Rozdział 2

881 68 99
                                    

Czarnowłosy siedział na łóżku w swoim mieszkaniu, choć do spotkania ze starym znajomym zostało mu zaledwie 10 minut. Nie musiał się jednak aż tak spieszyć, ponieważ mieszkał praktycznie obok miejsca spotkania. Niezbyt lubił tą knajpkę, ale nie chciało mu się też dużo chodzić - przecież to Magister, leniwy jak cholera, o każdej porze dnia i nocy. W zasadzie nocy niekoniecznie, bowiem właściwie wtedy zaczynał tworzyć projekty do pracy, czy inne durnoty. Jego życie zaczynało się wraz z zachodem słońca. Był on takim człowiekiem, któremu wystarczały zaledwie trzy godziny snu na dobę.

Podniósł się powoli i podszedł do lustra. Poprawił włosy, poczym spojrzał sobie w oczy. Ujrzał w nich to, co zawsze - pustkę. Totalny brak emocji. Co było nawet ciut przerażające.

To było jedyne, co chłopak w nich widział. Inni jednak powiedzieliby wiele na temat ich rzadkiego koloru. Oczy Marcela były intensywnie zielone. Można by twierdzić, że chłopak nosi soczewki, ale nie byłoby to prawdą. Oczy czarnowłosego bez dwóch zdań były jego największym atutem, a tych miał całkiem sporo. Był przystojny, to mógł przyznać każdy. Włosy kruczoczarne, nawet lekko obsydianowe, jak ujął to niegdyś Zaha, idealnie komponowały się z kolorem oczu. Do tego umięśniona i wysportowana sylwetka, choć tak naprawdę Marcel siłownię odwiedzał dość rzadko.

Atutów miał wiele, lecz on dostrzegał tylko te okropne blizny, oszpecające jego ciało. Najbardziej widoczne były te na nadgarstkach i prawym ramieniu.

Wciąż obserwując siebie, Marcel przejechał palcami po znamionach. Nienawidził ich, z jednego prostego powodu. Okazywały jego słabość.

Zielonooki odwrócił twarz od lustra, zamykając oczy. Kciukiem dalej gładził tą najgrubszą, prawie śmiertelną bliznę na nadgarstku. Czemu akurat mnie musiał spotkać taki los? - pytał się w myślach. - Czemu akurat ja?

Z transu wyrwało go lekkie łaskotanie w okolicach kostki. Otworzył oczy z zamiarem zidentyfikowania obiektu, który przerwał ten ciąg depresyjnych myśli krążących po jego głowie. Jego nowy piesek - suczka o imieniu Tola - najwyraźniej wyczuła nastrój Marcela, bo ocierała się o niego jakby chcąc poprawić mu humor. Magister uśmiechnął się i podrapał psiaka za uchem. Gdy kucnął, piesek wdrapał mu się na kolana i zaczął lizać po twarzy, na co Marcel zareagował cichym chichotem. Chłopak spojrzał na zegar.

- Cholera - zaklął pod nosem. Teraz zostało mu już tylko pięć minut...no pięknie. Jakoś średnio chciał się spóźnić na spotkanie z dopiero co odzyskanym przyjacielem.

Zaraz...Marcel nie myśl tak. Nie odzyskałeś go do tej pory, więc nie odzyskasz i teraz - pomyślał, poczym westchnął.

Podniósł się i sięgnął po pierwszą lepszą bluzę wiszącą na garderobie. Nałożył ją na siebie, poczym wziął klucze, które włożył do kieszeni czarnych jeansów.

- Tata niedługo wróci - powiedział jeszcze w stronę swoich piesków. Marcel patrzył teraz na bardzo uroczy widok przedstawiający trzy psiaki siedzące obok siebie - dwa dość duże o imionach Kuba i Niko, pomiędzy nimi usiadła Tola. Wszystkie zwierzęta patrzyły się na chłopaka smutnym wzrokiem jak zawsze, gdy gdzieś wychodził. Posłał im ciepły uśmiech, poczym zniknął za drzwiami. Te istoty były jedynymi, które potrafiły wywołać u niego tak uroczy grymas twarzy, jakim był owy uśmiech.

Chłopak zakluczył drzwi mieszkania i włożył do uszu słuchawki, włączając ulubioną playlistę. Musiał się  odprężyć, bo wiedział, że to spotkanie nie będzie proste.

Po kilku minutach był już na miejscu. Wyciągnął słuchawki z uszu i włożył je do kieszeni. Spojrzał jeszcze na nadgarstki, by sprawdzić, czy na pewno bluza je zakrywa i wszedł do środka restauracji.

Wnętrze wyglądało bardzo elegancko. Podwieszany sufit był w kolorach szarym i białym, podłoga również. Wszędzie porozstawiane były stoliki z białymi krzesłami, a na wprost od wejścia stał bar. Wszystko znajdowało się w ogromnym pomieszczeniu, którego mogłoby pomieścić naprawdę sporą liczbę osób.

Serce chłopaka zabiło szybciej gdy zorientował się kto do niego macha.

Zawahał się, lecz po chwili wyszczerzył się sztucznie w stronę dawnego przyjaciela. Podszedł do stolika, przy którym siedział Zaha.

Marcel stwierdził w myślach, że Zaha nie zmienił się zbytnio. Jedynie nabrał większych mięśni i wyjaśniały mu trochę włosy. Jedna rzecz w Zasze bardzo mu spasowała - Magister nadal był wyższy.

- Cześć - powiedział niepewnie czarnowłosy. Zachariasz uśmiechnął się promiennie i podniósł ze stolika, by stanąć przed Marcelem. Starszy nie bardzo wiedział jak ma się zachować, w końcu przez swoją samotność umiejętność komunikowania się z jakąkolwiek bliską mu osobą znacznie się pogorszyła. Wykonał więc najbezpieczniejszy ruch, podał Zasze rękę. Ten jednak zrobił coś, czego drugi chłopak się nie spodziewał. Maluch przybliżył się i przytulił Magistra. Czarnowłosy znieruchomiał i poczerwieniał na twarzy, lecz lekko oddał uścisk. Czuł, jakby już skądś znał tą sytuację...no tak! Już pamiętał. Kiedyś wydarzyło się bardzo podobnie...a potem myślał o Zachariaszu przez następne miesiące. O nie.

Choć z drugiej strony raczej nie powinien się niczego obawiać, w końcu dojrzał przez te kilka lat. Więc, jest okey.

Prawda?

- Um...przepraszam - wyjąkał Zaha, odsuwając się od Marcela - mogłeś sobie nie życzyć.

- Nic nie szkodzi - zanim zielonooki przemyślał ten ruch, uśmiechnął się ciepło. I co najdziwniejsze, szczerze.
Może to jednak nie była tylko jakaś nastoletnia faza...ten chłopak był w końcu jedynym człowiekiem na świecie, który potrafił wywołać u Magistra zaciesz na twarzy.

Chłopcy patrzyli jeszcze przez chwilę, stojąc obok stolika. Jakby tym krótkim kontaktem wzrokowym próbowali nadrobić lata spędzone bez siebie.

- To... może usiądziemy? - cudowny moment postanowił przerwać brunet.

Marcel zmarszczył brwi.

- Hmm? - mruknął, wyrwany z transu. - Usiąść? A tak, tak, możemy. Oczywiście.

Magister nie rozumiał swojego zachowania. Dlaczego był taki speszony? Zwykle na spotkaniach z ludźmi to oni bali się Marcela. On dobrze o tym wiedział, ba, swoimi tekstami skutecznie ich odstraszał. Więc co mu się stało dzisiaj?

- Więc, masz może jakiś pomysł na projekt? - spytał Zaha, gdy już usiedli.

- Projekt... - Marcel kiwał głową przyglądając się twarzy dawnego przyjaciela. - A tak, projekt! Tak, mam już parę pomysłów. Możesz mi opowiedzieć trochę o twojej firmie. - znów się zapomniał. To spotkanie powinno się jak najszybciej skończyć, bo zaraz zrobi coś głupiego. Tyle, że on nie chciał by się kończyło...

Zachariasz zaczął opowiadać, a Magister z całej siły woli starał się skupić na jego słowach. Gdy brunet skończył, Marcel chwilę się zastanowił i teraz to on zaczął przedstawiać, jak logo mogłoby wyglądać. Rozluźnił się. Brunet był pod wrażeniem profesjonalności starszego, słuchał go z dużym podziwem. Gdy już mieli wstępny zarys, zajęli się kolorystyką, z czym nie mieli większych problemów. Wystarczyło 20 minut i logo było gotowe.

***

Witam państwa

I jak przeżyliście to rozpoczęcie?
Było tak źle jak u mnie?
Napiszcie jak było w kom, może to mnie jakoś pocieszy

Przy rozdziale pomagał KubaLewczuk dzięki stary i trzy mniejsze dla ciebie :)

Zatem widzimy się w piątek!

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz