30. To chyba tyle

1.9K 150 39
                                    

        Minął czas.

        Może długi, może krótki, może nawet znaczący, chociaż nie wydarzyło się nic. Zupełnie. Niektórzy mogliby powiedzieć, że był to najnudniejszy tydzień w moim życiu i chyba za to właśnie go tak lubię.

        Aiden uparcie twierdzi, że jesteśmy parą, ale kto by to wyczuł? Jeśli tak, to związek z nim nie okazał się tak bezproblemowy i przyjemny, jak początkowo zakładałam. Znaczy, przyjemny był i to pod wieloma względami, ale różnice naszych charakterów dawały o sobie znać bez przerwy.

        Każdego, jednego, cholernego dnia, Aiden musiał wypominać mi wiecznie wkurzony wyraz twarzy. Co-kurwa-dziennie. Ja odwdzięczałam się jechaniem po jego „pracy" pani terapeutki. Nawet teraz, kiedy próbuję malować się na imprezę, a on leży na moim łóżku i przegląda Instagrama, nie może dać mi spokoju.

        — Tak tylko mówię, że gdybyś zaczęła się częściej uśmiechać, dzieci przestałyby płakać na twój widok.

        — To była jednorazowa sytuacja! A teraz siedź cicho, bo wsadzę sobie tusz do oka.

        W końcu podnosi się z materaca. Staje za moimi plecami i przygląda się naszemu odbiciu. Jak zwykle, wyglądamy, jakby ktoś wkleił nad siebie postaci z dwóch różnych zdjęć. Szczególnie kiedy maluję się o wiele mocniej niż na co dzień. Mam do tego tendencję za każdym razem, kiedy się denerwuję.

        Aiden chyba to wyczuwa, bo kładzie mi dłonie na ramionach i lekko je ściska.

        — Będzie dobrze — zapewnia. — Jeśli cię zaprosiła, to oczekuje, że przyjdziesz.

        — Zaprosiła dosłownie całą szkołę, Jaspera też. Robię z siebie kompletną idiotkę, idąc tam.

        Mówimy oczywiście o Lexi, której urodziny świętuje całe Breezy Point, jak zwykle. Kiedy zostałam dodana do wydarzenia na Facebooku, prawie od razu chciałam stamtąd zniknąć, ale siedziałam akurat u Aidena. On, z tymi swoimi nawiedzonymi wartościami, przymusił mnie do zaznaczenia, że się pojawię.

        Chciałabym wierzyć, że to dobra decyzja, która da mi możliwość spokojnej rozmowy z Lexi. W szkole dalej mnie ignoruje, a głupia nadzieja mówi, że to zaproszenie nie jest okropną pomyłką, tylko wyciągnięciem ręki na zgodę.

        — Powinniśmy się zbierać — mówi Aiden.

        Nerwy i zmęczenie zamykają moje powieki. Chcę na chwilę zniknąć i odpocząć. Obiecuję, że potem mogę wrócić do życia najgorszym życiem i psucia wszystkiego wokoło. Naprawdę.

        Aiden pochyla się i całuje mnie w czoło. To chyba znaczy, że mi nie wierzy.

***

        Kiedy docieramy na miejsce, wszyscy się już świetnie bawią. Aiden znika prawie od razu, cholera wie gdzie. Albo palić zioło za domem, albo naprawiać życie płaczącym nastolatkom. Wolałabym to pierwsze.

        Wśród bawiących się znajomych szukam przyjaznej twarzy. Stosunek do mnie wrócił do normalności, co może trochę dziwić, ale nie powinno. Skoro plotki są traktowane tak samo jak prawda, nikogo nie zdziwiła moja relacja z Aidenem. Co prawda, słyszałam całkiem dużo zakładów o to, ile wytrzymam zanim go zdradzę, ale niezbyt się nimi przejmuję.

        Zamyślam się tak głęboko, że wpadam prosto na brązowe loki i niebieski naszyjnik. Topaz marszczy brwi, ale nie zaczyna się wydzierać.

        — Gdzie ty masz oczy?

        Wskazuję na twarz z głupim uśmiechem, a Topaz robi minę, jakby powąchała zgniłą rybę. To raczej nie jest najlepszy start, ale postanawiam wykorzystać sytuację.

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz