8. Blair Mitchell woli starszych

1.8K 154 13
                                    

        Chłopak, na którego wpadłam, kiedy wychodziłam na taras, opiera się o ścianę i wywierca swoim spojrzeniem dziurę w mojej głowie. Unoszę brwi i krzyżuję ramiona pod biustem.

        — Cześć? — mówię. — Ktoś nas tu zamknął?

        Macha kluczem przed twarzą, co znaczy, że tak i tym kimś jest on. Robi mi się trochę gorąco, ale nie mam zamiaru panikować. Mimo to wyciągam telefon z kurtki i wsadzam do tylnej kieszeni. Muszę coś powiedzieć, nie wytrzymam siedzenia w ciszy

        — Jestem Blair.

        — Wiem.

        Wzdycham, bo ta sytuacja robi się zbyt irytująca. Jestem zbyt zmęczona na takie gadanie.

        — Fajnie, kolego bez imienia, to może otworzyłbyś mi drzwi, żebym mogła potańczyć? Nie zamierzam przesiedzieć imprezy zamknięta w pokoju.

        — Nazywam się Joey. — Śmieje się z mojego zirytowania. — Po tym, co słyszałem, nie spodziewałem się, że będziesz taka sztywna.

        — A co niby słyszałeś? — Unoszę brwi, chociaż wcale nie muszę. Dobrze znam odpowiedź na to pytanie.

        Joey opiera się nonszalancko o ścianę. Jest wysoki i dobrze zbudowany, jego oczy są prawie tak intensywnie zielone, jak u Aidena. Prawie, bo przy bliższym spotkaniu wydają się trochę jaśniejsze i jakby bledsze. Obraca klucze między palcami.

        — Że podobają ci się... dojrzalsi mężczyźni.

        — I co w związku z tym?

        — Jestem całkiem dojrzały i wychodzę z propozycją. — Uśmiecha się cynicznie. — Myślałem, że Blair Mitchell nigdy nie odmawia.

        Kręcę głową.

        — To jakiś absurd — mamroczę.

        Podchodzę do niego, żeby jakoś zabrać mu klucz i dopiero wtedy uderza we mnie obezwładniająca woń wódki, wymieszana z wodą kolońską. Robi mi się niedobrze, ale staram się tego nie okazywać. Zapach alkoholu gryzie mnie w gardło, kiedy sięgam do jego dłoni.

        — Aj, aj, ranisz moje serce. — Joey chwyta się za pierś.

        Moje palce zaciskają się na metalowych zdobieniach, a wtedy największy koszmar każdej kobiety wprasza się do pokoju. Joey chwyta mnie za ramię i przyciska do drzwi tak mocno i gwałtownie, że huk słuchać prawdopodobnie na korytarzu. Dokładnie, na korytarzu!  Przecież tam jest cała masa osób, na pewno ktoś sprawdzi, co się dzieje.

        Przy uderzeniu całe powietrze uleciało mi z płuc, ale nie mam szans nabrać nowej dawki, bo Joey zdążył przycisnąć swoje wargi do moich. W ustach czuję smak alkoholu, w uszach szumi mi od hałasu. Szarpię się, wyrywam, robię wszystko, żeby jakoś go odepchnąć. Kopię w niego, kopię w drzwi, a równie dobrze mogłabym stać i się nie ruszać.

        Normalnie nie miałabym takiego problemu, żeby odsunąć od siebie natarczywego chłopaka. Mam dużo siły, ale pijani ludzie nie zwracają uwagi na ból, ich ciała są bezwładne i ciężkie. Serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Dlaczego nikt nie puka do tych cholernych drzwi?

        — Pieprz się, kurwa, spierdalaj — próbuję krzyczeć, ale jego dotyk na całym moim ciele odbiera mi jakąkolwiek zdolność.

         Widzę niewiele, obrazy przed oczami migają mi, jakby były abstrakcyjnym obrazem. Top zjeżdża mi w dół, czuję lodowate palce tego chłopaka pod paskiem spodni. Mam wrażenie, że nie wytrzymam, że jeszcze sekunda i się rozpłaczę, umrę i zniknę. To ostatnie wydaje mi się całkiem odpowiednie. Jak mogę to przyspieszyć? Jak mogę zniknąć?

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz