IX

859 76 45
                                    


Po pośpiesznie zjedzonym śniadaniu, wrócił do pokoju pakować się na zajęcia. Jego myśli i wzrok wciąż wędrowały w stronę materaca, a ciekawość sięgała zenitu. Jednak jeżeli teraz by zaczął czytać to wszystko by się wydało, bo Sebastian uwielbiał wpadać po śniadaniu do sypialni chłopaka milion razy, aby mu przypominać, że zaraz się spóźni na uczelnię. Tak, jakby kiedykolwiek do tego doszło.

Złapał telefon z biurka, przypominając sobie, że przez posiłkiem słyszał słabe piknięcie nadchodzącego smsa. Zatrzymał się w pół kroku patrząc na ekran.

Jean.

Tego się nie spodziewał. Wymienili się wtedy telefonami, ale jak w ciągu kilku dni tancerz nie dał znaku życia, to Leo stwierdził, że pewnie była to z jego strony tylko kurtuazja. On, z reguły, nie chciał się narzucać i również milczał. Dlatego sms po tygodniu od spotkania zaskoczył go prawie tak bardzo, że na moment zapomniał o teczce ochroniarza.

"Cześć, przepraszam że nie pisałem, ale mieliśmy urwanie głowy. Dopiero dzisiaj pierwszy dzień, w którym mogę się wyspać i wypocząć. Chciałbyś się spotkać dzisiaj po południu? Kawa? Herbata?"

Zagryzł wargi, zarzucając na ramię torbę. Spotkanie się z Jean'em było jak igranie z ogniem. W każdej chwili jego ojciec mógł się o tym dowiedzieć, ale mimo to chciał się z nim zobaczyć. Czuł, że mogą odbudować przyjaźń, jaka między nimi powoli rozkwitała parę lat temu.

Wychodząc z pokoju, wciąż zamyślony, zignorował Johnatan'a, a ten ruszył za nim bez słowa.

Nastolatek wydawał się być nieobecny do połowy pierwszych zajęć, z historii prawa starożytnego. Siedzący ławkę za nim Johnatan, jak co dzień skanował tłum, szukając potencjalnych niebezpieczeństw, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Pojawiły się nowe twarze studentów, równie młode co Leo i równie wystraszone, ale jeśli wierzyć profesorom, zostali przeniesieni z innej uczelni. Firma ochroniarska i tak sprawdzi ich dokumenty, tak jak każdego obecnego na sali ucznia i wykładowcy, ale póki co pozostawali dla niego równie nieszkodliwi co reszta.

Ogólnie poza typem w klubie nikt nie stanowił dla Leo zagrożenia. Trzymanie nad chłopakiem ciągłej gardy było, według Johnatan'a, niepotrzebne. Dzieciaki mniej znanych osób były częściej atakowane niż on, tak jakby świat miał głęboko w nosie kogoś takiego jak Leonardo Greenwood.

A przecież tak wiele mogło w nim zachęcać do porwania czy pobicia. Jego ojciec był senatorem, a teraz kandydował na senatora generalnego. Spał na pieniądzach, poza tym podpisywał się pod ustawami, które większości osób nie przypadały do gustu. Chiara nie była lepsza. Światowej sławy producentka kosmetyków, kobieta uznana za ikonę mody roku dwa tysiące osiemnastego. Perfekcyjna w każdym calu i równie bogata. Dzieci były porywane za mniejsze fortuny. A mimo to, nikt obecnie temu dzieciakowi nie zagrażał. Z drugiej strony to dobrze, bo nie musi żyć w stresie, a funkcjonuje prawie jak normalny nastolatek.

Zawiesił wzrok na Leo, a chłopak w tym samym momencie wyjął telefon, tak aby profesor nie zauważył. Otworzył okno z sms'em i napisał coś pośpiesznie, po czym zablokował wiadomość. Ciekawe do kogo pisze? Zapytał sam siebie, ale w tej samej sekundzie poczuł wibrowanie na udzie. Ze zmarszczonymi brwiami wyjął prywatną komórkę i zauważył wiadomość od nastolatka.
"Jean do mnie napisał. Chce się dzisiaj spotkać. Mogę?"

Zacisnął zęby. Pieprzony Jean. A wszystko już miało być dobrze i pięknie Już się cieszył, że ten wyciągnięty jak tyczka tancerz się nie odezwał i nie zawraca im dupy, ale nie, musiał się pojawić. Przecież gdyby nic się nie wydarzyło w ciągu jednego cholernego tygodnia, to by umarli z nudów.

Fatiscit murosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz