Po lekcji od razu zaczepiłem Godek. Oczywiście nie ukrywała niezadowolenia z tego powodu, ale zgodziła się, żebym przyszedł do niej po szkole o szesnastej i podała mi swój adres, który zapisałem sobie w telefonie.
Kurdupel tyle się o nią starał i nie miał nawet jej numeru, a ja w kilka dni już wiem gdzie mieszka - i kto tutaj jest prawdziwym królem?
Punktualnie zapukałem do drzwi jej domu, a ona niemal od razu mi je otworzyła. Dobrze ją rodzice wychowali. Na porządną kobietę, która wiernie czeka na swojego wybranka po powrocie z wojny.
- Przyznaj się: stoisz tutaj od swojego powrotu ze szkoły. - powiedziałem na samo dzień dobry.
- Niedoczekanie twoje zjebie. - wywróciła oczami i udała się w stronę swojego pokoju, a ja zaraz za nią - Usiądź na krześle.
- Wolałbym na łóżku, jest wygodniejsze. - upierałem się.
- To nie ty będziesz to później odkażał, tylko ja. - odparła.
- Nie jestem Kaczyńskim, więc nie zarazisz się jakimś syfem.
- Niech ci będzie. - westchnęła ciężko, a ja dłużej nie myśląc rzuciłem się na wygodny materac - Korwin ty kurwo! - krzyknęła.
Oberwałem od Kajuni poduszką. Uznałem to za zaproszenie do wojny i odrzuciłem ją jej, po czym wziąłem drugą. Zaczęliśmy się nimi napierdalać przy tym się śmiejąc. Wszystko było dobrze, do czasu, kiedy nie zamachnąłem się zbyt mocno, a dziewczyna oberwała w brzuch lądując prosto na mnie.
- Wiedziałem, że na mnie lecisz.. ale żeby tak przejść do takich spraw na pierwszej randce?
- To nie jest randka. - burknęła i chciała się podnieść, ale jej na to nie pozwoliłem.
- A chciałabyś żeby była?
- Z tobą? Nigdy w życiu.
- Czy ty zawsze musisz być taka przeciwna wszystkiemu? - zirytowałem się - Nawet nie wiesz jak to jest być na randce ze mną. A jest dosyć nietypowo, bo zero tam romantyczności.
- Romantyczność jest dla słabych. - przyznała, a ja myślałem, że śnię.
Niby chciałem zrobić na złość Kaczyńskiego, a nareszcie znalazłem swoją bratnią duszę. Czy Kaja Godek nie jest kobietą idealną? Urodą co prawda nie grzeszy, ale jednak czymś się wyróżnia od innych zmywar. Myślałem, że jest taka jak wszystkie, ale jednak nie. Byłem naprawdę miło zaskoczony, a to się zdarza prawie nigdy.
- No i widzisz jak się pięknie dogadujemy? - w końcu ją puściłem, a ona usiadła obok - Może być jeszcze piękniej, ale to zależy już od ciebie.
- Co masz na myśli? - wiedziałem, że ją zaciekawię.. po prostu wiedziałem.
- Moglibyśmy jarać zielsko..
- To robię sama. - przerwała mi, a ja spojrzałem na nią zdziwiony - Miałeś mnie za jakąś nudziarę? - spytała.
- Nie. Oczywiście, że nie! - zaprzeczyłem szybko.
Po prostu nie tego się spodziewałem. Nie wydawała się być taka, ale skoro już okazało się to co się okazało.. to nie narzekam. Kolejny kompan do ćpania? Brzmi nieźle.
- Więc co powiesz na jedną lotkę na lepsze myślenie? - zaproponowała.
Nad tym się nie było co zastanawiać dwa razy. Jak ktoś proponuje otwarcie bramy niebios i to jeszcze dama to nie można przecież odmówić.
- Jestem na tak. - zgodziłem się.
Oboje zeszliśmy na sam dół bloku do piwnic. Kaja wyjęła klucz zatrzymując się przy jednych z drewnianych drzwi i przekręciła go w kłódce. Na środku pomieszczenia stały dwa fotele, które były oddzielone od siebie małym, białym stolikiem. Było też dużo regałów z słoikami i innymi duperelami, jednak prawdziwe złoto kryło się w kartonowym pudle, które było przykryte jakimiś szmatami.
Godek wyjęła najzwyklejsze na świecie bongo. Nie miało namalowanych żadnych liści maryśki, czy tam pająków. Było po prostu przezroczyste. Na stolik położyła również zapalniczkę i złożoną białą kartkę, w której zapewne znajdował się towar.
- Częstuj się. - powiedziała.
- I co? Nie wyskoczysz z tym swoim feminizmem czy czymś w rodzaju: „Prawdziwy gentleman ustępuje kobiecie we wszystkim"? - zdziwiłem się.
- O tym porozmawiamy później.
- Już nie mogę się doczekać. - zaśmiałem się sięgając po zielsko, żeby po chwili je nabić.
*
Byliśmy totalnie zjarani, ale niekoniecznie nam to przeszkadzało. Było całkiem wesoło i nietypowo.. jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać równie godnego przeciwnika. Zazwyczaj moi ziomkowie po trzech kolejkach padali, ale Kaja? Chyba miała mocniejszą głowę ode mnie, bo wydawała się być zupełnie czysta.
Nie wiem jednak czy jej rodzice byliby zachwyceni, gdyby zobaczyli nas z przekrwionymi oczami. Chociaż, czy to było ważne? Ryszard zapewne zrobiłby mi aferę, że nie poczekaliśmy na niego, po czym spaliłby trzy lotki i mówił jak to bardzo mnie kocha. W sumie.. następnym razem możemy zapalić z Ryśkiem, będzie zabawnie.
- Czyli co? Przychodzisz tutaj całkiem sama, żeby się zjarać? - spytałem, a ona jedynie skinęła głową - Nie potrafię sobie tego wyobrazić.. - zaśmiałem się.
- Przecież nie musisz sobie tego wyobrażać. - odparła - To co? Chcesz jeszcze? - wzięła bongo uśmiechając się szeroko.
- Chyba podziękuję, ale ty nie krępuj się moja tania.
- Nie mówi się „moja tania", tylko „moja droga". - zmarszczyła brwi.
- Przecież nie lubisz romantycznych rzeczy. - zauważyłem, a ona nabiła sobie lotkę - Chyba, że jednak lubisz.. a nie mówisz, że lubisz..
- Stwierdziłam tylko fakt. - wzruszyła ramionami, a następnie sięgnęła po zapalniczkę, żeby podpalić susz.
Zaciągnęła się i niemal od razu przybliżyła swoją twarz do mojej. Złączyła nasze usta, dopiero wtedy wypuszczając dym, który po dłuższej chwili wypuściłem ja. Nie potrafiłem opisać tego uczucia, które mi przy tym towarzyszyło, ale musiałem przyznać, że było naprawdę przyjemne.
Spojrzałem nieco zaskoczony na Kaję, która jedynie przyglądała mi się z uśmiechem. Nigdy w życiu nie widziałem jej takiej, zazwyczaj miała nieprzyjemny wyraz twarzy - więc chyba musi częściej palić zioło.
- Chyba zmieniłam zdanie. - odezwała się siadając na mnie, a ja odruchowo objąłem ją w pasie.
- Ja chyba też. - przyznałem.
Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz się całowałem, ale wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu nasz pocałunek rządził się własnymi prawami. Oboje nie wiedzieliśmy, czego tak właściwie od siebie chcemy i czy w ogóle czegoś chcemy, ale to nie było wtedy ważne. Liczyło się tu i teraz.
Najlepsze było w tym wszystkim to, że piwnica Kai Godek zaczęła być moim ulubionym miejscem w mieście, a nawet na świecie. Możecie mówić sobie co chcecie, ale kiedy swój na swego trafi, to nawet wysypisko śmieci może stać się bramą do raju.
- Chcę mieć z tobą małe Korwiniątka. - powiedziałem, kiedy przestaliśmy się całować.
- A ja chcę o nie dbać. - dodała.
- Nie zostało mi nic innego jak powiedzieć, że będę dbał o moje wykształcenie. - mruknąłem i zacząłem składać jej na szyi mokre pocałunki.
Wszystko kierowało się do jednego, ale to nie był moment, w którym chciałem, żeby do tego doszło. Przecież piwnica i zjarane umysły to nie było najlepsze połączenie, ale trudno było wbić mi to sobie do głowy.
CZYTASZ
tęczowy chłopiec | bosak x biedroń
Fanfiction(Dawniej „Lustro") Robert Biedroń i Krzysztof Bosak nigdy nie zamienili z sobą słowa jednak, kiedy to się stanie - ich życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni.