27. Bajki i dramaty

1.4K 121 50
                                    

        Wracam do domu w środku nocy, mama dawno pojechała do pracy. Nie mam nawet motywacji do snu, więc udaje mi się położyć dopiero nad ranem. Kiedy budzi mnie budzik do szkoły, czuję się mniej więcej jak jedna, wielka, otwarta rana.

        Dla jasności, nie przechodzi po prysznicu. Po drodze do szkoły dalej się tak czuję, boli mnie nawet podmuch wiatru. Za wszystko winię mądrości Isaaca, które zawaliły dobrą połowę moich poglądów na świat i wyśmiały drugą.

        Z kilkugodzinnym dystansem mogę powiedzieć, że wyjazd do Portland wyszedł mi na dobre. Co prawda, nigdy już nie pojadę na północ — zbyt wiele dziwnych historii tam na mnie czeka — ale odnowiłam obraz swojej drugiej miłości. Zdegradowałam ją z jednej z najgorszych rzeczy, które przytrafiły mi się w życiu, do wielkiej pomyłki. I to takiej dobrej pomyłki, która musiała się przytrafić.

        Isaac zyskał nową twarz, stracił starą. Sam powinien ocenić czy to dobrze, czy źle.

        — Mam nadzieje, że nie czeka mnie teraz zajebiście nudna historia, jak to nie mogłaś spać w nocy — rzuca Ryder na powitanie, kiedy wchodzę do sali od literatury.

        — Bez przesady, nie wyglądam aż tak źle.

        — Szczerze, myślałem, że narysowałaś sobie kreski pod oczami zamiast nad.

        Trzaskam go w ramię, żeby zagłuszyć zawód w mojej głowie. Musiałam zaparkować na samym tyle szkolnego parkingu, bo tyle czasu spędziłam rano na doprowadzaniu się do porządku. Założyłam nawet jeden z tych miniaturowych sweterków, za którymi szaleje każda influencerka na Instagramie.

        Jak zwykle, wszystkie starania na nic.

        Do klasy wchodzi Lexi i Hazel, a atmosfera w sekundę staje się kilka ton cięższa. Ryder szepcze pod nosem „niezręcznieee", kiedy dziewczyny zajmują miejsca. Hazel odwraca się jeszcze, żeby mi lekko pomachać, ale od Lexi dostaję tylko lodowatą ciszę. Na tym etapie naprawdę cieszę się, że tylko mnie ignoruje, a nie nienawidzi.

        W podobnym nastoju mijają mi pierwsze lekcje. O dziesiątej mam wszystkiego dość do tego stopnia, że decyduję się na zakup całej tabliczki czekolady.

        Kiedy przeciskam się pomiędzy stłoczonymi uczniami w kierunku automatu, ktoś chwyta mnie za ramię. Zanim udaje mi się rozeznać w sytuacji i zareagować, zostaję wepchnięta do pustej klasy. Jestem w trakcie wymyślania kilku bardzo rozwiniętych obelg, kiedy zauważam, kto jest winien całemu zamieszaniu.

        Aiden zamyka drzwi, dalej trzymając mnie za ramię. Wyswobadzam się z uścisku, a on od razu chowa rękę do kieszeni. Żołądek skręca mi się w supeł. Jeśli nie jestem na coś gotowa, to na rozmowę o wszystkim, co między nami zaszło.

        — Oszalałaś? — pyta bez grama swojej standardowej uprzejmości.

        — A tak dokładniej, to o co ci chodzi?

        — Gdzie byłaś wczoraj? Dzwoniłem do ciebie jakieś dwadzieścia razy.

        — W domu — palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Aiden posyła mi zirytowane spojrzenie.

        — Pierwsze miejsce, które sprawdziłem.

        Nie mogę powstrzymać złudnego uczucia ciepła, które rozlewa mi się po ciele. Rozsądek szybko niszczy nadzieję, że trochę się o mnie martwił.

        — Blair... — Wyciąga dłoń z kieszeni, ale prawie od razu ją chowa. — Musimy porozmawiać o wczoraj.

        — To rozmawiaj — wzdycham, chociaż serce pędzi mi jak koń wyścigowy.

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz