2. V wracają nieproszone

3K 185 75
                                    

Emocje nie opadły, właściwie to mam wrażenie, że tylko się we mnie mnożą. Idę poboczem i kopię każdy kamień, który nasunie mi się pod buta. Wściekłość zakrzywia mi widzenie, przyspiesza czas, sprawia, że nie zauważam, co się dzieje dookoła.

Cholera by wzięła Topaz. Cholera by wzięła basen. Cholera by wzięła mnie.

Z tej złości zapomniałam nawet włączyć muzyki w słuchawkach i idę tak po cichu, jak ostatni wół. Do tego te głupie kamienie ciągle wpadają mi pod nogi. Czuję się jak jakiś przestępca.

Klakson samochodu wyrywa mnie z tej gonitwy nienawiści. Przewracam oczami, bo przecież to nie tak, że świat mógłby mi odpuścić na jeden wieczór. Szyba czarnego lexusa zjeżdża w dół, ukazując nikogo innego, jak Aidena Robinsona.

— Wsiadaj — mówi.

— Żeby Topaz zadźgała mnie z tylnego siedzenia? Podziękuję.

— Odwiozłem ją do domu, więc jestem jedyną osobą, która może cię zabić. — Przewraca oczami. — Ale tego nie zrobię. Więzienie nie jest zbyt fajne.

— Chyba wolę się jednak przejść — prycham.

— I tak muszę z tobą porozmawiać. Im szybciej, tym lepiej.

Kopię jeszcze jeden kamień tak, żeby uderzył w oponę samochodu, ale wsiadam do środka. Aiden raczej nie straszyłby mnie bez powodu. W środku uderza mnie znajomy zapach lodów miętowych z czekoladą. Auto Aidena pachnie tak za każdym razem, kiedy wracamy nim z imprezy. Zastanawiam się, czy ma jakiś zapach, którego po prostu nie wiesza na lusterku, czy faktycznie przewozi zapas lodów w bagażniku.

Przez chwilę jedziemy w ciszy. Ja nie wiem, co powiedzieć, natomiast Aiden tylko stuka palcami w kierownicę, jakby bił się z myślami. Szybko zaczyna mnie to męczyć.

— O czym chcesz porozmawiać?

— Co tam się tak właściwie stało?

Marszczę brwi, obserwując go kątem oka. Wygląda, jakby faktycznie nie wiedział, ale na logikę, nie jestem w stanie w to uwierzyć. Nie istnieje szansa, że Topaz nie wygadała mu wszystkiego, co można o mnie złego powiedzieć.

— Wrzuciłam twoją dziewczynę do basenu — odpowiadam, trochę jak idiotka.

— Tyle zauważyłem. Nie rozumiem tylko dlaczego.

— Może powinieneś zapytać się o to Topaz? — proponuję sarkastycznie. — Albo kogokolwiek z tamtej imprezy, na pewno powiedzieliby ci wszystko, co trzeba i jeszcze więcej.

Aiden chwilę nie odpowiada, tylko znowu bębni palcami w kierownicę. W radiu leci Time of my life, z filmu Dirty dancing. Czuję się przez nią jeszcze gorzej, bo jestem w wieku Baby, a za nic nie czuję, żeby to był czas mojego życia.

— Dlaczego nazwała cię Vivian? — pyta w końcu Aiden.

Właśnie, dlaczego nazwała mnie Vivian? Próbuję sobie na to pytanie odpowiedzieć już cztery lata.

— Bo mnie nienawidzi.

— Vivian to ładne imię. Dlaczego tak, a nie Grunhilda?

Grunhilda? — Prawie zaczynam się śmiać. — Vivian to nie jest ładne imię. Tym bardziej w ustach Topaz.

— Nic nie rozumiem.

Kręcę głową. Oczywiście, że nic nie rozumie. Nawet ja mam problemy ze zrozumieniem całej tej chorej sytuacji.

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz