✿ 4: Wyzwanie

25.4K 1.4K 211
                                    

Zapraszam serdecznie, na moje pozostałe ff :)

Tak, jak obiecałam, przyjechałam dokładnie o 8:00, ani minutę później, ani minutę wcześniej. Harry przechodzi obok mojego biura ze zwycięskim uśmieszkiem, który znika, kiedy orientuje się, że jednak jestem w środku. 

-Dzień dobry, pani Evans - mówi okazując maniery, których napewno ode mnie nie oczekuje.

-Panu też, panie Styles - mój głos jest tak chorobliwie słodki, że nawet mnie bierze na wymioty.

Cały poranek jestem bardzo zabiegana - wychodzi na to, że Harry jest niezorganizowany. Pierwszą część dnia spędzam na segregowaniu dokumentów z ostatnich inwestycji firmy, od kiedy Harry nie znalazł czasu by zrobić to sam. Jestem w stanie usłyszeć go przez cały ten czas, w pokoju obok, krzyczącego na jakiegoś biednego mężczyznę, który ma to okrutne zadanie, by się z nim spotkać. 

Kiedy sięgam po, jak mi się wydaje, setną dzisiaj kartkę papieru, moje myśli wracają do momentu przed którym razem z Edward'em wczoraj opuściłam budynek. Czekałam na korytarzu, kiedy on poszedł pożegnać się z Harry'm, czytaj, dowiedzieć się co tak naprawdę o mnie myśli. Próbowałam nie podsłuchiwać ale głos Harry'ego jest tak cholernie donośny, że było go słychać nawet przez grube, mahoniowe drzwi jego biura. 

-Co jeśli skończy się tak, jak z Valerie? - zapytał.

-Ona taka nie jest, obiecuję - Edward zapewnił go. - Ona jest inna.

Włożyłam kartkę do odpowiedniego miejsca i oparłam się o biurko. Valerie, jak się domyślam, dzięki wielu godzin rozmyślania, musiała być jego sekretarką. Ale co jest tajemnicze, to co musiało wydarzyć się pomiędzy nią a Harry'm. Oczywiste jest to, że już tutaj nie pracuje. Ja zajęłam jej miejsce.

Może nie jestem jedyną osobą, która miała coś wspólnego ze swoim współpracownikiem. Ten pomysł ma sens. Nie żebym oceniała książkę po okładce, ale żeby dopisać 'kobieciarz' do listy cech Harry'ego nie byłoby nadto naiągnięte. 

Jestem tak zamyślona, że prawie spadam z krzesła, kiedy drzwi do pomieszczenia otwierają się i z hukiem uderzają o ścianę. Mój wzrok wędruje w stronę wejścia, gdzie stoi Harry ze zmarszczką na czole.

-Jest południe, co oznacza, że masz teraz czas na lunch - informuje mnie.

Kiwam głową.

-Czy chciałby pan, abym coś dla pana kupiła? 

-Ja, co? - patrzy na mnie w szoku.

-Zastanawiałam się, proszę pana, czy chciałby pan abym przyniosła jakiś lunch i dla pana - mówię powoli, próbując nie śmiać się, kiedy widzę jego zaskoczoną minę. Nie spodziewał się, że będę dla niego miła, kiedy on cały poranek był dupkiem. 

-To, um, bardzo miłe z twojej strony - mówi, masując tył swojej szyi. - Myślę, że wezmę zestaw z indykiem ze sklepu kanapkowego, który jest w dół ulicy. To znaczy, jeśli oferujesz.

-Oczywiście - mówię mu, chwytając torebkę. - Wrócę za 20 minut.

Jestem punktualna i 20 minut później pukam w drzwi Harry'ego z kanapką z indykiem w ręce.

-Wejść! - krzyczy.

Wchodzę, próbując nie sapnąć, na to jak luksusowe jest jego biuro. Dywan jest tak miękki i wyściełany, że mam wrażenie jakbym szła po chmurze. Po prawej, widzę jakby osobistą siłownię, a obok przebieralnię. Na lewej ścianie wisi ogromny, płaski telewizor, a pod nim mikrofalówka i mini lodówka. To biuro jest tak piękne, że aż chce mi się płakać.

Yes, Sir || hs (tłumaczenie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz