-Bardzo bym tego chciał - Louis wzdycha.
Jestem pewna, że nie tylko on by tego chciał ale i połowa pracowników z firmy. Wszyscy są teraz jakby uzależnieni od moich wypieków. Cieszę się, że lubię to robić, bo gdyby tak nie było chyba bym nie wytrzymała z pieczeniem takiej ilości klusterów na tydzień.
Nagle, Louis zostaje wyrwany ode mnie przez nikogo innego, tylko wściekłego Harry'ego.
-Czego byś bardzo chciał? - mój szef rząda.
-Mówiłem tylko o..- Louis próbuje wyjaśnić, jednak Harry przerywa mu w połowie zdania.
-Właściwie, nie obchodzi mnie to. I odbijam - patrzy na Louis'a dopóki ten nie odchodzi z rękoma uniesionymi w obronnym geście. Zanim zanika w tłumie mruga do mnie i powstrzymuję się od uśmiechnięcia. Nasz plan działa idealnie.
Odwracam się do Harry'ego, który owija swoje ręce na mojej talii, przysuwając mnie bliżej. Prycham i kładąc dłonie na jego klatce próbuję go od siebie odsunąć.
-No masz tupet.
Jego ramiona są za silne. Szarpię się z nim ale on trzyma mnie w mocnym uścisku.
-Przestań ze mną walczyć - szepcze, kiedy wbijam paznokcie w jego ramię. - Nie wydaje mi się żeby wymaganie od swojej partnerki tańca było czymś wielkim.
-Oh, tym właśnie jestem? Twoją partnerką? - śmieję się, a on krzywi się kiedy mocniej wbijam paznokcie w jego ręce, moje palce są już białe od siły z jaką to robię. - Myślałam, że faceci powinni komplementować swoje partnerki, a nie wyzywać je od dziwek.
-Przepraszam. I nigdy nie powiedziałem..
-Równie dobrze to zrobiłeś - przerywam mu.
Wzdycha.
-Spójrz, Ja..Jezu, Leah czy możesz przestać mnie szczypać?
Patrzę na jego ramiona, gdzie moja paznokcie zostawiają za sobą pamiątkę na długi czas. Harry posyła mi błagające spojrzenie i wywracam oczami ale odpuszczam. Oddycha z ulgą.
-Dziękuję - mówi. - I próbowałem powiedzieć, że byłem zaskoczony, bo poprosiłem moją asystenkę, Leah Evans o przyjście ze mną, a nie jakąś jej wersję seksownej Marilyn Monroe.
-Oh, racja - kiwam głową, jakby to miało jakiś sens. - Jedynym powodem dla którego dostałam pracę u ciebie było to, że nosiłam długie spódnice i zero makijażu. Więc dla twojej informacji, panie Styles od tej pory będziesz widywał tylko taką wersję mnie. Mam dosyć ukrywania się w cieniu.
Piosenka się kończy i zaskakuję go, gdy wyrywam się z jego uścisku zanim może zareagować. W moich żyłach płynie adrenalina, dźgam go palcem w klatkę.
-Jesteś po prostu zły, że podobam się innym facetom. Będę miała lepsze zajęcia niż pieczenie ci co noc ciasteczek!
-Shhh! - chwyta mnie i rozgląda się nerwowo na inne pary na parkiecie. Niektórzy z nich patrzą teraz na nas przez mój wyskok. - Mów ciszej.
-Oh, bardzo przepraszam - wywracam oczami. - Zapomniałam, że pownieneś dawać przykład swoim pracownikom.
-Dokładnie - znowu mnie do siebie przyciąga, albo nie słyszy mojego sarkazmu albo postanawia go zignorować. - I wierz mi - dodaje. - Twoje czekoladowe klustery to ostatnia rzecz w moich myślach teraz.
Otwieram usta żeby na niego nawrzeszczeć za bycie zboczonym ale przyciska moją głowę do swojego ramienia skutecznie mnie uciszając.
-Po prostu bądź cicho i tańcz - mamrocze.