XV

4.6K 296 8
                                    


Niall 's POV:

Leżę na wielkim dywanie w moim salonie. Wokół panuje ciemność. Dopiero zmierzcha, ale od kilku dni stan mojego mieszkania się nie zmienia. Okna są zamknięte i szczelnie zasłonięte. Obok mnie na podłodze leżą puste butelki po różnego rodzaju alkoholach i porozrzucane moje rzeczy. Duchota, uderza w moje płuca, ale nic z tym nie robię. Nie mam siły, nie mam ochoty. Nie ruszam się już od kilku godzin. Cały czas spoglądam do góry na mój sufit.
Mój stan nie zmienia się od momentu, kiedy zobaczyłem szczęśliwą Nathalie obok jej chłopaka. Na początku, nie zdawałem sobie sprawy, dlaczego zachowuje się w ten sposób, ale po kilku dniach rozmyślań, uświadomiłem sobie, że po prostu jej potrzebuję. Potrzebuję jej, żeby cokolwiek poczuć. Złość, radość, szczęście, zirytowanie... .
Od kiedy wróciło to wszystko, co działo się przed kilkoma laty, nikt nie potrafił we mnie wykrzesać, choćby iskry, jakichkolwiek emocji. A tu nagle jeden koncert, na którym pojawiła się ona i znowu wszystko wracało do normy. Może wszystkim wokół wydawało się, że jest coraz gorzej, a wręcz przeciwnie, było coraz lepiej. Mój gniew, oznaczał jedno. Stary Niall powracał, ale wiedziałem, że cieszyłem się za wcześnie. Ona pojawiła się tylko na chwilę, tak jak wtedy na moście. Gdybym mógł cofnąć czas, może gdybym tam wtedy został i z nią porozmawiał... . Jednak może lepiej, że wtedy odszedłem, nie przysporzyłem jej niepotrzebnych zmartwień.

Zamknąłem oczy, kiedy usłyszałem, że ktoś dobija się do drzwi i próbuje dostać się do mojego mieszkania.

- Niall! Wiem, że tam jesteś! Otwórz do cholery! - Harry krzyczał i jednocześnie bił pięścią o drewno. Nie miałem zamiaru się odezwać, a co dopiero wstać i mu otworzyć. - Cholera Niall, zmieniłeś zamek?!

Oczywiście, że zmieniłem. Nie jestem idiotą. Wiedziałem, że będą mnie nachodzić i sprawdzać, co się ze mną dzieje. Wolałem mieć spokój. Jak widać miałem rację.

- Nie zostawię Cię tak! - Krzyknął i ostatni raz uderzył pięścią o drewnianą powłokę.

Mam nadzieję, że sobie poszedł. Usiadłem i rozejrzałem się dokoła. Zobaczyłem, że jedna z butelek jest pełna do połowy. Chwyciłem ją, zadowolony i pociągnąłem długiego łyka. Poczułem jak do żołądka, spływa mi gorzki trunek. Spojrzałem jeszcze raz na szklane naczynie. Na długo nie starczy. Muszę iść po jeszcze, a najlepiej będzie, jak po drodze wstąpię do baru. Tak. Brzmi jak plan. I to bardzo dobry plan.

***

Od kilku godzin, siedzę w jakimś podrzędnym barze i piję kolejkę za kolejką. Mój organizm staje się coraz cięższy, ale ignoruję to. Za dużo razy, byłem w takim stanie, żeby jakoś się tym przejąć. Przywołuję barmana, niedbale machając ręką. Podaje mi następną szklankę wypełnioną alkoholem, nawet nie mrugając. Pewnie, widział ludzi w gorszym stanie ode mnie. Kiedy wyzerowałem naczynie, skierowałem się w stronę łazienek. Niestety przez mój stan, było to trudniejsze niż się spodziewałem. W pewnej chwili, nieświadomie zatoczyłem się w bok, uderzając barkiem jakiegoś łysego faceta.

- Uważaj jak łazisz koleś! - Krzyknął i popchnął mnie do tyłu. Nie odezwałem się. Utrzymałem równowagę i znowu skierowałem się do wyznaczonego celu. Niestety niedane było mi przejść nawet kilku kroków. Poczułem, że ktoś chwyta mnie za ramiona i obraca.

- Może byś przeprosił kutasie? - Usłyszałem ten sam gruby głos co przed chwilą. Spojrzałem na niego i prychnąłem. No i to wystarczyło, żeby go doszczętnie wkurzyć. On i jego dwóch, dość pokaźnych kolegów, wyciągnęło mnie na tyły baru, w jakiś ciemny zaułek.
Popchnęli mnie na metalowy kontener. Uderzenie było tak mocne, że straciłem na chwilę oddech. Upadłem na ziemię i próbowałem się uspokoić. Po chwili poczułem silny ból brzucha, a później kolejny z tyłu, na plecach. Nie spodziewałem się tego. Jednak było to przyjemne. Cierpienie. W końcu coś poczułem. Próbowałem się podnieść. Kiedy wstałem, zachwiało mną i zaśmiałem się pod nosem.
Jednak uśmieszek szybko zszedł mi z twarzy, gdy poczułem kolejny cios, tym razem w twarz. Znowu upadłem, czując smak krwi w ustach. Przed oczami zobaczyłem mroczki. Coraz ciężej oddychałem. Jednak to nie był koniec. Dostałem kilka, mocnych kopniaków w brzuch, jeden po drugim. Wyplułem krew, zbierającą się w moich ustach i zamknąłem oczy.

Przepaść [Niall Horan]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz