Rozdział 38

3.5K 280 10
                                    

JESSICA

Ciemność ogarnęła Sheffield kiedy usiadłam bez celu w swoim nowo przydzielonym pokoju. Jedynym źródłem światła był jasny księżyc.

To śmieszne, jak wiele nocy może reprezentować moje życie. Jest ciemno i bojaźliwie, tylko kilu jasnym gwiazdom udaje się przebić. Ale z drugiej strony, nawet gwiazdy, moje źródła światła, uciekają w niektóre noce. Uciekają gdy chmury i światła miasta się dostają. Księżyc, największe światło, zawsze zostaje. Nawet w najjaśniejszych miasta nic nie może przyćmić księżyca. N jest moim księżycem.

Ale, ja siedzę sama w pokoju, światło księżyca nie może dosięgnąć moich nadgarstków, kiedy odwiązuje bandaże pomimo tego, że Babcia mówiła, że mam je zostawić. Obawia się, że jeśli zobaczę je, to zrobię to ponownie.

Odpycham się ostrzeżenie ponieważ pozwalam bandażom spaść na swoje łóżko.

Moje nadgarstki

Kiedyś czyste

Kiedyś białe

Moje nadgarstki

Tak obolałe

Dowodzące mojej walki.

Zaczynam liczyć linię, gniewnie czerwone linię. Nie przeszkadza mi bycie tutaj, nie przeszkadza mi przypomnienie. Nie przeszkadza mi to. Lekarz powiedział, że one zniknął jeżeli więcej tego nie zrobię, myślę, że oni nie rozumieją mojego zdrowia psychicznego.

To nie jest tak, że lubiłam to co robiłam sobie, nie. Ale to nie jest łatwe, jak inni twierdzą, tego nie da się tak po prostu przestać robić. Nie można po prostu obudzić się pewno dnia i pomyśleć 'wow, mam depresje' i iść potem spać myśląc, 'lol,nah'. Jeżeli tak to by było to nie byłabym teraz tym kim jestem.

Szwy zostały wyjęty ale nadal lekko krwawiłam, tylko jeżeli przypadkowo dotknę cięcia. Nie przeszkadzało mi to, podobało mi się jak krwawiło.

Moje nadgarstki

Już nie czyste,

Ktoś zauważył by

gdybym skrzywdziła je jeszcze?

Mój palec delikatnie zaznacza o jedno ciecie, największe. Myślę, że zrobiłam je kiedy straciłam przytomność.

Nie mogę już zobaczyć swoich żył, krew zasłania je. Chce je zobaczyć. Chce być w stanie wyczuć puls i udowodnić, że jeszcze żyję, nie krzywiąc się.

Żyję jeszcze? Czy to się liczy, że żyję?

''Cześć, moja kochano siostro.'' moje drzwi się otwierają gdy ja nadal śledzę swoje blizny. Światło księżyca zostało wygnane przez sztuczne światło, które włączył Alex. Jego głupkowaty uśmiech znikł gdy zobaczył moje nadgarstki, nagie i wolne od bandaży.

Ostatecznie podchodzi i ostrożnie siada na łóżku obok mnie. Wzdycham głęboko gdy owija swoje ramiona wokół mnie, bardzo ostrożnie.

''Co ja robię, Alex?'' mój palec nie przestaje śledzenia cięć.

''Nie wiem, Jessie,'' łapie mnie za rękę i delikatnie przesuwa ją z dala od mojego nadgarstka. Całuje czubek mojej głowy. ''Ale nie podoba mi się to.''

Jego głos się łamał ale nie płakał. Nie chciałam żeby płakał. Musi być wystarczający silny dla nas obu. Ja jestem jeszcze za słaba.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut dłużej. Delikatnie pocieram moje ramiona, całując moją głowę od czasu do czasu.

''Wiem, że nie byłem dla ciebie wcześnie,'' szepcze. ''Ale jestem tu teraz i już cię nigdy nie zostawię.''

''Będziesz musiał mnie kiedyś zostawić,'' zaczynam, odwracając się w jego stronę aby spojrzeć mu w oczy z lekkim uśmiechem. ''Wiesz, kiedy będziesz musiał zrobić kupę lub coś innego.''

''Jesteś zabawna.'' uśmiecha się szyderczo.

Jego szyderczy uśmiech zmienia się powoli w sympatyczny kiedy z wahaniem sięga po moje bandaże. Łapię mnie cicho za rękę aby ponownie zawinąć bandaże wokół moich nadgarstków. Robi to wolno, ma czas. Jest ostrożny najbardziej jak się da. Praktycznie mogę poczuć jego miłość poprzez to, czułam, że zależy mu na mnie.

To było lepsze niż zapytanie przez kogoś czy wszystko w porządku, to było lepsze niż przytulenie. Alex, mój starszy brat, został pokazując mi, że będzie dobrze. Jego opuszki palców mówiły mi, że będzie dobrze; to już nie było pytanie.

''Jesteś w porządku.'' szepcze, całując ostrożnie moje zakryte nadgarstki, tak jak to robił jak się zraniłam gdy byłam młodsza.

W tym momencie poczułam się jakbym znowu była dzieckiem. Czułam, że wszystko jest prostsze, lżejsze, byłam wolna. Potem wstał i cicho wyszedł z pokoju, a ja poczułam się smutna, znowu. Samotna.

To dziwne, naprawdę, kiedy byliśmy młodsi nie mogliśmy doczekać się kiedy dorośniemy, aa teraz kiedy jesteśmy dorośli chcemy być młodsi. Żałuję, że nie marnowałam młodości tylko czekałam te lata aby dowiedzieć się, że jesteśmy gorsi niż śmierć.

Anonymous || n.h - tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz