Chłopak, na którego wpadłam, kiedy wychodziłam na taras, opiera się o ścianę i wywierca swoim spojrzeniem dziurę w mojej głowie. Unoszę brwi i krzyżuję ramiona pod biustem.
— Cześć? — mówię. — Ktoś nas tu zamknął?
Macha kluczem przed twarzą, co znaczy, że tak i tym kimś jest on. Robi mi się trochę gorąco, ale nie mam zamiaru panikować. Mimo to wyciągam telefon z kurtki i wsadzam do tylnej kieszeni. Muszę coś powiedzieć, nie wytrzymam siedzenia w ciszy
— Jestem Blair.
— Wiem.
Wzdycham, bo ta sytuacja robi się zbyt irytująca. Jestem zbyt zmęczona na takie gadanie.
— Fajnie, kolego bez imienia, to może otworzyłbyś mi drzwi, żebym mogła potańczyć? Nie zamierzam przesiedzieć imprezy zamknięta w pokoju.
— Nazywam się Joey. — Śmieje się z mojego zirytowania. — Po tym, co słyszałem, nie spodziewałem się, że będziesz taka sztywna.
— A co niby słyszałeś? — Unoszę brwi, chociaż wcale nie muszę. Dobrze znam odpowiedź na to pytanie.
Joey opiera się nonszalancko o ścianę. Jest wysoki i dobrze zbudowany, jego oczy są prawie tak intensywnie zielone, jak u Aidena. Prawie, bo przy bliższym spotkaniu wydają się trochę jaśniejsze i jakby bledsze. Obraca klucze między palcami.
— Że podobają ci się... dojrzalsi mężczyźni.
— I co w związku z tym?
— Jestem całkiem dojrzały i wychodzę z propozycją. — Uśmiecha się cynicznie. — Myślałem, że Blair Mitchell nigdy nie odmawia.
Kręcę głową.
— To jakiś absurd — mamroczę.
Podchodzę do niego, żeby jakoś zabrać mu klucz i dopiero wtedy uderza we mnie obezwładniająca woń wódki, wymieszana z wodą kolońską. Robi mi się niedobrze, ale staram się tego nie okazywać. Zapach alkoholu gryzie mnie w gardło, kiedy sięgam do jego dłoni.
— Aj, aj, ranisz moje serce. — Joey chwyta się za pierś.
Moje palce zaciskają się na metalowych zdobieniach, a wtedy największy koszmar każdej kobiety wprasza się do pokoju. Joey chwyta mnie za ramię i przyciska do drzwi tak mocno i gwałtownie, że huk słuchać prawdopodobnie na korytarzu. Dokładnie, na korytarzu! Przecież tam jest cała masa osób, na pewno ktoś sprawdzi, co się dzieje.
Przy uderzeniu całe powietrze uleciało mi z płuc, ale nie mam szans nabrać nowej dawki, bo Joey zdążył przycisnąć swoje wargi do moich. W ustach czuję smak alkoholu, w uszach szumi mi od hałasu. Szarpię się, wyrywam, robię wszystko, żeby jakoś go odepchnąć. Kopię w niego, kopię w drzwi, a równie dobrze mogłabym stać i się nie ruszać.
Normalnie nie miałabym takiego problemu, żeby odsunąć od siebie natarczywego chłopaka. Mam dużo siły, ale pijani ludzie nie zwracają uwagi na ból, ich ciała są bezwładne i ciężkie. Serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Dlaczego nikt nie puka do tych cholernych drzwi?
— Pieprz się, kurwa, spierdalaj — próbuję krzyczeć, ale jego dotyk na całym moim ciele odbiera mi jakąkolwiek zdolność.
Widzę niewiele, obrazy przed oczami migają mi, jakby były abstrakcyjnym obrazem. Top zjeżdża mi w dół, czuję lodowate palce tego chłopaka pod paskiem spodni. Mam wrażenie, że nie wytrzymam, że jeszcze sekunda i się rozpłaczę, umrę i zniknę. To ostatnie wydaje mi się całkiem odpowiednie. Jak mogę to przyspieszyć? Jak mogę zniknąć?
CZYTASZ
Słodka jak cytryna
Teen FictionBlair Mitchell żyje dzięki plotkom, nienawidzi filozofii i czasami też swojego sąsiada. Skoro wszystko jest takie paskudne, można właściwie wyskoczyć z czwartego piętra. Prawda? 𝙄 𝙬𝙤𝙣𝙙𝙚𝙧 𝙝𝙤𝙬 𝙄 𝙬𝙤𝙣𝙙𝙚𝙧 𝙬𝙝𝙮 𝙔𝙚𝙨𝙩𝙚𝙧𝙙𝙖𝙮 𝙮𝙤�...