XV

608 62 37
                                    


Johnatan przetarł czoło dłonią, wychodząc cicho z niewielkiego mieszkania i bezszelestnie zamykając za sobą drzwi, chociaż śpiącego w rozkopanym łóżku Simon prawdopodobnie nie obudziłoby nawet trzęsienie ziemi. Zjechał windą, czując jak roznosi go energia. Zawsze tak było, gdy nie mógł jej rano spożytkować na biegach lub siłowni. Postanowił zrobić sobie porządny trening jeszcze przed powrotem Leo.

Leo.

Wyrzuty sumienia ścisnęły go za serce, chociaż przecież nie miał czego sobie wyrzucać. Nigdy nie byli razem i nie będą. Ta miłość nie miała prawa bytu, a więc plucie sobie w brodę było bezpodstawne i głupie. Nie zdradził też Simona, bo już przed pierwszym pocałunkiem, wciąż przy stoliku w restauracji powiedział księgarzowi, że nie ma na co liczyć, bo jego myśli są skupione na kimś innym. O dziwo, mężczyźnie to nie przeszkadzało, przeciwnie, stwierdził, że przyjaciele z bonusem, to w chwili obecnej najlepsze wyjście.

To dlaczego czuł się jak kawał drania? Wracał samochodem, opustoszałymi niedzielnego poranka ulicami do rezydencji Greenwood'ów z opuszczoną głową, jak mąż powracający od kochanki, do wiernej i ufnej żony.

Dramaturgia ci się włączyła, powiedział do siebie w myślach i uśmiechnął się krzywo. Ile by dał, aby Leo był jego wierną i ufną żoną. Wtedy nigdy nie dopuściłby się do zdrady, a nawet do myśli o niej. Jeżeli podczas seksu z Simonem pracowała w jego umyśle chociaż jedna komórka nerwowa, to myślała tylko i wyłącznie o osiemnastolatku.

Osiemnaście lat.

W tym wieku ma się plany, marzenia, studia i świetlaną przyszłość w głowie. Nie myśli się o tym, czy czternaście lat starszy mężczyzna jest potencjalną partią, nawet jak są tej samej orientacji. Chociaż w wieku lat osiemnastu, trzydziestodwulatek to prawie dinozaur.

Zajechał na podjazd pięknej willi i z ulgą zauważył leniwie chodzącego po ogrodzie Sebastiana. Jego powolne kroki i zamyślony wzrok, dały Johantan'owi jasno do zrozumienia, że państwo nie wrócili z wizyty u dziadków. Nie wiedział kiedy się ich spodziewać, ale pierwszy raz od momentu jak przyznał się sam przed sobą do swoich uczuć miał nadzieję, że spotka się z Leo jak najpóźniej. Najlepiej jutro rano, jak dzięki kąpieli zniknie z niego zapach Simona, seksu i wyrzutów sumienia, a dzisiaj stanie się historią.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Słońce już dawno było schowane za horyzontem i wszyscy mieszkańcy, poza Sebastianem, pogrążyli się w śnie, kiedy na podjazd przed domem zajechał smukły samochód. Majordomus otworzył drzwi przed zmęczoną podróżą rodziną i przywitał się z każdym z nich, zaczynając od pani domu. Gramolący się na samym końcu Leo, uśmiechnął się przyjacielsko do Sebastiana, a starszy mężczyzna zmierzwił mu zmasakrowane lotem włosy.

- Marzę tylko o łóżku. - mruknęła Chiara, przeciągając się.

- To się da zrobić, ale ja chcę w nim być... razem z tobą. - odpowiedział jej mąż, a Leo przewrócił oczami.

- Czy możecie nie flirtować przy mnie.

Przytulający się rodzice spojrzeli na syna z uśmiechem.

- Jeśli sądzisz, że twoi staruszkowie nie up...

- NIE! - nastolatek zatkał sobie uszy, wygłuszając ich śmiechy. - Nie chcę o tym słyszeć. Idźcie, róbcie sobie co tam chcecie, ale nie chcę o tym słyszeć. Idę spać. Z słuchawkami na uszach.

- To dobrze, bo dzisiaj w nocy mamy zamiar...

Leo nie usłyszał co jego matka ma zamiar wyprawiać z ojcem, ponieważ ponownie zasłonił sobie uszy i czym prędzej pobiegł do domu. Przeskakiwał co drugi stopień nie mogąc się doczekać, aż znajdzie się na korytarzu prowadzącym do jego pokoju i go zobaczy. Dlatego, gdy od sypialni dzieliło go kilka metrów, stanął z konsternacją, rozglądając się w popłochu za Johnatan'em. Jego posterunek był pusty.

Fatiscit murosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz