🅥

2.5K 121 14
                                    

Odetchnęłam ciężko i oparłam się o drzwi domu dziadków. Miałam szczerą nadzieję, że aktualnie śpią, a ja szybko załatwię to co miałam załatwić i wyjdę. Niestety, nawet przez pełnię nie mogłam być pewna, że dziadkowie śpią. W końcu każdą pełnie można przechodzić nieco inaczej. Raz będziesz czuć się znośnie, a raz będziesz umierać. Ciężko stwierdzić od czego to zależy. Dlatego dziadkowie, albo śpią umierając, albo czują się na tyle znośnie by robić cokolwiek innego.

Odepchnęłam się od drzwi i pewnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju, który zazwyczaj zajmował rodzinny lekarz. W zasadzie każda wampirza wysoko postawiona rodzina posiadała własnego doktora, który w trakcie pełni kontrolował ich stan. Wydaje się to zabawne, jednak stan wampira w trakcie tego zjawiska może gwałtownie się pogorszyć. Ponoć znane jest kilka przypadków gdzie osłabione wampiry umierały w trakcie pełni. Dlatego lepiej było nie ryzykować. Specjalny napój, który w jakiś sposób poprawia samopoczucie wampirów jest cholernie drogi i są w nim rzadkie składniki. Na tyle rzadkie i trudne w zdobyciu, że nikt nie decyduje się podawać go wszystkim. Jedynie lekarza i władcy, co już wcześniej zaznaczyłam, go biorą. No i były jeszcze takie przeszkody jak paskudny smak i skutki uboczne.

– Anthwanette, jak miło cię widzieć, dziecko – Jak na złość moja babcia wyszła z gabinetu i podeszła do mnie z lekkim uśmiechem. – Tak dawno cię nie widziałam. Mogłabyś odwiedzać nas częściej – Wampirzyca ujęła moje dłonie swoimi.

Tylko rodzice mamy zwracają się do mnie pełnym imieniem. W ich mniemaniu było śliczne i bardzo mi pasowało. Jako wampiry są do takich imion przyzwyczajeni. A akurat rodzina mojej matki jest tak tradycjonalna, że nadawanie takich imion jest u nich niemal konieczne.
    
– Wybacz babciu. Wiesz, że niedawno miałam matury. Staram się o miejsce w akademii i... No w zasadzie to tyle.

Wolałam przemilczeć powrót Brendana. Moi dziadkowie nigdy go nie lubili. To znaczy, oni nawet go nie znają. Jest człowiekiem i to im w pełni wystarczy. Zresztą, rodzice taty nie mają lepszego podejścia.

– No tak. Jak ci poszło na maturze? – Amira przyglądała mi się uważnie jakby naprawdę nie widziała mnie całymi wiekami.

Moja babcia ma na imię Amira. I sama nie wiem, która z nas trafiła gorzej. No, ale szczerze to chyba ja. Moje imię pisze się, do cholerny inaczej, niż się wymawia! Kto to w ogóle wymyślił? A no tak, moja ukochana mamusia.

 – Całkiem dobrze – Uśmiechnęłam się do niej szeroko prezentując moje białe kły. – Jak przyjdę następnym razem to przyniosę Ci wyniki i świadectwo ukończenia szkoły.

– Cudowny pomysł – Kobieta zmuszona była zadrzeć głowę, by na mnie spojrzeć. – Czy ty kiedyś przestaniesz rosnąć?

Wspominałam już, że mam metr osiemdziesiąt pięć wzrostu? Nie? No to wspominam teraz. Jestem pięć centymetrów wyższa od mojego mate. Co pewnie niektórym wydaje się śmieszne. No, ale nic na to nie poradzę.

– Nie mam pojęcia, babciu. To po wilkołakach – Stwierdziłam, lekko się uśmiechając. Zawsze chciałam być bardzo wysoka, jednak teraz przez moją bratnią duszę już nie jestem tego taka pewna.

– Kto to nas odwiedził?  – Mój dziadek powoli zwlekł się ze schodów i stanął obok mnie. On akurat był ode mnie nieco wyższy. – Co takiego się stało, że zaszczycasz nas swoją obecnością?

– Dobra, nie będę was ćmić. - Meko mój dziadek jak nikt wyczuwał kłamstwo. Nigdy w życiu nie udało mi się go okłamać i nie wierzę, bym tym razem zdołała. – Przyszłam się zbadać.

– Błagam, powiedz, że nie jesteś w ciąży – Ton Amiry stał się niemal błagalny. Tak, ona nadal liczy, że się rozstaniemy.

– Nie. Po prostu martwi mnie jedna rzecz i chce ją skonsultować ze specjalistą od wampirów – Przyznałam zgodnie z prawdą licząc, że nie do pytają o szczegóły.

– Idź, a potem przyjdź do salonu. Mam Ci parę rzeczy do powiedzenia –Meko wziął żonę za rękę i ruszyli w stronę salonu.

Ja już dobrze wiedziałam o czym będzie ta rozmowa. Znowu będzie mi truł o moim mate. Moim dziadkom nigdy nie przeszkadzało to, że moim ojcem jest wilkołak. Od początku akceptowali mojego ojca jako mate ich córki. Jedyną przeszkodą rodziców było ówczesne prawo, które z już znanych nam powodów nie pozwalało im być razem. Jednak mojego mate nie umieją przetrawić. Dla nich ludzie to jedzenie, nie istoty, które można darzyć uczuciem. No, ale nic na to nie poradzę. Ich poglądów już raczej nic nie zmieni. Są na to zbyt starzy i zapatrzeni we własne poglądy.

Podeszłam do drzwi gabinetu i zapukałam lekko. Kiedy usłyszałam pozwolenie weszłam do środka i uśmiechnęłam się do mężczyzny. Doktora Cero znałam w zasadzie od zawsze. Zajmował się mamą, kiedy była w ciąży i przyjął jej poród, który w ogóle nastał wyjątkowo późno.

Wilkołaki chodzą w ciąży cztery miesiące, a wampiry sześć. Ze mną i moim bliźniakiem mama chodziła dziesięć miesięcy, czyli nawet dłużej niż ludzka kobieta. Trochę smutne jest w tym to, że rodzice liczyli na to, że zdążą spłodzić jeszcze jednego malucha. Gdyby tylko mama chodziła w ciąży cztery miesiące tak jak z Niko to pewnie by im się udało. Jednak niestety pewnie ze względu na moje bycie hybrydą ciąża niemiłosiernie się przedłużyła. Wszyscy już zaczynali się martwić, jednak ja i Elio rozwijaliśmy się prawidłowo, dlatego lekarze odradzali sztucznego wywołania porodu czy cesarki, jednak Adelajda musiała być pod stałą kontrolą lekarzy. Na szczęście jak wiemy, wszystko dobrze się skończyło.

–  Witaj, Toni – Wampir odwzajemnił mój uśmiech, pokazując dłonią bym usiadła. – Co cię do mnie sprowadza.

– Mam pewne, że tak to nazwę, wątpliwości – Usiadłam na krześle i spojrzałam na mężczyznę. – Chodzi o moją płodność. W dalszym ciągu nie dostałam miesiączki i nieco się martwię.

– Rozumiem, to faktycznie niepokojące – Lekarz wyjął z szuflady moją teczkę i zaczął ją przeglądać. – Byłaś z tym u wilczego lekarza?

– Byłam, ale on twierdzi, że wszystko jest, tak jak powinno. A ja wolę się upewnić, u kogoś kto może znać się na tym trochę lepiej.

– Zrobię Ci badania krwi. I wierzę, że może z tego wyjść coś bardzo ciekawego – Oświadczył wampir z szerokim uśmiechem.

– Coś insynuujesz? – Uniosłam jedna brew zdziwiona, wyciągając rękę w stronę lekarza.

 – Rozumiem, że współżyjesz ze swoim partnerem. I nawet nie pytam, bo to jest po prostu oczywiste – Stwierdził, rozpakowując nową strzykawkę. - Jeśli się nie zabezpieczacie, możliwe jest, że zaszłaś w ciążę już w pierwsze dni płodne i nigdy nie miałaś szansy dostać miesiączki.

Na te słowa po prostu mnie zatkało. Wydawało się to niewiarygodne. Jednak wampiry zyskują płodność w okolicach osiemastych urodzin, a z tego co czytałam u wampirołaków to czasem przesuwa się o około pół roku. A Brendan odwiedza mnie, kiedy tylko może. Po mojej osiemnastce sama odwiedziłam go kilka razy. Oczywiście, wszystko bez wiedzy rodziców. Nadal musielibyśmy mieć trochę szczęścia, a raczej pecha by tak wpaść, jednak było to prawdopodobny.

– Rodzice mnie zabiją – To były jedyne słowa, które przeszły mi przez gardło.

– Toni, spokojnie. To tylko luźna i mało prawdopodobna teoria – Mężczyzna pobrał krew i zabezpieczył strzykawkę. – To miał być tylko żart.

– Nie udany – Wydusiłam, podnosząc się z krzesła.

– Przyjdź w przyszłym tygodniu po wyniki.

Skinęłam głową i opuściłam pomieszczenie. To będą chyba najgorsze dni mojego życia. Ten głupi żart naprawdę mnie zestresował.

Królowa alfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz