Rozdział 14

1.2K 147 70
                                    

Krzysztof Bosak

Jak tylko wstałem, od razu przypomniałem sobie jaki mamy dzisiaj dzień. Co prawda wtorek jako dzień tygodnia nie brzmiał przekonywująco, ale dzisiaj miałem spotkać się z Robertem po lekcjach.. i to w jego domu. Byłem ciekaw czy poznam jego matkę. Chociaż miałem nadzieję, że jej nie spotkam - nie bardzo wiedziałbym jak się zachować.

Ledwo wysiadłem z samochodu, a już popsuł mi się humor. Nie przez to, że byłem pod szkołą, a przez to kto na mnie czekał. Jednak nie miałem zamiaru wchodzić z nim w długą dyskusję. Powiem to co mam do powiedzenia i tyle. Szkoda czasu na kogoś takiego jak Śmiszek.

- Chyba się nie zrozumieliśmy. - zaczął, a ja westchnąłem ciężko - Miałeś się trzymać od niego z daleka, a nie umawiać po lekcjach.

- A ja ci powiedziałem, że jestem panem własnego losu, więc chyba masz problemy ze słuchem. - przypomniałem - Poza tym, nie my się umówiliśmy, tylko Kruk nas umówił. - poprawiłem - Nie zawracaj mi gitary i zajmij się sobą.

- Nie pogrywaj ze mną Bosak. Oboje dobrze wiemy co ci chodzi po głowie.

Tak naprawdę to nie byłem w stanie tego stwierdzić. Dobrze wiedziałem, że jeśli podejmę jakiekolwiek działania w stronę Roberta to jednak trochę ryzykuję. Jakby nie patrząc dalej jest w związku, więc kocha swojego chłopaka i mógłbym postawić go w niezręcznej sytuacji. W końcu tęczowy chłopiec przejmował się wszystkim sprawami aż za bardzo - nie potrafił niczego zostawić obojętnie.

- W to wątpię, ale nie będę prostować twoich domysłów. Miło popatrzeć na twój niepokój. - nie mogłem się powstrzymać od wrednego uśmieszku.

Śmiszek ewidentnie się mnie obawiał. Nie wiedziałem nawet czy słusznie. W końcu nie było powiedziane, że mam u Biedronia jakiekolwiek szanse. O ile dobrze w ogóle czytam swoje emocje. Chyba dobrze byłoby zrobić jakiś psychotest, dopasowanie zodiaków lub imion. To było całkiem pomocne, ale nie postawiłbym tego na pierwszym miejscu.

- Mogę zadać ci pytanie? - zaczepił mnie Rafał od razu, kiedy wszedłem do budynku.

W sumie to dobrze się złożyło, bo będę mógł go zapytać o jedną rzecz. Chociaż nie wiem czy powinienem się nim sugerować. W końcu on i Duda byli trochę walnięci.

- Czy powinienem się cieszyć z tego, że ktoś napisał o mnie całkiem ładny wiersz? - spytał, a ja zmarszczyłem brwi - Co? Pytam serio.

Czyli tak teraz wyglądają najważniejsze problemy ludzkości? Ładne wiersze? W jakich czasach ja do cholery żyję?

- To miłe, więc chyba tak. - odpowiedziałem w końcu.

- Okej, a z tego, że ktoś obraził Dudę?

- Dlaczego mnie o to pytasz?

- On spytał o to mnie i mnie to nie cieszy, więc dlatego pytam ciebie, żeby zobaczyć czy jestem normalny czy nie. - wyjaśnił, ale mimo wszystko ledwo się połapałem - Dobra ja muszę lecieć, gdyby Andrzej pytał to mnie nie widziałeś. - dodał szybko i zaraz po tym odszedł zostawiając mnie samego.

Aha? To super, że w ogóle wiem o co chodzi.

- Co ci powiedział Raffaello? - spytał Duda, a ja już powoli przestałem ogarniać co się tak właściwie dzieje.

- Czego wy wszyscy ode mnie chcecie?! - wybuchłem - Tak to wyjebane w Bosaka, a dzisiaj Bosak to, Bosak tamto. Znajdźcie sobie inne zajęcie niż zawracanie mi dupy.

- Dobra, uspokój się. Po prostu powiedz czego się od niego dowiedziałeś.

- Że jakbyś pytał to go nie widziałem.

- Przecież z nim rozmawiałeś. - zdziwił się - Jak mogłeś go nie widzieć?

- Załatwiajcie to między sobą i mnie do tego nie mieszajcie. - postanowiłem i kiedy miałem odejść, podbiegł do nas Kaczor.

- Czy ty to widziałeś? Jak on w ogóle śmiał? - spytał go i pokazał mu coś w telefonie.

Zauważyłem, że większość też trzymała w ręce komórki, więc domyśliłem się, że chodzi o stronę. Sięgnąłem zatem po swoje urządzenie i myślałem, że uduszę się ze śmiechu czytając to co widzą moje oczy.

Twoje cudowne obrazy nadawałyby się do galerii sztuki, ale to ty bijesz na głowę te wszystkie światłodruki.

Tak mądre i piękne są twoje oczy, że moje serce i rozum między sobą wojnę toczy.

Jesteś jedyną dziewczyną z tego liceum, która ma w sobie wdzięk i urodę, dla ciebie mógłbym zapuścić brodę.

Dobrze wiesz kto jest autorem, mogę być twoim z wychowania do życia w rodzinie korepetytorem.

- Korwin. - mruknąłem pod nosem.

Zapewne tekst pisał mu Morawiecki, bo ten zawsze robił wszystko, żeby były rymy. Wiersz byłby nawet całkiem okej, ale końcówka go zepsuła.

- Ja go jeszcze ukamienuję! - zapowiedział Jarosław.

- Najpierw kup sobie coś na wzrost, a wtedy cokolwiek rób. - poleciłem, a on rzucił mi mordercze spojrzenie - Nie boję się ciebie karakanie.

- A powinieneś. - wycharczał Kaczyński, a ja jedynie wywróciłem oczami i odszedłem od nich.

Naprawdę ktokolwiek byłby w stanie się go wystraszyć? Bo jeśli tak, to chyba nie jest zdrowy na umyśle.

Kierując się do sali od niemieckiego, zauważyłem Roberta, który siedział pod klasą od matematyki. Lekko się uśmiechnąłem, co odwzajemnił. Nie zatrzymywałem się, bo zapewne zaraz wyskoczyłby Śmiszek z siekierą.

Pani Wiśniewska jak zwykle siedziała już w sali. Chyba nikt jej nie lubił, ale nie chodziło o to jakiego przedmiotu uczyła - po prostu była jaka była. Ostra i wiecznie ze wszystkiego niezadowolona.

- Guten Morgen! - powiedziała, kiedy wszyscy siedzieliśmy już na miejscu.

- Guten Morgen! - odpowiedzieliśmy jej chórem.

- Na ostatniej lekcji powtarzaliśmy wypowiedzi na temat siebie, ale też i naszego otoczenia.. jacyś tam znajomi, rodzina. Dlatego przećwiczycie to między sobą, a ja udam się do gabinetu pani dyrektor. Kiedy wrócę, przepytam was i postawię wam oceny za pracę na lekcji. - oznajmiła - Władysław, usiądź z Bronisławem. - zaczęła nas rozdzielać - Krzysiek pójdzie do Krzyśka, żeby było weselej.

No oczywiście, że będzie weselej - z nim nawet innej opcji nie przewidywałem.

W końcu każdy zajął wyznaczone przez Wiśniewską miejsce, a ta dopiero wtedy opuściła salę. Dłużej nie myśląc, otworzyłem w podręczniku stronę, która mogłaby mi pomóc i zacząłem czytać.

Kiedy prawie ogarnąłem temat, Śmiszek zabrał mi książkę i ją zamknął.

- Uczyłem się. Tobie radzę to samo. - chciałem sięgnąć po swoją własność, ale zrzucił ją na ziemię - Powiedziałem ci to co miałem do powiedzenia. Czego jeszcze chcesz?

- Dobrze wiesz czego.

- Świetnie, mogę już dostać swoją książkę z powrotem?

- Jasne. - uśmiechnął się wrednie, a po chwili dostałem nią prosto w twarz, a taka cienka to ona nie było.

Musiało do mnie dojść co się stało, zanim zareagowałem. Większość grupy przerwała to co robiła i teraz patrzyli w naszym kierunku. Oczywiście nie mogłem być gorszy, więc strzeliłem mu pięścią prosto w nos.

- Tak chcesz się bawić?! - spytał wściekły - Proszę bardzo! - zepchnął mnie z krzesła, a ja już wiedziałem, że tak łatwo mu nie odpuszczę.

tęczowy chłopiec | bosak x biedrońOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz