X

621 69 14
                                    


Zajęcia, kawa z Jean'em, powrót do domu, nauka, obiad, spacer, kolacja, kąpiel, wszystko to ciągnęło mu się jak flaki z olejem. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie powie wszystkim dobranoc i będzie mógł w spokoju zajrzeć do schowanych pod materacem światków papieru. Cały dzień nie mógł się skupić na niczym innym. Nawet jak pochłonęły go wywody tancerza na temat życia w teatrze, to i tak w głębi duszy myślał tylko o tych dokumentach.

Dlatego, gdy wreszcie umościł się w miękkiej pościeli, z kubkiem ciepłej herbaty, z teczką Johnatan'a na kolanach, poczuł niepokój.

A co jeśli się okaże, że przez cały dzień wyczekiwania na to, co znajdzie w środku się zawiedzie? Albo okaże się, że tak naprawdę nie ma w ochroniarzu nic ciekawego? Z drugiej strony może naprawdę nie powinien naruszać jego prywatności, tak bardzo chronionej w internecie? Czy Sebastian ma rację?

Zagryzł wargi, wziął głęboki wdech i już miał odłożyć dokumenty do szuflady, zapominając o całej sprawie, gdy ze sterty wysunęła się mniejsza od innych karteczka i upadła mu na kolana tekstem do góry. Był to wycinek z gazety, na którym była twarz młodego chłopaka.

Złapał wycinek i spojrzał jeszcze raz na zdjęcie. Było to ogłoszenie policji o zaginięciu. Czemu to jest w dokumentach Johnatan'a?

"Poszukiwany: osiemnastoletni Johnatan McGloves."

Przeniósł wzrok z powrotem na zdjęcie. To jest młody Johnatan? Gładkie policzki, bez blizn, uśmiech szczery jak u małego dziecka. Fotografia była czarno-biała, ale widać było na niej moc ciemnych oczu, tym razem wesołych. Włosy nie były ścięte na zapałkę, jak teraz, a sięgały do ramion zawiązane w pokracznego kucyka, który dodawał mu uroku i nutki zadziorności.

Ominął opis zewnętrzny chłopaka i doszedł do notatki mówiącej o zaginięciu:

"Rodzice i policja proszą o pomoc w znalezieniu ich syna. Johnatan wyszedł z domu, wieczorem dwunastego lipca dwa tysiące czwartego roku (12.07.2004) o godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści. Nie wrócił po dwudziestu czterech godzinach. Policja prosi o pomoc w sprawie zaginięcia chłopaka."

Czy był porwany? Czy dlatego Seb nie chciał, żebym się dowiedział? Albo pobity? Może nie wszystkie blizny są z wojny...pomyślał Leo, zagryzając wargi.

Ciekawość wzięła górę. Odrzucił wycinek na łóżko i prawie rozlewając herbatę, zgarnął inne dokumenty z szafki nocnej. Były tam kopie aktu urodzenia, imiona rodziców, miejsce ich zamieszkania, ale nad tym się nie pochylał. Interesowała go karta informacji osobowych samego ochroniarza, ale po szybkim przebiegnięciu wzrokiem, jedyne co go zaskoczyło, to fakt, że nie miał wypisanej rubryczki "związki" i "orientacja". Sebastian zawsze pytał o takie rzeczy, żeby móc później plotkować o pracownikach, ale może tu nie było o czym plotkować.

Inne kartki zawierały kopie świadectw, kończących się na liceum. Potem było potwierdzenie przynależenia do wojska, do którego się zaciągnął jak miał dwadzieścia lat. Jednak pośród wszystkich tych dokumentów nie było informacji o tym co się działo z Johnatan'em przez dwa lata od momentu jak zaginął. Żadnych informacji, czy się odnalazł. Żadnej policyjnej notatki.

Odblokował telefon tchnięty nagłą ideą i wpisał w wyszukiwarkę "Johnatan McGloves zaginięcie 2004". Zasypała go setka wyników. Archiwalne fragmenty gazet, wypowiedzi sąsiadów. Wchodził po kolei w każdy artykuł i czytał go z zapartym tchem, mając nadzieję, że coś jeszcze z tego wyciągnie, ale kolejne strony tylko powielały wycinek z gazety.

Aż w końcu trafił na stronę lokalnej gazety z Mashville. Zerknął na adres zamieszkania rodziców. To było ich miasteczko. Niewielkie położone w Północnej Karolinie miasto, liczące zaledwie dwa tysiące mieszkańców.

Fatiscit murosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz