ochotę rzucić mu się na szyję.
Moje planu, jak i plany mojego mate były bezpieczne. Mogłam spokojnie iść do akademii, a Brendan mógł wrócić na studia. Mieliśmy czas na ułożenie sobie życia, zanim zdecydujemy się, by powiększyć rodzinę. No i przede wszystkim ojciec nie zabije mojego faceta, co dodatkowo mnie cieszyło. Przed tą chwilę nie miałam jednak pojęcia co to prawdziwe szczęście.
- Chyba powinnam wrócić do domu. - Oświadczyłam a szeroki uśmiech, nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Poczułam nawet, że uroniłam kilka łez.
- W porządku. W ogóle może dołączę to do twoich akt? - Wskazał na badania, które trzymałam w dłoni, a ja mu je podałam.
- Dziękuję i życzę udanego dnia. - Rzuciłem, a po uzyskaniu odpowiedzi opuściłam gabinet.
Czułam, że nawet największy opierdziel, nie zniszczy mi tego dnia. Dlatego byłam gotowa wrócić do domu. Tym razem jednak nie użyłam maksymalnej prędkości. Musiałam poukładać sobie w głowie, jak opowiem o tym wszystkim rodzicom. Jednak teraz czułam, że najgorsze już za mną. I teraz może już tylko zacząć się układać.
CZYTASZ
Królowa alf
Hombres LoboAnthwanette dziwne imię dla dziwnej dziewczyny. Wszyscy jednak mówią mi Toni, bym mogła poczuć się choć odrobinę normalna. Jednak czy królowa rasy, która nawet nie istnieje, może czuć się normalnie? Zwłaszcza kiedy do gry wkraczają wyznawcy starego...