Prolog

2K 138 18
                                    

"-On jest potworem!- krzyknął zrozpaczony, desperacko chwytając za rękaw koszuli starszego chłopca.

-Nie... To nie możliwe. On nie jest złym człowiekiem! Codziennie ratuje dziesiątki ludzi!

Midoriya był zbyt młody, by rozumieć znaczenie przemocy i korupcji, którymi nasiąknięte było obecne społeczeństwo. W końcu, jak dziecko wychowane w szczęśliwej rodzinie, któremu ból był obcy, mogło zrozumieć osobę, która wychowana ostrą ręką tyrana, nigdy nie zaznała szczęścia? Podczas tego spotkania Izuku po raz pierwszy zderzył się ze światem, który w swoim tragiźmie, niczym nie przypominał znanego mu dotąd miejsca. Po raz pierwszy zwątpił w sprawiedliwość.

Później wszystko potoczyło się zbyt szybko, by młody Izuku mógł zareagować.

Zaciśnięta pięść na jego drobnej rączce.

Ostre słowa, wypowiedziane donośnym głosem.

Rozpaczliwe błagania malca.

Izuku zdał sobie sprawę z brutalnej rzeczywistości, nie potrafił się ruszyć, nie pomógł, nawet jeżeli do jego uszu dobiegał głośny płacz.
Chłopiec odszedł z ojcem, zostawiając swoją niedopowiedzianą historię na barkach Midorii, którego świat właśnie zaczął się rozpadać."

"-Kacchan! Nigdy ci nie wybaczę, jeżeli zrobisz mu krzywdę!

Drobne ciało Izuku chowało za sobą skulonego szatyna, któremu z przerażenia łzy cisnęły się do oczu.  Nawet jeżeli Midoriya był mniejszy i słabszy, a na jego zapłakanej twarzy już dawno pojawiły się pierwsze zadrapania, nie chciał dać za wygraną.

Blondyn uśmiechnął się okrutnie, a groźba zawisła w powietrzu , gdy dwójka jego kompanów uaktywniła swoje umiejętności.

-Będziesz teraz zgrywał bohatera? Nie masz szans bez indywidualności, Deku!

Trójka silniejszych przeciwników rzuciła się z pełną mocą na bezbronnego chłopca, który nie miał szans się obronić. Dwóch silniejszych od Izuku osiłków powaliło go na ziemię, by utorować drogę swojemu przywódcy. Przerażony chłopiec usilnie  próbował się wyrwać i krzyczał, jednak nie otrzymał litości od swoich oprawców. Mógł jedynie obserwować, jak Katsuki zbliża się do niego, generując małe eksplozje w prawej dłoni. Po chwili uścisk jego oprawców się zwiększył, dzięki czemu blondyn bez problemu umiejscowił swoją rękę w okolicy ramienia przerażonego Izuku.
Miał wywołać małą eksplozję. Chciał go jedynie nastraszyć, pokazać, kto jest najsilniejszy, jednak przez napięcie, jakie zapanowało, jego ciało wytworzyło więcej nitrogliceryny, niż na początku zakładał. Nie panował nad umiejętnością i nie spodziewał się skutków, jakie niosła ze sobą decyzja, kórą podjął.

To wydarzenie pozostawiło po sobie blizny na obu chłopcach."

"Donośny dźwięk telefonu zabrzmiał w domu państwa Midoriya. Średniego wzrostu mężczyzna, o pogodnym spojrzeniu podszedł do szafki, po czym podniósł słuchawkę.

-Dzień dobry.

Chwila ciszy, która dla obserwującego go bacznie syna była jak udręka.

-Tak, z tej strony Midoriya. Czy coś się stało?

Izuku nie usłyszał odpowiedzi, jednak był w stanie dostrzec gwałtowną zmianę, jaka zaszła na twarzy ojca. W oczach stanęły mu łzy, a sam mężczyzna niebezpiecznie zachwiał się, jakby miał zaraz upaść. Zaniepokojony chłopiec podbiegł do ojca, ciągnąc skrawek jego koszuli, jednak nie otrzymał żadnej reakcji.

W kilka chwil życie Pana Midorii miało zmienić się nie do poznania. Kobieta w słuchawce oznajmiła mu właśnie, że jego żona, którą kochał nad życie, zginęła w wypadku samochodowym. Na jego barkach spoczął właśnie ciężar przekazania synowi tragicznej wiadomości. Jak ma mu powiedzieć, że kobieta, jego ukochana matka, która wyszła godzinę temu z domu, zabierze ze sobą niespełnioną obietnicę do grobu?

Wrócę Izuku, to nie potrwa długo. Wieczorem znowu się pobawimy i zostaniesz najwspanialszym bohaterem swojej mamy.

To powiedziawszy, ucałowała syna w czoło i wyszła.
Już nie wróci"

"Izuku zmierzał powoli w stronę domu. Im bliżej był, tym bardziej zwalniał tempa lub całkowicie zatrzymywał się, by od czasu do czasu zerkać na przepiękne kwiaty wiśni w pełnym rozkwicie. To był jego ulubiony widok- przynajmniej tak sobie wmawiał, chcąc znaleźć powód, by jak najbardziej odciągnąć w czasie powrót do domu.
Stanął przed drzwiami i chwilowo zawahał się przed wyciągnięciem klucza z kieszeni.
Zawsze się wahał. Czy naprawdą chce tu wrócić? Nie ma innych opcji?

Ile by nad tym nie myślał, rezultat zawsze był taki sam- musi tam wejść, znieść krzyki, smród, czy prawie puste mieszkanie, z którego większość mebli została wyniesiona, by Midoriya Hisashi mógł dalej pogrążać się we wciągającym nałogu, jakim był hazard.
Pierwszym, co uderzyło go po wejściu do mieszkania był obrzydliwy odór alkoholu i dymu papierosowego. Powstrzymał odruch wymiotny. Powinien już dawno do tego przywyknąć. Najpierw obrzucił wzrokiem mieszkanie, na podłodze leżało mnóstwo pustych butelek, a niegdyś śnieżnobiały dywan, teraz pokrywał jedynie szarawy osad i kilka większych bądź mniejszych zabarwień po rozlanych napojach. Hisashi siedział przed telewizorem, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Prawdopodobnie wpatrywanie się w kolorowy ekran było w tym momencie bardziej wciągającym zajęciem, niż wmawianie swojemu synowi, że sprawiałby mniej kłopotów, gdyby tylko umarł wtedy razem z matką.
Przez głowę Izuku zdążyła przebiec myśl, że tym razem mu odpuści, że będzie lepiej, jednak jego krucha nadzieja rozsypała się wraz z dźwiękiem tłuczonego szkła.

-Gdzie się wybierasz, gówniarzu?! Nie wiesz, co się mowi do ojca, jak się wraca do domu? Nie mam pojęcia, w kogo się wdałeś, ale na pewno nie w swoją matkę. Byłbyś dla niej porażką.

Izuku był przygotowany, w końcu to nie były pierwsze i ostatnie gorzkie słowa, jakie usłyszał od ojca. Gdyby tylko wiedział, że tym razem wszystko zajdzie o jeden krok za daleko.
Wzrok Hisashi'ego z nutą pogardy, jakby mówił: nic nie jesteś wart, nie jesteś tu potrzebny, później kilka gorzkich słów o beznadziejności swojego syna, by na koniec wszcząć awanturę, która poprowadziła bezpośrednio do kilku niechcianych śladów na ciele Izuku, których w głębi duszy nie pragnął nikt, a jednak obydwoje byli zbyt przytłoczeni rzeczywistością, by to dostrzec."

MismatchedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz