Nie mógł spać z podniecenia. Z uśmiechem na ustach kręcił się w miękkiej pościeli nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji do snu. Zegarek na szafce nocnej wskazał za dwadzieścia trzecia, jeżeli szybko nie uśnie, będzie jak zombie na zajęciach, a co gorsza na przedstawieniu baletowym!
Okay, Leo, wycisz umysł. Nie myśl o tańcu, o muzyce, po prostu nie myśl o niczym.Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. To nie było jego pierwsze wyjście na balet, ba! Już kilka razy widział samego „Dziadka do orzechów" i za każdym razem nie mógł się doczekać. Teraz dodatkowo motywowało go to, że będzie mógł wejść za kulisy. Zobaczyć to wszystko od wewnątrz. Musi tylko odpowiednio wcześniej znaleźć Jean'a i go poprosić, o to, aby go tam wpuścił.
Ciekawe czy bardzo się zmienił przez te osiem lat?
Leo pamiętał, że nauczyciel był świetnym tancerzem, mimo że miał dopiero szesnaście lat i dla dorosłych był dzieciakiem, prawie na równi z dziesięcioletnim Leonardo. Wysłali "francuskiego chłopca" do nauki początkujących za karę, ale i tak świetnie mu to wychodziło.Od momentu jak go zobaczył marzył, aby być taki jak on. Te wszystkie figury, obroty Nawet jak miał stopy w piątej pozycji to wyglądał dobrze. A co dopiero wtedy, gdy chwalił się przed nimi, wystraszonymi dzieciakami z bogatych rodzin, że potrafi zrobić pas de poisson.
Chciałby chociaż w połowie mieć taki talent jak Jean. Co on gada, chciałby po prostu móc tańczyć w balecie, nawet jakby nigdy nie było mu dane wyjść na prawdziwą scenę, bo byłby totalną pokraką to i tak chciał. Ale jego ojciec musiał wszystko zjebać, bo przecież lepiej wie co jest dobre dla jego syna.
Złość na myśl o rodzicu, który pozbawił go marzeń, zabulgotała w żyłach i już wiedział, że nie ma szans na to, aby usnął. W bokserkach i rozciągniętej koszulce wypełzł z łóżka, a burza brązowych loków rozsypała się wokół jego głowy jak ptasie gniazdo. Mijając lustro spojrzał na swoje odbicie w ciemności.
To ciało już nie jest baletnicą, mio caro amico, pomyślał jak najciszej wychodząc z pokoju (mój drogi kolego). Obok sypialni Johnatana przemknął na paluszkach, bo ochroniarz spał jak pies. Jeden szmer wystarczył, aby był na nogach, gotów zaatakować każdego kto mu zagraża nawet jak się okazało, że to tylko wiatr.
Dopiero jak był na schodach odetchnął. Chciał pobyć sam, a wizja łażącego za nim po nocy karka, nie była zbyt miła. To nie tak, że nienawidził Johnatana. Byli ze sobą półtora tygodnia i jak na razie dwa razy ta kupa mięśni się przydała, ale był kulą u nogi. Nie czuł się swobodnie z myślą, że ciągle ktoś śledzi każdy jego ruch, chodzi za nim nawet do męskiej toalety, słyszy jak on uprawia seks! Czy to nie przesada?! Nawet jeśli go wtedy uratował, to wciąż była to przesada... A potem jeszcze się przed nim rozkleił.
Czując, że policzki zaczynają go piec z zażenowania minął pokój z fortepianem i ruszył dalej w głąb wielkiej posiadłości, zdecydowanie zbyt dużej jak na jego gust, aby w końcu trafić do kuchni.
Królestwo Marii jak zawsze lśniło czystością i śmierdziało płynem do płytek. Kucharka szorowała każdy kawałek kuchni, tak jakby się bała, że ktoś zarzuci jej gotowanie w bałaganie. Nie pozwalała Anie posprzątać, sądząc, że tylko ona wie jak to powinno się robić i jak właściwie sprząta się po sobie.
Minął blat, zapalając niewielkie lampki nad kuchenką i pochylił się nad zamrażarką. W ostatniej szufladzie zawsze znajdowały się lody. Trzy różne smaki: truskawkowy dla Chiary, piernik ze śliwką dla Thomasa i ostatnie, największe z nich, dla niego, o smaku słonego karmelu. Były też inne smaki, schowane w chłodni, które głównie podawano gościom, jednak te trzy zawsze miały być pod ręką, na wypadek jakby któreś z nich miało ochotę.
CZYTASZ
Fatiscit muros
RomanceLeonardo Greenwood, ma 18 lat i dwa cele w życiu: dobrze się bawić i nie martwić się niczym. (A przynajmniej tak się wydaje jego rodzicom). Jednak nie może być w pełni zrelaksowanym nastolatkiem, ponieważ jako syn polityka i właścicielki największej...