13. Opowiadam o tym, jak umarła Virginia

1.7K 142 11
                                    

— Blair, zaczekaj.

— Nie ma szans. Nawet nie próbuj ze mną o tym rozmawiać.

— Boże, dlaczego ty nigdy nie pozwalasz nikomu się przejąć?

— Może lepiej, jakbyś zaczął przejmować się sobą, a nie wszystkimi dookoła.

Szczerze, nawet nie wiem, gdzie jesteśmy i niespecjalnie mi to przeszkadza. Ważne, że daleko od Topaz. Aiden oczywiście nie mógł pozwolić, żeby jakaś dziewczyna chodziła sama po mieście i przywlókł się tu za mną.

W uszach szumi mi od hałasu, każde przejeżdżające auto wywierca dziurę w mojej głowie. Gdybym mogła, skoczyłabym do basenu, żeby już nic nie słyszeć i skupiać się tylko na tlenie, powoli wyczerpującym się z moich płuc. Niestety, na trening muszę poczekać do poniedziałku.

— Zatrzymaj się — prosi Aiden, ale zupełnie go nie słucham. Mogę wyczuć, jak przewraca oczami, a potem czuję jego dłoń na ramieniu. Stajemy, ale jej nie zdejmuje. Ma chłodne palce.

— Niech będzie, ale jak zaczniesz prawić mi te swoje morały, to wepchnę cię pod pierwszy samochód, jaki zobaczę. — Wzruszam ramionami, jakby nic zupełnie mnie nie obchodziło. — Co chcesz wiedzieć?

— Cokolwiek, byleby było prawdziwe. Mam zupełnie dość tych wszystkich plotek, jedna bardziej absurdalna od poprzedniej.

— Co, jeśli one wcale nie są absurdalne? Może naprawdę zrobiłam te wszystkie rzeczy, z których jestem taka sławna?

— W takim razie w porządku, ale chciałbym to usłyszeć od ciebie.

W końcu zdejmuje ręce i krzyżuje je na klatce. Jego zielone oczy znowu przybierają ten okropny, wszechwiedzący wyraz. Rozpoznałby, gdybym powiedziała najmniejsze kłamstwo. Kopię kamyk koło mojej strony, próbując uspokoić myśli. Powiedzieć mu? Utrzymywać nad nim tę przewagę?

Cholera. Siadam na krawężniku, sznurówki wpadają mi do kałuży, skąpanej w bladym świetle księżyca. Aiden nie siada obok, tylko staje przede mną, na ulicy.

— W porządku. — Wzruszam ramionami. — Pewnie wiesz, że rozstałam się z Valentinem... Chasem, kiedy miałam trzynaście lat, a on piętnaście. Nie były to najlepsze okoliczności. I tak, to prawda, przespaliśmy się ze sobą tak wcześnie, tydzień przed moimi urodzinami, więc można powiedzieć, że straciłam dziewictwo jako dwunastolatka. — Śmieję się, chociaż to w ogóle nie jest zabawne. — Ale byliśmy wtedy razem od ponad roku.

— Czy on — waha się — no wiesz, narzucał się?

— Nie. Naprawdę, czułam się na to gotowa. Sama byłam w gimnazjum, do tego ciągle zadawałam się z jego znajomymi, z liceum. Wydawało mi się, że jestem dojrzała. Seks nie zrobił na mnie takiego wrażenie, czułam się trochę inaczej, ale nie źle. Nie miałam wrażenia, że ktoś mi coś zabrał, nic podobnego, szczególnie że byłam naprawdę zakochana w Chasie. Gdyby wszyscy nie zrobili z tego wielkiego wydarzenia, nawet bym o tym zbyt dużo nie myślała. Nie chciałam tego rozgłaszać, więc powiedziałam tylko mojej najlepszej przyjaciółce pod słońcem.

— Topaz.

— Dokładnie. Nie wiem, czy ci wspominała, ale swojego czasu byłyśmy jak te papużki. Nierozłączki? Chyba tak — wzdycham. Każdy mięsień w ciele boli mnie od tych wspomnień. — Topaz rozpowiedziała wszystkim, że sypiam z chłopakami na zawołanie. No i wtedy zaczęło się piekło, do którego wkroczyła Vivian.

— Vivian? — Skonsternowany marszczy brwi. — Nazwała cię tak przy basenie.

— Powiedz, Aiden, z czym kojarzy ci się to imię?

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz