Rozdział 2.2

58 5 0
                                    

Robert Biedroń

Kiedy nareszcie wróciliśmy do domu, pierwsze co zrobiłem to wziąłem szybki prysznic i rozłożyłem się na kanapie, szukając jakiegoś ciekawego programu. Wrzuciłem na Polsat, gdzie leciał film z Bogusławem Lindą.

- To dobrze żeś tu przyszedł Ivanku. Pomodlimy się za nią oboje, a także.. za ciebie.

- Wypierdalaj, matko.

- To przesada, nie ma jeszcze dwudziestej drugiej. - skomentował Krzysiek dołączając do mnie z prażynkami.

Przez niego to ja chyba nigdy nie przestanę jeść po osiemnastej, a tak dobrze mi szło!

- Daj. - chciałem sięgnąć do opakowania, ale odsunął się ode mnie - Nie bądź cham, daj prażynka.

Mój chłopak wypchał sobie nimi policzki niczym chomik, po czym odpowiedział mi z pełnymi ustami:

- Nie.

- Krzysieek.. no proszę cię..

Zrobiłem maślane oczy tak jak robił to kot ze Shreka, ale nawet to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, więc chciałem mu wyrwać paczkę, ale wyszło tak, że ją rozerwałem.

Nie zrobiłem tego celowo. Przecież to nie moja wina, że opakowanie było takie delikatne - to wszystko wina producenta.

- Cholera jasna! - wkurzył się, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu - No i widzisz co zrobiłeś?!

- Wysypałem twoje prażynki. - powiedziałem powoli się uspokajając.

Wziąłem jednego z kilku wysypanych na jego bluzce. Chciałem jednego prażynka i dostałem jednego prażynka.

- Walenty. - mój chłopak spiorunował go wzrokiem - Kocham cię, ale spieprzaj od nieswojego jedzenia!

Krzysiek rzucił poduszką, która wylądowała obok zwierzaka, ale kitek i tak się przestraszył i uciekł na drapak. Karma dla kota była aż tak niedobra, że wolał zjeść coś innego?

- A mi to już nie mówisz, że mnie kochasz. - zauważyłem.

- Jakby coś się zmieniło, powiedziałbym ci o tym. - wzruszył ramionami.

Mój chłopak podniósł się z kanapy i skierował w stronę kuchni. Po chwili wrócił z miską i zaczął zbierać do niej prażynki.

Czy to jest ten moment w którym powinienem strzelić na niego focha forever? Jak on w ogóle mógł mi powiedzieć coś takiego? Jeszcze jeden taki tekst to wyrzucę go na kanapę. Co prawda była całkiem wygodna, ale łóżko było lepsze (bo ja tam spałem, heloł?) - więc spanie na kanapie powinno przemówić mu do rozsądku. Zdecydowanie.

- Nie rób takiej miny. - westchnął ciężko gładząc mnie po policzku - Dobrze wiesz, że cię kocham. - pochylił się i cmoknął mnie krótko w usta.

- Ja ciebie też. - uśmiechnąłem się szeroko.

Zazdrościłem Rafałowi, że on doczekał się swojego ślubu. Najchętniej oświadczyłbym się Krzyśkowi, ale nie wiedziałem, czy on też chciałby tego samego co ja.

Byliśmy z sobą dziesięć lat, więc całkiem sporo, ale czy, aby na pewno jest nam dane się z sobą zestarzeć? W końcu w życiu nigdy nic niewiadomo. Też kiedyś planowałem razem ze Śmiszkiem przyszłość i wyszło, to co wyszło.

Próbowałem zrozumieć jedno: po co on tak właściwie przyszedł pod galerię? Bo ani nic szczególnego mi nie powiedział, ani nie zrobił. Jedynie wkurzył Andrzeja, ale do rękoczynów na szczęście nie doszło.

W końcu Krzysiek pozbierał prażynki i tym razem miskę dał na środek, żeby nic się im nie stało. Ja to jednak potrafię się ustawić..

- Zobaczymy jak ty następnym razem kupisz sobie coś do chrupania. - burknął udając obrażonego, kiedy wziąłem sobie garść.

- Ale ja zazwyczaj kupuję słodkie rzeczy. - skomentowałem.

Naprawdę tak było. To on brał jakieś chrupki i inne takie rzeczy. Ja z kolei kupowałem cukierki, batoniki czy coś jeszcze innego. Moja mama powiedziała, że dziwi się jakim cudem nie nabawiłem się jeszcze cukrzycy.

- Dobrze wiesz o co mi chodziło panie mądralo. - spojrzał na mnie z udawaną powagą, ale zaraz i tak się uśmiechnął.

I jak ja niby mam brać niektóre rzeczy na poważnie, skoro on przez chwilę nie potrafi zachować kamiennej twarzy?

- Ja się z tobą zawsze dzielę jak coś kupuję. - wytknąłem mu - A ty żydzisz mi jednego prażynka.

- Przecież sam mi dajesz, ja ci nie każę.

Zdecydowanie mam zbyt dobre serce. Chyba nadeszła pora, żeby to zmienić. Może wtedy Krzysiek doceni moją dobroć?

- Okej, skoro taki jesteś.. to już więcej ci niczego nie dam. - postanowiłem.

Odwróciłem się do niego plecami, a po chwili Walenty wygodnie się na mnie ułożył. Ma całą kanapę, ale co tam. Przecież wygodniej leży się na kimś, niż obok kogoś.

Poczułem jak ciężar kota znika, ale z kolei przybył jeszcze inny, a mianowicie ramię obejmujące mnie w talii.

- Dzięki. - mruknął - Teraz będzie łatwiej mi cię zjeść.

Przejechał nosem po mojej szyi, a po chwili zaczął składać mi tam pocałunki.

- Wcale nie jestem taki dobry. - zaśmiałem się cicho.

- Jak to nie? Musisz mieć w sobie dużo cukru.

- Widzisz? Nie jestem taki dobry, bo od cukru się tyje. - wywnioskowałem.

- Chyba, że znasz umiar.

- Ty i umiar? Przecież to w ogóle początku nie ma.

- Zaraz się pogniewamy. - uszczypnął mnie w bok, przez co skuliłem się lekko.

Złapałem go za nadgarstek, żebym w razie wypadku mógł odsunąć jego rękę, aby nie zrobił ponownie tego samego.

Nie lubiłem być szczypany, w sumie, kto lubił być szczypany? Przecież to nieprzyjemne uczucie, ale Krzysiek zdecydowanie uwielbiał mnie krzywdzić w taki, a nie inny sposób.

Kiedy ja mu tak robiłem - nic się nie działo. Nie potrafiłem zrozumieć jakim cudem, ani trochę się nie krzywił, a przecież każdy tak reagował.

- I co? Będziesz mnie tak cały czas trzymał?

- A żebyś wiedział. - odpowiedziałem.

- Nawet jak zaśniesz? - zaśmiał się.

- Postaram się.

Obróciłem głowę w bok, tak aby na niego spojrzeć. Patrzyliśmy na siebie, aż w końcu Krzysiek przerwał tą chwilę delikatnie muskając moje usta.

tęczowy chłopiec | bosak x biedrońOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz