Jeszcze dobrze nie wyjechali, a on już chciał wracać.
Czy to nie dziwne, że jednych dziadków kocha się ponad życie, a z drugimi nie można wytrzymać nawet ułamka sekundy? Czy może tylko on jest jakimś zwyrolem i nie kocha wszystkich tak samo, a reszta świata jest normalna i powinno się go zamknąć na oddziale intensywnej terapii zakładu psychiatrycznego?
Jednak taki już był. Nonna i nonno byli dla niego jak przyjaciele, zawsze się rozumieli nieważne czy było to jak był mały i ledwo mówił po włosku, czy gdy był podlotkiem i żalił im się jaki świat jest niesprawiedliwy. Ale oni mieszkali daleko, w pięknym Molise i jedyne co mu pozostało to telefony i internet, a także miesiąc wakacji. Tu, miał chłodnych Amerykanów, uważających się za lepszych od innych chociaż wcale lepszymi nie byli.
Nie potrafił powiedzieć kto jest gorszy, czy babcia, każąca mówić do siebie po imieniu, ponieważ myśl, że jest babcią osiemnastoletniego chłopca nie potrafiła jej przejść przez gardło, czy może dziadek tak chwalący się swoim bogactwem, że robiło mu się niedobrze. Każde z nich na swój sposób psuło mu humor i kiedy w piątkowy wieczór pakował się na weekend do nich, marzył, aby rodzicom coś wypadło i musieli wszystko odwołać.
Może był bezczelny, bo dziadkowie byli bardzo mili i nigdy nie narzucali się mu swoim zdaniem, ale przez te dwie wady, nie potrafił z nimi wytrzymać dłużej niż dwie godziny. A tu... ma być prawie dwa dni.
Nieco ponad dwadzieścia cztery godziny, w trakcie których Johnatan ma wolne i spotka się z tym swoim wypłoszem, księgarzem, którego imienia nie pamiętał, ale na pewno było zjebane... jak Simon czy coś...
I nie, wcale go nie obchodzi to, że się umówili. Ani to, że Johnatan wydawał się być przez od środy weselszy. I oczywiście, że go to nie interesuje, bo dlaczego miałoby go interesować życie prywatne ochroniarza, ale myśl o ich randce powodowała, że robiło mu się gorąco w okolicy woreczka żółciowego.
I wcale nie chodziło o to, że między nim, a Johnatan'em zaczęła się jakaś dziwna atmosfera, która z każdą minutą narastała, stając się coraz bardziej nie do wytrzymania. Od środy, gdy w bibliotece wymienili kilka słów, prawie ze sobą nie rozmawiali. I on nie wiedział dlaczego. Przecież w środę powiedział wyraźnie, że to wszystko przez to, że Johnatan go dotknął, ale mężczyzna się do tej wypowiedzi nie ustosunkował. Dlaczego więc on pierwszy miałby się odzywać?
Tylko, że gdy wieczorem leżał w swoim pokoju i zza cienkich drzwi oddzielających ich sypialnie dolatywało go pikanie sms'ów przychodzących do mężczyzny, krew go zalewała. Wiedział, że tylko ten zjebany księgarz mógł pisać. Nikt inny. Skoro nie słyszał telefonu przez tyle tygodni i teraz nagle nie przestawał się odzywać, jak tylko mężczyzna schował się w swojej norze, to wniosek był prosty.
A jego chuj strzelał i nie wiedział dlaczego.
Zagryzł zęby, gdy dobiegło go stuknięcie drzwi od niewielkiego pokoju, a potem ciężkie kroki rozległy się na korytarzu. Świadomość, że dzieli ich tak niewielki dystans wcale nie poprawiała mu nastroju. Przeciwnie. Ciągle przebywali razem, a nic się nie działo. Tak jakby wszystko było tylko snem. W jego głowie wciąż pojawiały się nowe pytania i wątpliwości.
Czy ochroniarz zrobił to celowo?
Czy miał coś wtedy na twarzy?
Czy naprawdę ten dotyk nie był tylko przewidzeniem?
A jeśli nie był to, co oznaczał|?
I dlaczego Johantan nie podejmował w jego stronę żadnego kroku?
![](https://img.wattpad.com/cover/231349451-288-k526317.jpg)
CZYTASZ
Fatiscit muros
RomanceLeonardo Greenwood, ma 18 lat i dwa cele w życiu: dobrze się bawić i nie martwić się niczym. (A przynajmniej tak się wydaje jego rodzicom). Jednak nie może być w pełni zrelaksowanym nastolatkiem, ponieważ jako syn polityka i właścicielki największej...