Przez moment oddycha spokojnie, a klamka robi się w jego głowie coraz większa i większa, za każdym razem jak wątpliwości czy wyjść na korytarz się potęgują. Cały jego wewnętrzny spokój jest zakłócony, a tchórz (prawdopodobnie odziedziczony w genach po Greenwoodach, bo Włosi nie są tchórzami) mówi mu trzęsącym się głosem, że powinien się nie wychylać i już na zawsze zostać w czterech ścianach swojej sypialni. Albo chociaż do końca okresu, w którym jest pod opieką Johantana.
Zagryzł wargi, mówiąc sobie, że przecież nic takiego się nie stało. Pocałował go i zwymiotował na niego. Reszta była rozmazaną plątaniną barw i kolorów, ale skoro obudził się w pościeli pachnącej kwiatami, a nie pawiem, to podejrzewał, że Johantan zachował się jak zawsze i zatroszczył się o niego. Pewnie poprosił o pomoc Sebastiana... i może Anę... i Marię... pewnie cały dom się zbiegł, aby go ogarniać. O Chryste!
Ale wróćmy do pocałunku. Przecież to nic takiego, prawda? Prędzej czy później musiało do tego dojść... powie Johantan'owi, że to nic nie znaczyło a może znajdzie w sobie odwagę i powie mu co do niego czuje, skoro tak sobie obiecał? A może zostanie w pokoju i już zawsze będzie dobrze, bo nikt nie będzie niczego analizował i nigdy nie będzie musiał się martwić o to, że ktoś go albo on kogoś skrzywdzi? Tak... zostanie w sypialni nie jest złą opcją. Ma tu toaletę, Sebastian może mu podawać jedzenie przez balkon, a na wykłady będzie chodził w trybie online. Wszystko jest do załatwienia. Rach-ciach i nie będzie musiał widzieć ochroniarza. I będzie spokój. Jego serce będzie bezpieczne, nikt go nie odepchnie, nikt go nie zrani, ogólnie cudowne życie... Tak! Plan idealny!
Jednak uczucie głodu jest zbyt silne, aby dłużej je ignorować, a że potrzeby fizjologiczne znajdują się u podstawy piramidy Maslowa, potrzeba bezpieczeństwa z nimi przegrała. Z niechęcią zerkając w stronę balkonu, rozważał opcję darcia się na pół posesji do Sebastiana, ale w końcu wziął głęboki wdech, otworzył drzwi i zamarł.
Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy ktoś mu w nocy wybudował czarną ścianę, ale gdy wyciągnął dłoń, ściana obróciła się i zobaczył wielkiego mężczyznę rozmiarów szafy dwudrzwiowej. Potężne cielsko blokowało całe przejście, a niebieskie oczy świdrowały go bez słowa.
- Eee... kim jesteś? - zapytał po dobrej minucie milczenia i patrzenia się na siebie.
- Twoim ochroniarzem. - głos mężczyzny był niski i zachrypnięty, ale nie seksownie muśnięty chrypką, a tak jakby ktoś mu poharatał struny głosowe.
- Ja już mam ochroniarza. Johantan jest moim ochroniarzem! - powiedział, czując że w jego głosie pobrzmiewa lekka panika.
- Johantan już tu nie pracuje.
Johantan'a nie ma?
Odszedł z pracy?
Przez wczorajszy pocałunek? Co się dzieje?!
Z trudem wyminął mężczyznę i pół idąc pół biegnąc ruszył w głąb domu. Zwalista szafa podążała za nim jak cień.
Zanim pokonał dwie kondygnacje schodów i trzy długie korytarze, panika zamieniła się w złość. Johantan nie odszedłby bez pożegnania. Nawet jeśli uważał, że pocałunek był złamaniem zasad, to powiedziałby coś, że nie może już dłużej z Leo pracować. Nie zostawiłby go od tak! Jedyną osobą, mogącą go do tego zmusić, był...
- Gdzie jest Johantan?! - wrzasnął, wbiegając do gabinetu ojca i zatrzaskując drzwi, tak głośno, że stojący przy panu domu Sebastian, wzdrygnął się lekko. Szafa weszła za nim, wślizgując się w niewielką szczelinkę, zanim huk uderzanych desek o futrynę rozniósł się po posiadłości. - GDZIE ON JEST!
![](https://img.wattpad.com/cover/231349451-288-k526317.jpg)
CZYTASZ
Fatiscit muros
RomanceLeonardo Greenwood, ma 18 lat i dwa cele w życiu: dobrze się bawić i nie martwić się niczym. (A przynajmniej tak się wydaje jego rodzicom). Jednak nie może być w pełni zrelaksowanym nastolatkiem, ponieważ jako syn polityka i właścicielki największej...