Pierwsze promienie słoneczne wpadły do pokoju oświetlając rozkopaną pościel na łóżku oraz oddychające głęboko zwłoki młodego chłopaka, który miał przed sobą jeszcze tylko minutę spokojnego snu, nieznośnie zbliżającą się do końca z każdym przesunięciem się sekundnika.
Budzik rozdzwonił się wyrywając go swoim przeraźliwym dźwiękiem z błogiej nieświadomości. Z bólem głowy, gardła i całej duszy podniósł się z puchowych poduszek, dłonią na ślepo szukając tego pieprzonego telefonu, wyjącego upiornie, jakby pożerały go duchy piekieł. Ręka poznaczona dziesiątkami klubowych pieczątek natrafiła w końcu na niewielkie urządzenie i wrzaski demonów ucichły, a sypialnia na powrót stała się oazą spokoju dla jego skacowanej osoby.
Z jękiem obrócił się na plecy, zakrywając dłonie przed światłem. Gardło było wysuszone jak pustynia, język ścierpł mu nieprzyjemnie, a gdy z trudem przełkną ślinę poczuł obrzydliwą mieszankę smaków alkoholu, papierosów, wymiocin i spermy. Tego ostatniego nie pamiętał, ale w sumie to nie wiele pamiętał z wczorajszej nocy. A może z dzisiejszej?
Mięśnie bolały go niemiłosiernie, gdy powoli, wciąż z zamkniętymi oczami podnosił się z pościeli. Zatoczył się niebezpiecznie, ale na szczęście złapał równowagę, zanim wylądował z powrotem w łóżku, bo wtedy już by z niego nie wyszedł.
Znając rozkład swojego pokoju lepiej niż własne plany na przyszłość, ruszył w ciemności w stronę niewielkiej łazienki, bojąc się, że jak otworzy oczy, to promienie słoneczne wypalą mu tęczówki. A kogo wtedy będzie czarował swoimi uroczymi, błękitnymi oczkami?
Woda pod prysznicem była cudownie chłodna, oczyszczała jego zmasakrowane ciało z brudu, potu i koszmaru imprez. Tusz z pieczątek spływał z chudych przedramion ciemnym strumieniem, z brązowej aureoli włosów wylatywały różnokolorowe konfetti, a wokół jego stóp utworzyła się kałuża brudnej wody, od ilości ziemi jaka się na nim znajdowała. Patrząc na nią, cieszył się, że nie pamięta drogi do domu. Ile razy mógł zaliczyć podłoże, skoro tak bardzo się wybrudził? I w jakim stanie muszą wyglądać jego białe ubrania w jakich wczoraj wyszedł? Kurwa, a dopiero co je kupił.
Dramat.
Chwycił biały ręcznik i wytarł się dokładnie i dopiero wtedy odważył się spojrzeć w lustro przy umywalce zawalonej kosmetykami do pielęgnacji każdego fragmentu ciała. Ugh! Stęknął na widok krwistoczerwonej malinki na szyi, ale na szczęście poza tym nic nie było. To dobrze, przynajmniej nikt go nie pobił. Miła odmiana.
- Już więcej nie piję. - powiedział do swojego odbicia, ale ono tylko wpatrywało się w niego zmęczone i zdecydowanie zbyt przepite. Duże niebieskie oczy już nie były takie uroczo niewinne, z milionem pękniętych naczynek, a twarz domagała się golenia i kremu nawilżającego. Z westchnięciem wziął się do pracy i już dwadzieścia minut później wyszedł z łazienki w o wiele lepszym stanie fizycznym, czego nadal nie można było powiedzieć o jego duszy.
Ubrał się w cokolwiek, odwracając wzrok od ciemnoszarych szmat jakie zostawił na podłodze, w duchu czcząc je minutą ciszy i wyszedł z sypialni powolnym krokiem ruszając w stronę kuchni, marząc tylko i wyłącznie o kawie. Skinął głową nowej pokojówce, a ta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Jednak minął ją pośpiesznie, gdy przystanęła. Nie miał dzisiaj siły na pogawędki z pracownikami.
W jadalni zastał ojca i matkę, co było dość niezwykłym zjawiskiem. Najczęściej jadał śniadania sam, wpatrując się w kolejne filmiki na YouTube. Nie rozmawiali ze sobą, każde zajęte własną osobą, ale gdy wszedł podnieśli wzrok znad telefonów i oboje skrzywili się tak samo na jego widok. A więc jest aż tak źle?
CZYTASZ
Fatiscit muros
RomanceLeonardo Greenwood, ma 18 lat i dwa cele w życiu: dobrze się bawić i nie martwić się niczym. (A przynajmniej tak się wydaje jego rodzicom). Jednak nie może być w pełni zrelaksowanym nastolatkiem, ponieważ jako syn polityka i właścicielki największej...