🅧🅘

1.9K 98 16
                                    

Już po piętnastu minutach zaparkowałam pod barem. Lubiłam szybko jazdę no a lokal mieścił się stosunkowo niedaleko domu watahy. Co było super. Mniej tracenia czasu na dojazd plus oni też korzystają, bo wilkołaki często tutaj przychodzą. Jest blisko i wszyscy pracownicy to wilkołaki więc umieją dogodzić swoim. Bar dzień po pełni najczęściej był zamknięty. Nikt nie miał siły szlajć się po mieście a poza tym w trakcie pełni często miały miejsce małe zamieszki. Przez co bar wymagał posprzątania a czasem nawet jakichś napraw.

Weszłam do środka, gdzie już zebrało się towarzystwo. Bardzo lubiłam tych ludzi. Wszyscy wiedzieli, czym jestem. Była to swego rodzaju grupa wsparcia dla ludzi, którzy zetknęli się ze światem nadprzyrodzonym.

Starszy brat Michael'a został przemieniony przez wampira, a on był tego świadkiem. Adam zakochał się w wampirzycy, z którą jest w szczęśliwym związku. Bardzo pasują do siebie z Azulą. Nicola okazała się mate Victora jednego z wilkołaków w naszym stadzie. Kacper stał się częścią tego świata, bo przez przypadek trafił do klubu w nieodpowiednim momencie. Wilkołaki i wampiry zaczęły rozróbę.

Uśmiechnęłam się szeroko, siadając na kanapie obok mojego mate. Pocałowałam go w policzek, a on objął mnie ramieniem. Zmierzyłam wszystkich uważnym spojrzeniem, zastanawiając się gdzie podziały się drugie połówki naszych nieszczęśników.

- Gdzie reszta? - Spytałam w końcu wtracając się do wcześniej prowadzonej przez nich rozmowy.

- Pomagają Max'owi. - Oświadczyła Nicola. - Zaraz powinni się zjawić. - Dodała, spoglądając na drzwi prowadzące na zaplecze.

- Dobrze cię widzieć Toni. - Stwierdził Kacper. - Z hybrydą u boku zawsze czuję się jakiś bezpieczniejszy.

- Jeśli ktoś kiedyś nas zabije to Toni i jej pomysły. - Stwierdził Michael, nie ukrywając rozbawienia.

- No dobra to w sumie racja. - Zaśmiałam się lekko, poprawiając się na kanapie.

Potem zaczęliśmy rozmawiać o jakiś głupotach. Byłam całkiem ciekawa, co ostatnio się u nich wydarzyło. Ostatnio przez natłok zadań jakoś nie miałam czasu się z nimi spotkać. Nie licząc Nicoli, która często widywałam w domu watahy. Mieszkała tam razem z Victorem. Po chwili dołączyła do nas reszta. Razem z Georgem bratem Michael'a. Był dosyć młodym wampirem, dlatego wolałam mieć go na oku. One potrafią robić straszne głupoty. W końcu komu by nie odjebało, gdyby z człowieka stał się niemal nieśmiertelnym krwiopijcą. Max postawił przed każdym z kas szklankę z alkoholem. On już dobrze pamięta, kto co piję.

- I jak tam Twoje próby dostania się do akademi? - Spytał, siadając na wolnym miejscu.

- Jakiej akademii? - Dopytał Adam, który tulił do siebie Azule.

- Takiej dla przeszłych alf. - Wyjaśnił Victor. - Szkolą się tam najczęściej dzieci potężnych alf i głównie mężczyźni. Bardzo rzadko przyjmują kobiety.

- No, ale Toni nie byłaby sobą, gdyby nie wpieprzyła się tam, gdzie jej nie chcą. - Podsumował rozbawiony Kacper.

- Jestem uparta jak każda alfa. - Wzruszyłam ramionami, biorąc pierwszy łyk alkoholu. - Zresztą powiedział to ten, który wpieprzył się do baru gdzie biły się wampiry i wilkołaki i omało nie zginął.

- Wszyscy mieliśmy trochę pecha a może raczej szczęścia w życiu. - Stwierdził George. - Ja wpadłem na wampira, który mnie przemienił i akurat mój brat był ze mną. Adam spotkał Azule, a Nicola spotkała Victora. W zasadzie to każdy z nas miał trochę szczęścia w nieszczęściu. - Przerwałby napić się piwa, które przypominało piwo z sokiem. Jadnak to nie był sok a krew. - Chociaż i tak chyba największym szczęściarze jest Brendan.

- Byłbym iditą, gdybym zaprzeczył. - Oświadczył mój mate, całując mnie czule. - Chociaż bycie mate hybrydy nie jest takie łatwe. Zwłaszcza że przez te pieprzone geny już jest wyższa.

- To zobaczymy, jaka będzie za te sześć lata w akademii. - Dodał Victor wilkołak Delta. - Bo widzisz wilkołaki, rosną zazwyczaj do dwudziestego pierwszego roku życia. - Oświadczył, czym chyba nieco załamał mojego mate.

- To już wiemy, kto pójdzie do ślubu w baletkach. - Wtrąciła rozbawiona Nicola, która była dosyć drobna zwłaszcza w porównaniu ze swoim mate.

- I tak pewnie poszłabym na płaskim obcasie. Nie umiem chodzić w szpilkach i nigdy pewnie się nie nauczę. I szczerze nie jest mi to potrzebne.

- Ja tam kocham obcasy. - Azula wyprostowała nogi, prezentując nam chyba z dziesięciu centymetrowe szpilki. W takich to ja bym się na bank zabiła i miałabym prawie dwa metry.

- Każdy lubi co innego. - Stwierdził Michael, wzruszając ramionami.

Z tym nie mogłam się nie zgodzić. W końcu ponoć o gustach się nie dyskutuje. I to prawda. Nikt jeszcze nie zadowolił wszystkich i nikt nie stworzył przedmiotu, który wszystkim by się podobał. To jest po prostu niewykonalne.

- Tylko my umiemy przejść od tematu wilczej akademii do szpilek. - Stwierdził rozbawiony Max.

- Przynajmniej rozmowa nam się klei. - Brendan wziął łyk piwa. - To niesamowite, że tak siedzimy i pijemy piwo, gadając o wszystkim i o niczym a zdawałoby się, że łączy nas tylko świat nadprzyrodzony.

- Widać to wystarczyło. - Adam jak zawsze uśmiechał się szeroko. On chyba po prostu nie umiał inaczej.

- No to teraz przechodzimy na filozoficzne tematy. - Zaśmiałam się lekko a reszta mi zawtórowała.

Resztę dnia spędziliśmy na rozmowach przy piwie. Niestety nie mogliśmy siedzieć zbyt długo. Część z nas musiała iść na następny dzień do pracy i mieli jeszcze inne powodu. Dlatego zgodnie stwierdziliśmy, że to koniec na dzisiaj. Brendan miał jeszcze zostać i pomoc w sprzątaniu a ja wymigałam się przez ustalona godzinę powrotu. Jak raz nadopiekuńczość ojca mnie ocaliła.

Wyszłam z baru, czując się jakoś dziwnie. Chyba byłam lekko pijana, co było dziwne. Nie powinnam dać rady upić się zwykłym piwem. To zdecydowanie zbyt słaby alkohol jak na moje możliwości. Jednak ostatnio nic nie jest, takie jak powinno. Postanowiłam zostawić motor i wrócić na piechotę. Najwyżej wytłumaczę się tak, że miałam ochotę na spacer. Ewentualnie coś z ojcem. On jednak zawsze jest, dobra wymówką.

Szłam dosyć wolno. Naprawdę czułam się okropnie. Gdybym wiedziała, że tak się to skończy to, bym sobie darowała i piłabym cole. Jak można, lubić ten stan. Naprawę tego nie rozumiem. Jeśli będę mieć jutro kaca, to oszaleje. Kiedy dotarłam do lasu, byłam już spokojniejsza. Liczyłam na to, że to miejsce nieco mnie wzmocni. I wtedy usłyszałam warczenie. Z trudem udało mi się wyłapać obcy wilczy zapach. Zaczęłam się rozglądać, co nie było dobrym pomysłem. Strasznie zakręciło mi się w głowie. I wtedy zobaczyłam białego wilka, który się na mnie rzucił. Nim zdołałam zareagować  uderzyłam sobą o ziemię. Chyba uderzyłam głową w jakiś kamień, bo poczułam pulsujący ból w czaszce. Przed oczami zaczęło mi się robić ciemno. Czułam jak, tracę kontakt z rzeczywistością. Przestałam widzieć cokolwiek, jednak miałam wrażenie jakbym podnosiła się z ziemi. To było ostatnim co poczułam, zanim całkowicie utraciłam kontakt z rzeczywistością.

Królowa alfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz