🅧🅧🅥

1.4K 80 32
                                    

Jadłam obiad, próbując sobie to wszystko jakoś poukładać. Ciężko było przywyknąć do myśli, że za trzy dni pewnie umrę. Jednak jakoś będę musiała. W końcu, jaki mam wybór. Pozwolić zabić kogoś w mojej sprawie? Nie taka opcja nie wchodziła w grę. Mam tylko nadzieję, że rodzice jakoś sobie z tym poradzą. Ta ofiara jest niezbędna i nic na to nie poradzę. Moje narodziny i śmierć zostały przewidziane ponad trzysta lat temu. Więc chyba trochę późno by coś zmienić.

Kiedy do kuchni wszedł ojciec, nieco niepewnie na niego spojrzałam. Wydawał się zmęczony. I to mnie nie dziwiło. Ostatnio nie jest zbyt ciekawie. Buntownicy szerzą mowę nienawiści względem niego samego. Bardzo często ich wypowiedzi uderzają bezpośrednio w moich rodziców. No i rzecz jasna we mnie samą. W końcu jestem hybrydą. Jestem przeciwieństwem czystości rasowej, która oni wyznają.

- Jak mają się sprawy z buntownikami? - Spytałam w końcu przerywając nieznośną ciszę.

- Toni to nie twoja sprawa. - Ojciec jak zawsze postanowił, że mnie zleje. Ja jednak nie zamierzam mu na to pozwolić.

- Jak nie moja? - Spytałam pełna pretensji. - To uderza we mnie jako w hybrydę. I dziecko mieszanego związku.

- Nie chce cię w to wciągać. - Uparcie stał przy swoim. Na razie jednak wydawał się aż nadwyraz spokojny.

- Przestań mnie traktować jakbym była ze szkła. - Rzuciłem pełna uporu. Na, nieszczęście mojego taty byłam uparta może nawet bardziej niż on. - Nie możesz całe życie trzymać mnie tutaj jak w złotej klatce.

- Nie o to chodzi. - Stwierdził, skupiając się na jedzeniu. Zachowywał się dokładnie tak, jakby chciał mnie spławić.

- Więc o co chodzi z tym wszystkim? Z tymi zakazami i nakazami? Z tym że całe życie traktujesz mnie jak dziecko? - Spytałam może trochę zbyt agresywnie. - Wytłumacz mi to bo nie rozumiem.

- Jesteś inna Toni. A możesz mi wierzyć, że społeczeństwo nienawidzi inności. - Oderwał się od jedzenia i spojrzał na mnie. - Zresztą to nie tylko to. Jeśli ktoś będzie chciał mnie zranić, nie zacznie ode mnie a od was. Od twojej matki i braci. Poza tym widziałaś sama co dzieje się w stolicy. Któregoś dnia buntownicy mogą stwierdzić, że należy cię zabić, by przywrócić równowagę. To, kim się urodziłaś sprawia, że zawsze będziesz na celowniku.

- I mnie przed tym nie uchronisz. - Stwierdziłam zrezygnowana. - Któregoś dnia będę musiała poradzić sobie z tym wszystkim sama. Nie będziesz mógł chronić mnie całe życie. Któregoś dnia się wyprowadzę i założę własną rodzinę. Wtedy nie będziesz mógł mnie chronić.

- Nie powinnaś jechać do akademii. - Wtrącił nagle, czym kompletnie zbił mnie z tropu. - Przez buntowników to na ten moment zbyt wielkie ryzyko.

- Nie możesz mi tego zrobić. - Stwierdziłam, z trudem trzymając nerwy na wodzy. - Nie pozwolę się tak traktować. W tym roku buntownicy a w przyszłym co? Pogódź się z tym, że nie jestem już dzieckiem.

- Nie jesteś, jednak do dojrzałości wiele ci brakuje. Koniec tematu. - Oświadczył, wracając do jedzenia.

- Przestań mnie tak traktować. Przecież nie umrę. - Podniosłam się gwałtownie z miejsca. - Jestem hybrydą, a oni nic nie mogą mi zrobić.

- Przeceniasz swoje możliwości. - Ojciec również wstał i zmierzyć mnie wściekłym spojrzeniem. - Pamiętasz, jak się przemieniłaś?

- Oczywiście, że pamiętam. - Zapewniłam, nie mając pojęcia do czego on dąży. - No, ale co to ma do rzeczy?

- Po przemianie długo nie było lepiej. Przez dwa tygodnie byłaś na skraju śmierci i życia. Twoje serce raz nie biło wcale, a raz biło jak szalone. Przez dwa cholerne tygodnie umierałaś i wracałaś do żywych. A ja mogłem tylko patrzyć. - Patrzyłam, jak alfa z trudem wraca wspomnieniami do tego co wydarzyło się cztery lata temu. - Wiem, jak to jest myśleć, że umierasz. I nigdy w życiu nie chce tego przeżyć.

- Nie jestem już tym dzieckiem. Potrafię o sobie walczyć. - Zapewniłam, nie dając ponieść się emocją. - To było trudne, jednak to nie daje ci prawa do pozbawienie mnie życia. Nie możesz mnie kontrolować bez końca.

- Nie kontroluje tylko chroni. A to akurat dwie różne rzeczy. - Oświadczył, będąc na skraju własnej wytrzymałości.

- Nie musisz mnie już chronić. Poradzę sobie sama. A każdy, kto postanowi mnie skrzywdzić by zranić ciebie, lub bo jestem hybrydą będzie musiał się ze mną zmierzyć. I gwarantuje, że to on nie wyjdzie z tego cało.

- Czy ty musisz być tak cholernie uparta? - Spytał w końcu wkurzony. - Wiesz, ile razy mnie zlali po pysku tylko dlatego, że byłem synem Alfy Wilkołaków Europy?

- Jak ktoś mi wleje, to nie umrę gwarantuje. - Warknęłam, tracąc nad sobą kontrolę.

W końcu oboje utraciliśmy kontrolę. Warczeliśmy na siebie, czekając które pierwsze ulegnie. Problem był taki, że tata jest jednym z najpotężniejszych alf na ziemi, a ja jestem hybrydą. I żadne z nas nie zamierzało okazać uległości. Byliśmy na to zbyt dumni i uparci. W końcu poczułam jak mój wilk, porusza się pod skóra. Chciał się przemienić i walczyć. Jednak Richard to nadal mój ojciec. Chciał dobrze, jednak nie rozumiał wielu rzeczy. Takich jak to, że już tej ochrony nie potrzebuje.

Czułam jak wilk, domaga się wolności. Moją bojowa natura w końcu doszła do głosu. A ja nie potrzebowałam bójek a na pewno nie z własnym ojcem. Dlatego po prostu go ominęłam i wyszłam z kuchni. Musiałam się uspokoić, inaczej mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Dlatego też wyszłam z domu. Podeszłam do bramy, zamierzając wyjść.

- Twój ojciec nie pozwala nikomu opuszczać domu watahy. - Poinformował mnie jeden ze strażników.

Ja się wycofałam. Oczywiście zamierzałam wyjść, jednak nie wykorzystując ich. Mieliby tylko kłopoty. A tego naprawdę nikomu nie trzeba było. Dlatego też wskoczyłam na mur i się po nim wspięłam, przeskakując z drugiej strony. Ruszyłam przed siebie, nie za bardzo wiedząc dokąd powinnam iść. I wtedy dostałam wiadomość.

Dr. Thomas: Twoje wyniki badań już są.

Ta jedna wiadomość sprawiła, że ten dzień stał się jeszcze gorszy. A naprawdę nie sądziłam, że to możliwe. Tylko jeszcze wieści o tym, że jestem w ciąży, mi trzeba. Jak ja się poświęcę świadoma, że to też zabije to dziecko. Matko, żebym ja nie była w tej cholernej ciąży. Tylko o to proszę. Ten ostatni raz, zanim wiekowy wampir mnie zabije. Tylko i wyłącznie o to ten ostatni raz. Inaczej nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzę. W końcu ciąża oznaczałaby koniec wszystkiego. Jakby sama perspektywa śmierci nie była wystarczająco przerażająca. Ucieczka i chowanie tego dziecka po kątach nie było moim marzeniem.

Ruszyłam w stronę wsi, gdzie mieścił się dom dziadów. Byłam zestresowana i przerażona. A to dopiero początek moich prawdziwych problemów.

Królowa alfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz