Rozdział 15

1.1K 137 60
                                    

Andrzej Duda

Chciałem znaleźć Rafała i porozmawiać z nim w cztery oczy. Nie wiedziałem totalnie o co mu chodziło. Przecież napisałem dla niego ładny list i miałem w planach kolejne. Może jednak byłem zbyt mało kreatywny i powinienem napisać coś dłuższego?

Po dzwonku niemal wybiegłem z sali i udałem się w kierunku sali od matematyki, którą Trzaskowski miał w tym samym czasie, co ja religię. Ksiądz Ziobro jednak czasami potrafi przemówić do człowieka.

Bylem niemal blisko, ale zauważyłem dziwne zbiorowisko przy gabinecie lekarskim. Czy to znaczyło, że wymienili tego rudego dziada Szumowskiego na jakąś gorącą blondynę? Bo jak tak, to chyba boli mnie głowa i potrzebuję tabletki.

- Rozejść się wszyscy! - jednak Wiśniewska postanowiła przegonić uczniów - W tej chwili!

Ta to jak zwykle musiała zepsuć wszystkim zabawę. Jakby nie mogła chociaż raz się wyluzować.. w sumie to jest do zrobienia. Tylko potrzebuję jakichś tabletek i jej kawy. Dodam jej dobrego towaru, a w zamian dostanę lekcję języka niemieckiego marzeń.

- Co się tak właściwie stało? - spytałem Pawłowicz, która jedynie stała przy ścianie i z kimś uparcie pisała - Hej! Mówię do ciebie! - wkurzyłem się.

- Bosak i Śmiszek się bili.. amatorzy. - prychnęła - Jaruś z pewnością wypadłby lepiej od nich.. - rozmarzyła się, a ja jedynie przewróciłem oczami.

Dopiero po chwili przetrawiłem to co usłyszałem. Krzysiek i Krzysiek? Ale czemu? No chyba, że pokłócili się o Biedronia. To miałoby sens.

Ale jeśli faktycznie tak było, czy to znaczy, że Bosak jest gejem? Ludzie padną jak się dowiedzą, to będzie hit tego roku szkolnego. Chociaż, nie powinienem się wypowiadać na ten temat. On pocałował Biedronia w policzek i to było podczas gry, a ja i Rafał - nawet nie wiem jak to nazwać.

Nie lubiłem go, ale jednak „to" zrobiliśmy, a zresztą. Mogłem zrobić „to" ze wszystkimi. Z sąsiadami, nauczycielkami. Tego się trzymajmy. „To" nie miało żadnego znaczenia. „To" to jest „to" i tyle, ale jednak za „to" kryje się „seks".

Chyba czasami powinienem wyłączyć mózg z myślenia..

- Co oni tak długo tam są?! - oburzył się Korwin - Chcemy wiedzieć kto wygrał!

- Właśnie! - zawtórował mu Kosiniak-Kamysz.

- Spotted: Warszawa nie może czekać! - dodała Wiewiórka, a ja zdziwiłem się, że w ogóle ją widzę.

Odkąd wyszła z mojego domu, po zadaniu jakie dostała - prawie nie było jej widać, a tym bardziej słychać. Jednak to było do przewidzenia, że przy najlepszej okazji wyjdzie z szafy.

W końcu zza drzwi ukazał się Bosak z lekko widoczną śliwą.

Śmiszek musiał nieźle mu przyłożyć, ale miałem nadzieję, że to on skończył gorzej.

- Wygrałem. - powiedział Krzysiek jak najbardziej zadowolony z siebie, a reszta zaczęła gwizdać na jego cześć.

- A teraz zapraszam do gabinetu pedagoga, panie Bosak. - Wiśniewska pociągnęła go w swoją stronę, na co usłyszała buczenie - Jeszcze jeden taki odgłos, a wszyscy dostaniecie po uwadze! - po tych słowach zapadła śmiertelna cisza.

Chciałem go zapytać o wszelkie szczegóły, ale jak widać - siła wyższa postanowiła mnie w tym wyprzedzić. No cóż.. poczekam, czasami podobno warto.

- Gdzie tak w ogóle jest Biedroń? - spytałem znów Krystyny.

- Ponoć u pedagoga, ale co mnie tam obchodzi jakiś gejuch. - odpowiedziała dalej nie spuszczając wzroku od ekranu.

Ciekawość wygrała, więc sprawdziłem co takiego robi i myślałem, że uduszę się ze śmiechu. Ona i agencja towarzyska? Ten dzień chyba nie może być bardziej memiczny!

- Christina, dobre imię dla aktorki porno. - skomentowałem.

- Wal się Duda. - dostałem z liścia w twarz, ale to nie był byle jaki.. trochę bolał.

- Zdecydowanie nadawałabyś się na dominę. - mruknąłem rozbawiony - Chyba, że nią jesteś.

Pawłowicz wkurzyła się i odeszła tylko w sobie znanym kierunku. Zaraz po tym pojawił się nowy post. Tak jak myślałem dotyczył wygranej Bosaka, ale przy okazji też i Rafała, tak po prostu.

Doszły mnie słuchy, że Rafał T. potrzebuje zmiany klimatu, a może po prostu chce być lepszy od swojego kuzyna Donalda T., który już opuścił progi naszego liceum?

Chyba, że zrozumiał, że Andrzej D. nie jest mu pisany i będzie szukał za granicą Michała Ż.? Niestety tego się nie dowiemy.

Chyba, że mogę liczyć na moje pracowite mrówki, które wszystko mi powiedzą, a raczej napiszą.

Miałem nadzieję, że to tylko plotka. Zrobiło mi się trochę przykro na myśl, że Raffaello będzie na innym i tak odległym od Europy kontynencie, a jak on naprawdę znajdzie tam tego swojego Żebrowskiego? Co wtedy będzie z nami? Czy jeszcze kiedyś „to" zrobimy?

Dlaczego tak właściwie zacząłem się tym przejmować? Nie powinno mnie to w ogóle obchodzić. Przecież to jest Rafał Trzaskowski. Jest ode mnie lepszy, a ja miałem zadbać o to, żeby tak nie było i pogorszyć mu życie. To dlaczego nagle pogorszyło się moje, kiedy przeczytałem to gówno?

- Ktoś umarł, że masz taką minę? - na jego głos podskoczyłem, kiedy on zdążył tu przyjść?

- Naprawdę wyjeżdzasz do Stanów? - spytałem, a on przytaknął - Na stałe?

- To tylko wymiana na trzy miesiące. - sprostował - Przyda mi się to do życia, podszkolę język i w ogóle.

- Po co? Przecież umiesz angielski.

- Inaczej jest się go uczyć w szkole, a inaczej za granicą.

- To jedno i to samo! - upierałem się - Nie potrzebujesz tego. Ani trochę.

- O co ci chodzi Endrju? - uniósł brew - Nie chcesz żebym tam jechał czy co?

Tak właściwie to sam nie wiedziałem o co mi chodzi. Powinienem go puścić w cholerę, żeby zjadły go krokodyle czy jakieś inne stwory. Tylko dlaczego tak trudno było mi odpuścić?

- A wiesz co? Jedź w pizdu. Zamieszkaj tam razem z Michałkiem, adoptujcie sobie dwa murzynki i żyjcie długo i szczęśliwie!

- Czy ty jesteś zazdrosny?

- Nigdy w życiu bym tak nisko nie upadł! - zaśmiałem się, a on jedynie westchnął ciężko.

- Może ty masz to gdzieś, ale ja będę za tobą tęsknił. - powiedział.

Zrobiło mi się całkiem miło, kiedy to usłyszałem, ale oczywiście musiałem się nie nazywać Andrzej Duda, żeby odpowiedzieć mu:

- To świetnie, bo ja w ogóle nie zauważę twojej nieobecności.

Żeby nie pogorszyć sytuacji, po prostu zostawiłem go samego i poszedłem do łazienki. Dopiero, kiedy upewniłem się, że nikogo nie ma, zamknąłem się w kabinie i pozwoliłem sobie na łzy. Tak właściwie to nie miałem powodu do płaczu, ale nie panowałem nad tym.

- Andrzej? - kiedy usłyszałem głos Biedronia zamarłem.

Jakim cudem nie usłyszałem jak tutaj wszedł?

- Wszystko okej? - odezwał się znowu.

Postanowiłem, że mu nie odpowiem. Wtedy na pewno da mi spokój i sobie pójdzie.

tęczowy chłopiec | bosak x biedrońOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz