Kiedy myślał o życiu bogatego osiemnastolatka, spodziewał się, że będzie musiał ciągle za nim chodzić od jednego znajomego do drugiego, z imprezy na imprezę. Że będzie potem musiał się martwić jak dotargać napitego i niekontaktującego Leonardo do domu albo będzie pilnował drzwi, gdy ten pokurcz będzie się gdzieś pieprzył po kątach. Jednak jego oczekiwania okazały się błędne, a rzeczywistość jeszcze gorsza.
Leonardo nie miał życia.
Johnatan zauważył to już trzeciego dnia ich wspólnej egzystencji. Wstawał z samego rana, szedł na zajęcia, na których notował wszystko to, co mówi wykładowca. Potem dreptał z głową schowaną w ramionach do biblioteki i tam spędzał resztę czasu, pisząc eseje, ucząc się albo po prostu czytając jakieś wielkie tomiszcze związane z prawem. Potem wracali do domu i szedł spać. Nic więcej. NIC.
Czwartego dnia, gdy siedział rząd za Leonardo i przyglądał się jak chłopak pisze pośpiesznie to, co dyktował wykładowca od prawa karnego, zastanawiał się jak można mieć tak nudne życie mając tyle możliwości, co ten mały. Z jednej strony powinien się cieszyć, że nie musi latać po klubach, ale z drugiej... ta bezczynność jest jeszcze gorsza. Każdy dzień taki sam, a on stoi pod tymi drzwiami albo w sali wykładowej albo kieruje samochodem, czy gapi się na dzieciaka w bibliotece. Idzie umrzeć z nudów.
Pokręcił głową sam do siebie, gdy wykładowca powiedział, że kończy na dziś i studenci zaczęli się zbierać. Sam nie wiesz co byś chciał, Johnatanie, pomyślał. Tak jak się umówili, nie miał na sobie garnituru, tylko zwykłe jeansy i koszulkę, ale blizna na twarzy i postura i tak sprawiały, że wyróżniał się w tłumie. Za to Leonardo w nim ginął.
Kolorowy tęczowy pokój dawał mężczyźnie pewien obraz chłopaka. Spodziewał się, że będzie równie wolnościowy i wyzwolony na co dzień, a tym czasem on przemykał z zajęć na zajęcia, nie rozmawiając z nikim, nie nawiązując kontaktu wzrokowego ani nawet nie witając się ze znajomymi ze wspólnych wykładów. Jeśli przerwa między zajęciami była dłuższa niż kilka minut, to znikał w bibliotece albo powoli pił kawę przy budce z automatami. I uparcie nie odzywał się również do Johnatana.
Nie żeby mu to przeszkadzało. Zdecydowanie wolał milczeć niż słuchać co ma do powiedzenia taki mały gówniak, ale był pod wielkim wrażeniem tego, że bachor potrafił żyć koło niego przez szesnaście z dwudziestu czterech godzin i nie odezwać się ani jednym pieprzonym słowem poza "Dzień dobry" i "dobranoc". To jest wyczyn.
Leonardo zatrzymał się nagle, a idący trzy kroki za nim Johnatan nie rozumiał czemu stoją na środku korytarza, dopóki nie zauważył dwóch studentów patrzących się na chłopaka z kpiącymi uśmieszkami. Zrobił nieznaczny krok w przód, aby móc zareagować, gdyby się coś działo.
- Znowu pięć, co Greenwood? - zapytał jeden z nich, szczerząc zęby. Leonardo nie odpowiedział, patrząc pomiędzy nich. - Touson nigdy nie dał nikomu wyżej niż cztery, a ty dostajesz drugą piątkę z kolei. Zdradzisz nam swój sekret, Greenwood?
- Nauka. - mruknął Leonardo i chciał ich minąć, ale niższy z nich pchnął go na miejsce, w którym przed chwilą stał. Johnatan napiął się gotowy do skoku. - Coś jeszcze?
- Tak. - syknął nieznajomy. - Nauka nas nie przekonuje, bo też się uczymy, a nie mamy piątek. Więc powiedz nam, Greenwood... obciągasz mu? W końcu jesteś pedałem, więc obciągasz każdemu, no nie? Za to dostałeś lepszą ocenę?
Ochroniarz poczuł jak zalewa go fala złości. Co te gnoje sobie wyobrażają?! Leonardo dostał te jebane pięć, bo siedział do północy nad książkami i uczył się dopóki nie zasnął, a te dwa małe chuje sobie roszczą prawo do obrażania go, bo same nie potrafią lepiej. Czy tak, kurwa, działa dzisiejsza młodzież?!

CZYTASZ
Fatiscit muros
RomanceLeonardo Greenwood, ma 18 lat i dwa cele w życiu: dobrze się bawić i nie martwić się niczym. (A przynajmniej tak się wydaje jego rodzicom). Jednak nie może być w pełni zrelaksowanym nastolatkiem, ponieważ jako syn polityka i właścicielki największej...