7. Jesteśmy podziurawieni

1.9K 161 21
                                    

Pierwszy raz od stu tysięcy lat założyłam na usta szminkę i całkiem mi się podoba. Jest czerwona, prawie bordowa, razem ze standardowymi kreskami daje mi wygląd paryżanki. Kłamstwo, tak naprawdę wyglądam jak wampir (i to nie taki ze Zmierzchu), który usyfił wargi krwią, ale dzisiaj taki image musi mi wystarczyć.

— Nie zapomniałaś koszulki? — pyta mama, ze zniesmaczeniem oceniając mój strój.

Mam na sobie krótki top bez ramiączek, który faktycznie może wyglądać trochę jak stanik albo strój kąpielowy, ale całkiem go lubię. Nie wydaje mi się aż tak wyzywający, bo brzuch zakrywają mi spodnie z wysokim stanem.

— Wezmę na to kurtkę — uspokajam ją.

— Pamiętaj o kluczach, wychodzę na nocny dyżur w elektrowni. Będziesz wracać z Aidenem?

— Tak albo rano z Lexi. Dam znać.

— Nie prowadź po pijaku i nie bierz narkotyków. Zachowuj się, ogólnie.

Daję jej buziaka w policzek i wychodzę. Minęła dwudziesta, impreza powinna się już rozkręcać. Dostrzegam Aidena, opartego o czarnego lexusa. Nie mogę się nadziwić, jak bardzo chłopcy mają w życiu łatwiej. Dziewczyny zakładają inny strój na każdą okazję, a oni wszędzie mogą pójść w tym samym i nikt nawet nie mrugnie ze zdumienia.

Jestem głupia. Gdybym tylko chciała, też mogłabym pójść na imprezę w czarnej bluzie, jak Aiden. Nie powinnam narzekać, tylko zwyczajnie to zrobić.

— Gotowa? — pyta.

— Tak, możemy jechać.

Wsiadamy do środka, a Aiden prosi mnie, żebym wyjęła mu papierosy ze schowka. Znowu na usta ciśnie mi się pytanie, skąd bierze te cholerne Black Devile, ale ostatecznie nic nie mówię. Niezwykle cieszę się, że Ryder mieszka w centrum Breezy Point — dojechanie tam powinno nam zająć nie więcej niż dziesięć minut.

— Kto się dzisiaj poświęca? — zwracam się do niego. — Mi nie przeszkadza, tak jakoś nie mam ochoty.

— Na pewno? — Patrzy w moją stronę kątem oka, a ja kiwam głową. — Dam ci kluczyki od razu, jak wysiądziemy. Jasper chciał, żebym się z nim spalił.

„Poświęca" to znaczy prowadzi w drodze powrotnej. Kiedyś jeszcze wymienialiśmy się tym obowiązkiem co imprezę, potem przestaliśmy się pilnować. Zawsze któreś z nas nie miało ochoty na picie, czy inne substancje.

Ciekawą cechą (czy to można tak nazwać?) Aidena jest to, że on praktycznie nigdy nie pije. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale widziałam go z alkoholem może kilka razy. Nadrabia paleniem, zarówno zwykłych szlugów, jak i zioła. Nic nadzwyczajnego, a przynajmniej nic, czego nie robiłaby reszta naszych znajomych.

Nawet gdybym nie była już milion razy w domu Rydera, nie miałabym najmniejszej wątpliwości, który to. Głośną muzykę słychać na całej ulicy, pijani nastolatkowie zataczają się na chodniku, jeden prawie wpada nam pod maskę. Aiden parkuje dokładnie obok samochodu Lexi, który łatwo poznać po naklejkach z kanadyjską flagą, oblepiających gęsto szyby.

— Idź pierwsza, ja poczekam tutaj jeszcze na Topaz — mówi.

— Miłej zabawy.

Ludzie witają się ze mną po drodze, chociaż ja nie jestem Hazel i nie mogą liczyć na nic innego, niż suche, zwykłe i samotne cześć. W środku jest cała masa osób, zarówno z naszego rocznika, jak i starszych. Widzę kompletnie pijaną grupę facetów przy zawalonym alkoholem stoliku. Wśród nich stoi Parker, starszy brat Rydera. Posyła w moją stronę uśmiech, więc odmachuję mu niezręcznie. Kiedyś po szkole chodziła plotka, że zdradzał ze mną swoją dziewczynę, nie sądziłam, że kiedykolwiek się do mnie uśmiechnie.

Słodka jak cytrynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz